Recenzja gry Latające Burrito, czyli szalonej karcianej gry w zbijaka
Raz, dwa, trzy… Burrito! Lepiej kryjcie się, bo ten, kto oberwie, ten traci punkty. I jakkolwiek niedorzecznie brzmi obrzucanie się burrito, w tym szaleństwie jest metoda. I masa śmiechu.
05.12.2020 07:46
"Latające Burrito" to niewielka gra imprezowa dla 2-6 osób. Jej zasady są bardzo proste: w grze nie ma tur, każdy dobiera karty z odpowiedniego stosu ze stołu i stara się skompletować jak największą liczbę zestawów trzech takich samych obrazków. Na ręce możecie mieć nie więcej niż 5 kart, więc jeśli jakaś wam nie pasuje, odrzucacie ją na stos, z którego karty dobiera przeciwnik po waszej lewej.
Każdy zestaw trzech takich samych kart zapewnia wam jeden punkt, a celem gry jest zdobycie ich jak największej liczby. Ponieważ nie ma tu klasycznych tur, to kto pierwszy ten lepszy. Brzmi prosto, a cała rozgrywka jest pełna pozytywnego chaosu, bałaganu i śmiechu. Ale robi się "poważnie", gdy ktoś zagra zestaw kart specjalnych i wywoła bitwę na burrito!
Jak to działa? Nawet sami twórcy gry twierdzą, że "czytanie zasad to najgorszy sposób na ich naukę", więc poniżej możecie zobaczyć, jak w praktyce wygląda gra:
Bitwy na burrito
Jeżeli mieliście okazję zagrać w "Eksplodujące Kotki", to humor twórców "Latających Burrito" nie będzie wam obcy. Tym razem oferują oni inny typ karcianej rozgrywki, która może sama w sobie nie jest bardzo oryginalna, to wiele zyskuje dzięki tytułowym bitwom.
Gdy zbierzecie 3 takie same karty bitew, należy położyć je odkryte na swoim stosie zapunktowanych zestawów i wykrzyknąć odpowiednie wezwanie do bitwy. W grze występują ich trzy typy:
- Burda - dwóch wybranych graczy musi się zmierzyć w walce "kto pierwszy, ten lepszy" - każdy z nich chwyta burrito w rękę i ten, który pierwszy oberwie, przegrywa;
- Wojna - gdy wywołujecie wojnę, pozostali gracze muszą chwycić szybko jedno z dwóch burrito i cisnąć nim w dowolnego gracza, poza osobą, która wywołała wojnę;
- Pojedynek (mój ulubiony) - niczym bohaterowie z Dzikiego Zachodu, dwóch graczy wybranych przez inicjatora (można wskazać siebie) musi zmierzyć się w pojedynku - stają do siebie plecami z burrito w dłoniach, odliczają kroki i na znak rzucają w siebie.
Za każdym razem pojedynek może przegrać tylko jeden gracz, czyli ten, który jako pierwszy oberwie. Poza tym, że jego duma zostaje urażona, to jeszcze traci jeden punkt, co zaznacza się specjalnym znacznikiem. Gdy wszystkie karne punkty zostaną przyznane, kończy się pierwsza runda gry.
Druga runda wygląda identycznie jak pierwsza, a jej wynik (jak najmniejsza liczba punktów karnych) wyłania nam zwycięzcę zabawy. Jeśli dochodzi do remisu, to gracze mierzą się w specjalnej bitwie o tytuł Wielkiego Zwycięzcy.
Niedorzeczna radość
Cała gra jest zdecydowanie szalona i bardzo niedorzeczna, a jednak zapewnia masę frajdy. Twórcy zadbali o kilka wariantów, które ułatwiają zabawę w 2 osoby lub w bardzo małym pokoju. Dodatkowo, jeśli mamy 2 egzemplarze gry, to możemy zagrać w więcej niż 6 osób.
Po ostatnich rozgrywkach w "Everdell" miło było dać szarym komórkom nieco odpoczynku. Chociaż nie spodziewałam się wiele po "Latającym Burrito", to bardzo zdziwiło mnie, jak dużo dobrej zabawy może dostarczyć okładanie się "jedzeniem".
Polecam posłuchania rady twórców, którzy ostrzegają, by posprzątać najbliższe otoczenie przed grą oraz nie trzymać w pobliżu prawdziwego jedzenia. Burrito uniknęło co prawda spotkania z pizzą leżącą na stole, ale jedna z moich japońskich czarek do herbaty niestety nie przeżyła trafienia.
Jak się prezentuje Latające Burrito od strony wizualnej?
Na koniec parę słów o tym, co znajdziemy w pudełku. Na grę składa się 120 kart z zabawnymi rysunkami, 6 znaczników obrażeń, 1 znacznik dla najlepszego gracza oraz 2 burrito. Mówcie, co chcecie, ale nie wierzę, że można się oprzeć ich uroczemu spojrzeniu. Samo pudełko jest również bardzo solidne i ładnie prezentuje się na półce.
Poszczególne elementy zestawu są dobrze wykonane, chociaż karty po wielu intensywnych rozgrywkach raczej ulegną zniszczeniu czy brzydkim zagięciom. "Latające Burrito" to dynamiczna gra, więc delikatne obchodzenie się z kartami nie wchodzi raczej w grę. Na uwagę jednak zasługują grafiki na kartach, które pełne są niedorzecznego humoru. Miłośnicy sucharów nie będą zawiedzeni.
Co do samych burrito, bo to one są przecież najważniejsze, to nie tylko z wyglądu są milutkie. Nawet jak mocniej się zamachniemy, to raczej ciężko będzie zrobić nimi krzywdę (ale polecam zdjęcie okularów przed bitwą!). Maskotki wykonane są z miękkiej pianki, więc jeśli nie będziecie ich traktować w ekstremalny sposób, oraz trzymać koty i inne zwierzęta z dala od nich, to powinny długo posłużyć.
Chociaż "Latające Burrito" to gra od 7 lat, to zarówno młodsi, jak i starsi (grała nawet moja mama!) świetnie się bawiliśmy. "Latającym Burrito" co prawda nie udało się zrzucić z podium faworyta mojej "planszówkowej" ekipy, czyli "Vudu", ale i tak zajmuje solidną pozycję. Jeżeli chcecie przeżyć karczemną bójkę w zupełnie nowy sposób, to zdecydowanie mogę wam polecić tę grę.
Dziękujemy Wydawnictwu Rebel za udostępnienie gry do recenzji.