Recenzja Call of Duty: Black Ops - Cold War. Tryb fabularny to wywar z czystej zabawy
W "Call of Duty: Black Ops - Cold War" jest absolutnie wszystko: przejazd pod wybuchającym samolotem, spektakularna infiltracja siedziby KGB, a nawet kraksa helikoptera z bombą atomową na pokładzie. Nie ucierpieli żołnierze ani bomba. Gorzej ze śmigłowcem. Mało? To dorzućmy wycieczki po Berlinie, Wietnamie czy Moskwie. Wspominałem, że można też zagrać w "Pitfall"?
Ale po kolei. Tytułowa "zimna wojna" to krótki wycinek tego długiego, nieformalnego konfliktu między USA i ZSRR. My pomijamy jej większą część i przenosimy wprost w kolorowe lata 80.
Fabuła "Cold War" jest prosta jak dialogi w filmach Vegi. Zły Rusek chce zrzucić atomówkę na USA. USA nie chce atomówką oberwać. Trzeba zatem złego Ruska zlikwidować. Ale żeby to zrobić, trzeba z listy skreślić podobizny jego giermków. Przy okazji wyłapując kolejne "niezwykle ważne" dane, które doprowadzą nas do wielkiego finału. Lub kilku jego wariantów.
Prostackie? Owszem. Ale jakież spektakularne. Nie dość, że twórcy co rusz rzucają nas w nowe krajobrazy, to dbają o urozmaicenia. Zaczynamy po cichu w Amsterdamie. Z cichej infiltracji szybko robi się ostra zadyma. Dymimy zatem u boku pokiereszowanego bliźniaka Roberta Redforda.
Jest szybko, brutalnie, bez chwili nudy i namysłu. Przeciwnicy pomysłowością nie grzeszą i pod lufę wchodzą aż miło, ale jest ich tylu, że w sumie nie ma czasu na narzekanie. Możemy rozkosznie pruć przed siebie, siejąc ołów na prawo i lewo. A jeśli nas najdzie taka ochota, możemy złapać jednego ze "złych" i użyć jako ludzkiej tarczy.
Rozróba na holenderskich dachach kończy się spotkaniem z informatorem. Nie chce gadać. Kolega Redford (choć w grze nazywa się Adler) zrzuca zatem losowego gościa. Informator zaczyna sypać. I tu wielka, jak na tę serię, nowość. Mamy linie dialogowe do wyboru. Ba. Możemy nasze nowo zdobyte źródło informacji pozostawić przy życiu lub sprawdzić, jak poradzi sobie z grawitacją.
Ten poradził sobie kiepsko.
Nieco później trafimy ponownie na dach, ale tym razem do Berlina Zachodniego. A że okres gorący, to rzucenia okiem na Mur i Ziemię Niczyją nie mogłem sobie odpuścić.
Choć do upadku muru było już niedługo. Wiedzieli o tym ówcześni graficiarze.
Wróćmy do gry. Dialogi i zrzucanie z dachów to nie jedyne nowości w "Cold War". Naszego bohatera o nazwisku Bell możemy bowiem lekko spersonalizować. Nie tylko fizycznie, lecz także, hmm, mentalnie? Do wyboru mamy pochodzenie, karnację i płeć (pojawia się nawet wybór dla osób niebinarnych). Nie mają one jednak żadnego znaczenia w kontekście fabularnym. Dalej jednak zaczynają rozbrzmiewać echa gier RPG.
Do wyboru mamy bowiem dwa profile psychologiczne. Jeśli wybierzemy np. paranoika, ten będzie szybciej celował przez przyrządy,a jeśli dodamy do tego autonomię - będzie szybciej zbierał się do sprintu. Natomiast osoba porywcza zyska celność przy strzałach z biodra. To na tyle ciekawe rozwiązanie, że wręcz żałowałem, iż nie wpływało to na relacje z członkami drużyny czy kwestie wypowiadane przez bohatera.
Pomiędzy misjami poruszamy się po centrum dowodzenia, czyli obskurnym garażu, w którym możemy przejrzeć zebrane dowody, wybrać kolejne misje (są również poboczne: całe dwie) i pogadać z powiększającą się ekipą. Wpływ na finał ma liczba dowodów, które zbierzemy w trakcie wykonywania zadań. Również tych pobocznych.
Do Berlina jeszcze powracamy, w międzyczasie odhaczymy Wietnam, a w nim m.in. bardzo przyjemną, choć nieco urwaną w finale sekwencję "lataną" helikopterem.
Potem trochę skradania, rzucania toporkiem i znów strzelania. Nie obędzie się też bez chowania trupów w szafach (dosłownie), a nawet otwierania zamków wytrychem w formie minigry.
Wpadniemy również do magazynu służącego za plan zdjęciowy/strzelnicę dla komunistów. To w ogóle świetna sekwencja naszpikowana masą easter eggów. Od parodii pewnej "znanej sieci z burgerami"...
...po salon z automatami do gier. Grywalnymi. Tu trzeba się pokłonić wyjątkowo nisko, bo Activision sięgnęło do swojej prehistorii. Możemy więc spróbować swoich sił m.in. w "Pitfall", "River Raid", ale również te mniej znane, jak "Barnstorming", "Fishing Derby", "Grand Prix", czy "Enduro". Jeśli ktokolwiek myśli, że współczesne wyścigi są trudne, cóż, salon arcade z "Cold War" szybko wyleczy go z tej myśli.
Obecność nawiązań do poprzednich gier z serii "Call of Duty" zaskakująca oczywiście nie jest, ale tym razem jest ich tyle, że trudno je pominąć. Miłośnicy samego "CoDa", jak i "Black Ops", również poczują się, jak u siebie. Nie mogło bowiem zabraknąć tu tria: Hudson, Mason i Woods. Ale spokojni powinni być również, ci, dla których "Cold War" będzie "pierwszym razem", bo gra nie przytłacza nawiązaniami.
W "Call of Duty: Black Ops - Cold War" grałem na PlayStation 5 i TV Samsunga Q80T. I jeśli jeszcze nie zauważyliście po obrazkach - wizualnie wygląda to olśniewająco. Efekty cząsteczkowe robią wrażenie, podobnie jak luneta w snajperce, w której przy dobrym oświetleniu widać, co jest za nami. No i najważniejsze. Nic nie chrupie i trzyma stabilne 60 klatek.
Znalazło się też w nowym "Black Ops" miejsce na "suche żarty". Jakie może być hasło do radzieckiego superkomputera?
Uwaga spoiler - to nie było hasło. Koniec spoilera. Spotkamy również garść postaci historycznych. Jest Ronald Regan, a na jednym z filmików przewinie się nawet generał Jaruzelski, a z Gorbaczowem usiądziemy nawet do stołu.
Fabularnie i wykonawczo mamy tu do czynienia z kompilacją "the best of". I to zarówno z serii "CoD", jak i całego naręcza filmów szpiegowskich. Jest efekciarsko, jest na przegięciu, ale frajdy po prostu "Call of Duty: Black Ops - Cold War" odmówić nie można. Nie przeszkadza nawet fakt, że kampanię skończycie w 5-6 godzin. Ani jej nikczemnie niski poziom trudności. Ani ślepi i głusi przeciwnicy.
Nie zapominajmy jednak jaką kategorię wagową "Call of Duty" reprezentuje. To gra dla KAŻDEGO. I w tej kategorii "Cold War" jest niemal bezkonkurencyjne. Ubawiłem się setnie.
A o zombie i trybie multi porozmawiamy w osobnym wpisie.
Ocena 4/5
Producent: Treyarch / Raven Software
Wydawca: Activision
Platforma: PC, PS4, PS5, XONE, XSX
Data premiery: 13 listopada 2020
Graliśmy na PS5, grę udostępniła nam agencja Kool Things, a telewizor jego producent.
Graliśmy na telewizorze Samsung Q80T.