Pozew rodziców przeciwko Epic Games
Powodem ma być brak informacji o możliwym uzależnieniu się w trakcie gry w Fortnite.
Temat uzależnienia i negatywnego wpływu gier wideo powraca jak bumerang przy okazji tragedii, których sprawcami byli nastolatkowie lub ogólnie, młodzi ludzie, na komputerach których znaleziono zainstalowane jakieś giereczki. Tym razem nie doszło na szczęście do przelewu krwi, co nie oznacza wcale, że sprawa jest prostsza.
Zdaniem Alessandry Esposito Chartrand, prawniczki z rzeczonej kancelarii, granie w Fortnite jest tak samo groźne, jak zażywanie kokainy - chodzi o dopaminę, substancję w mózgu, która uwalnia się podczas gry, jak i stosowania narkotyku. Młodzi ludzie są szczególnie narażeni na jej działanie, co po wpisaniu uzależnienia od gier na listę zaburzeń przez WHO stało się jeszcze bardziej nośnym tematem. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bowiem uzależnić można się od wszystkiego i tak naprawdę wszystko w nadmiarze może prowadzić do poważnego uszczerbku na zdrowiu. A zaburzenie, to nie to samo co choroba, co bardzo słusznie zauważyła Kamila Zielińska w swoim wpisie z grudnia 2017 roku, kiedy to cała sprawa “wypłynęła. Kamilę możecie kojarzyć z Polygamii, pisała na niej nie raz i nie dwa, ale jest też magistrem psychologii, więc na uzależnieniach i ich klasyfikacji się zna.
Chartrand dodaje również, że skonsultowała się w tej sprawie z ośrodkami zajmującymi się leczeniem uzależnienia od gier wideo (w oświadczeniu nie było wymienionych konkretnych placówek) i ich zdaniem Epic Games stworzyło Fortnite’a w bardzo specyficzny sposób. Deweloperzy mieli przez lata współpracować z psychologami, tak by gra wywoływała konkretne reakcje w mózgu. Zachęca również innych rodziców do dołączenia do sprawy, która przerodziła się pozew zbiorowy przeciwko Epic Games. Firma na razie nie ustosunkowała się do całej tej sytuacji, ale bardzo możliwe, że za jakiś czas na pudełkach z grami, obok oznaczeń PEGI pojawią się także napisy o potencjalnym niebezpieczeństwie.
Bartek Witoszka