Ptaszki ćwierkają, nad czym pracuje Retro Studios
To nie nowy Metroid. To nie nowy Donkey Kong.
Najpierw o samych deweloperach, bo jest maleńka szansa, że nie znacie najwybitniejszego studia, jakie w tym wieku udało się schwytać Nintendo. Zespół z Teksasu nie zrobił być może wielu gier dla japońskiego giganta, ale i tak zapisze się do wielkiej księgi n-historii na długie dekady. Najpierw trylogia Metroid Prime, potem dylogia Donkey Kong Country Returns. Czyli wzięli te marki, które powodują większy sentyment wśród anglojęzycznych graczy, i ponownie wynieśli je na szczyt. Było jasne, że od dawna pracują nad jakimś tajemniczym projektem. Nie miał to być Prime 4, nie mógł to przecież być wyłącznie switchowy port Tropical Freeze.
Według plotek, które szybkim tempem przeszły z 4chana do wielu growych portali, „Złoci Chłopcy” tworzą… futurystyczne wyścigi. I tutaj byłbym w stanie wyskoczyć ze szczęścia z okna (spokojnie, nie mieszkamy wysoko, co najwyżej bym kostkę skręcił), bo przecież oczywiste, że mówimy o wielkim powrocie F-Zero, którego wyczekujemy od lat GameCube’a. Prawda? Ale co to znaczy, że nieprawda? Niestety, nowy tytuł miałby nawiązywać do innej kultowej marki Nintendo. Tej, która zaliczyła największą wtopę podczas życia Wii U. Już coś świta?
Star Fox Grand Prix, taki według plotek jest tytuł trzymanego pod kloszem projektu. Miałoby to być gameplayowe połączenie Diddy Kong Racing z F-Zero. Z tego drugiego, jak podejrzewam, podwędzą poczucie prędkości, wygląd torów i antygrawitacyjne myki, z tego pierwszego - klimat ścigałek kartowych oraz, tutaj już według źródeł, tryb przygodowy dla jednego gracza. Nie zrozumcie mnie źle, to brzmi fantastycznie. Jeżeli sama gra będzie udana - a nie mam powodu podejrzewać inaczej w przypadku Retro - będę jej bronił do upadłego. Tylko po co na siłę łączyć to z uniwersum Star Foxa?
Star Fox to kosmiczne strzelanki na szynach. To istna definicja „arcade”. Marka próbowała już romansu z innymi gatunkami, gdy Shigeru Miyamoto rozkazał Rare przerobić ich zeldopodobną grę z dinozaurami w Star Fox Adventures. Zgadnijcie, jak to wyszło. Wcale nie żywię niechęci wobec wojowniczych zwierzaków, ale najlepiej im w takiej formie, jak podczas wcielenia z Nintendo 64.
Po co niezwiązaną z wyścigami markę wpychać w wyścigi, skoro nawet próbując ją opisać, używa się dwóch starszych, wyścigowych, bardziej adekwatnych, a podobnie niedopieszczonych? Czyżby znowu Miyamoto maczał w tym palce (zawsze przesadnie kochał Star Foxa)? A może chodzi o dokończenie amerykańskiej listy wymarzonych powrotów? Tchnęli nowe życie w Metroida, odświeżyli Donkey Konga, to teraz oszlifują Lisa? Hm... Cóż, być może którąś odpowiedź poznamy na tegorocznym E3. O ile to nie będzie zaledwie pociągnięty przez internautów żart.
Adam Piechota