Rhianna Pratchett uważa, że w grach brakuje twardych, dojrzałych kobiet i... matek
Czyli nie tylko ja marzę o zagraniu Czarną Mambą?
08.05.2018 12:58
Rhianna Pratchett, córka Terry'ego Pratchetta, od lat znana jest w branży gier. Jej pomysły na fabułę zostały wcielone w takich tytułach jak Tomb Raider z 2013 roku oraz Mirror's Edge, Overlord czy Heavenly Sword. Regularnie pisuje m.in. w Guardianie. Obecnie zaś pracuje nad scenariuszem do serialu "The Watch", który opowiadać będzie historię Straży Miejskiej z uniwersum Świata Dysku. Dlaczego o niej wspominam?
Ponieważ w rozmowie z Gamespotem Pratchett poruszyła bardzo ciekawy temat. Na przykładzie God of War zauważa ona pewną tendencję, która pojawia się w grach, a mianowicie - coraz częściej przedstawiają one relację między ojcem i synem. Wynika to z faktu, że deweloperzy sami mają dzieci i chcą umieścić w grze historie, które są im bliskie. Ponadto inspiracji do scenariusza szukają w życiu. Na tym tle widać zresztą, jaki jest rozkład płci w tej branży - ojcowie albo przewodnicy duchowi, którzy są mężczyznami, to dość częsty obraz (kim był Elminster jak nie mentorem?). Motyw matki to motyw kobiety zaginionej, w pewien sposób uświęconej przez śmierć. To osoba, do której się tęskni i której pamięć celebrują ojciec z synem. Ale pozostaje ona nieobecna.
Ale już matki w grach są mało widoczne, a zwłaszcza te, które potrafią walczyć. Dlatego każde pojawienie się takiej figury jest zauważane (że wspomnę o mojej wczorajszej zapowiedzi gry o Sachi, która wyrusza w niebezpieczną podróż w celu odzyskania dziecka).
"Wątek Lary Croft w roli matki to byłoby ciekawe pole do eksploracji" - tym ostatnim zdaniem Rhianna zapewne wywoła u większości z was spore poruszenie. Odzew fanów na propozycje takiego rozwinięcia tej postaci był, jak się można spodziewać, dwojaki. Część zareagowała z entuzjazmem, ale dla sporej liczby graczy Lara-matka to obraz nie do przyjęcia. Rhianna podkreśla, że połączenie roli matki i super bohaterki to prawdziwe wyzwanie, poza tym, cóż:
Bo jest jeszcze takie coś jak nieplanowana ciąża oraz różne trudne do przewidzenia okoliczności, które zmuszają do zaopiekowania się dzieckiem. Prawdziwy rodzic nie musi być rodzicem biologicznym. Ani Joel i Ellie (The Last of Us) ani Lee i Clementine (The Walking Dead) nie są spokrewnieni, a ich relacje można śmiało określić jako rodzinne. Oczywiście, obraz rodziny, który tworzą, jest dość nietypowy. Nie chodzą razem do kina czy na lody, obserwujemy ich podczas ekstremalnych wydarzeń. Ale uczucie, które między nimi powstaje, jednoznacznie nasuwa skojarzenia z emocjami typowymi dla rodziców i ich dzieci. Wypowiedź Rhianny na temat macierzyństwa Lary wywołuje wiele innych domysłów, których nie będę tutaj przytaczać - niech te słowa idą w świat i sieją popłoch. Albo zaciekawienie.
Dalej w wywiadzie Pratchett przyznaje, że brakuje jej w grach kobiet nieco bardziej dojrzałych. Dlaczego męscy bohaterowie potrafią starzeć się z elegancją (tu na myśl przychodzi mi Big Bos w ostatnim Metal Gear Solid: The Phantom Pain, albo Sam Fisher), podczas gdy bohaterki to najczęściej dwudziestolatki? To jest ciekawa kwestia, nad którą warto zatrzymać się nieco dłużej. Aloy i Senua są twarde, ale dopiero wstąpiły na ścieżkę wojny. Gdzie są weteranki?
Wyjątkowość postaci Chloe Frazer i Nadine Ross ze znakomitego dodatku do Uncharted polegała właśnie na ich dojrzałości. To nie są młodziutkie, naiwne dziewczątka, o nie. W ciekawy sposób łączą kobiecy wdzięk (Chloe wyżymająca włosy po wyjściu z jeziora) z brutalnym profesjonalizmem. To, jak eliminują wrogów, pozbawione jest finezji i ozdobników. Chloe i Nadine doprowadziły techniki walki do niezbędnego minimum - liczy się skuteczność, a nie wygląd. Podobnie jest z Yennefer, która nie przebiera w środkach. Zresztą, skądinąd wiadomo, że czarodziejka, chociaż wygląda na młódkę, ma prawie sto lat.
Wspomniane kreacje są bardzo pociągające i powodują, że kobiety grające w gry - i nie mówię tu tylko o sobie - czują się pewniej, ponieważ mają się z kim utożsamić. Owszem, można grać postacią przeciwnej płci i dobrze się bawić (swoją drogą, z wielu moich rozmów wynika, że Adam Jensen to najczęściej wymieniany facet, którym lubią grać dziewczyny), ale czasami fajnie jest poczuć się bardziej sobą. Z tego też powodu uważam, że ciekawie byłoby zobaczyć dojrzałą, zaprawioną w boju oraz przy okazji nieco zgorzkniałą i zmęczoną życiem Larę. Czy to mieli na myśli twórcy zbliżającego się Tomb Raidera, mówiąc, że najnowsza odsłona serii będzie "najdojrzalszą odsłoną nowej trylogii'? Nie miałabym nic przeciwko, chociaż wątpię, by poszli tak daleko.