Porozmawiajmy o zakończeniu Final Fantasy VII Remake

I zastanówmy nad przyszłością tej marki.

Porozmawiajmy o zakończeniu Final Fantasy VII Remake
Adam Piechota

28.04.2020 | aktual.: 28.04.2020 21:46

Zacząć miałem od słów "opadł już kurz", ale piszę ten tekst w środku olbrzymiego remontu i pył osiada mi na monitorze szybciej, niż go ścieram (w związku z czym przestałem to robić w ogóle). Zdałem sobie sprawę, że przypadkowo wyszła z tego interesująca metafora - Final Fantasy VII Remake w gruncie rzeczy stanowi coś na wzór początku prac remontowych. Gdy dociera do swojego kontrowersyjnego zakończenia, do Midgaru wjeżdżają pokaźne ekipy budowlańców, które zmieniać zaczną wszystko. Czy się nam to podoba, czy nie. Dla większości graczy, zwłaszcza tych pamiętających świat gier wideo drugiej połowy lat 90., istnieje kilka tekstów kultury, których ZMIENIAĆ nie można w ogóle - i „siódemka” nimi prawdopodobnie dowodzi. Tymczasem… No właśnie.

Obraz

Nareszcie możemy o tym podumać bez ograniczeń "recenzenckich". Ostrzegam - poniżej zaspoileruję całą grę. A jeśli zeszłotygodniowej oceny nie czytaliście, albo jakimś cudem uniknęliście wylewu informacji o nowym hicie Square, to ostrzegam jeszcze mocniej - tę grę można zaspoilować.

Od samego początku powrotu na stare (hah!) śmieci finalową wygę męczyć będą dwie prawdziwe różnice między remakiem a oryginałem. Nie rozbudowywanie świata fikcji, dodawanie kwestii dialogowych postaciom, powiększanie kontekstu znanych wydarzeń, bo tego wszystkiego należało się spodziewać po przerobieniu cząsteczki jednej produkcji w (imponującą) całość drugiej.

Obraz

Za to kto-wie-czy-na-serio spotkania z Sephirothem oraz pojawiające się co chwilę w zasadzie duchy, nazwane później Whisperami, to poważne modyfikacje. Ulubiony demoniczny ekschłopak od razu wita Clouda jak najbardziej wyczekiwaną osobę na całym świecie. Whispery z kolei - co w try miga zauważy każdy znający pierwowzór - pilnują toku wydarzeń, aby pod żadnym pozorem nie odbiegał od tego, który pokochaliśmy za czasów PSX-a.

Według metatekstowej interpretacji, która wcale nie będzie w tym przypadku grzebaniem dla grzebania, Dementorzy symbolizować mogą albo nas - weteranów gier wideo - albo wyższe szczeble firmowe Square Enix. Jedni i drudzy pragną, aby Final Fantasy VII odbywało się tak, jak dawniej. Ci z sentymentu oraz przekonania, że oryginał to jedna z najdoskonalszych historii w dziejach całego medium, tamci przez pewność, iż niewolnicze podążanie za kanonem będzie najbardziej intratną z opcji. Dlatego gdy Hojo próbuje wyjaśnić Cloudowi, że nigdy nie został członkiem SOLDIER, albo gdy Sephiroth zabija Barreta, duchy interweniują. Póki nad wszystkim czuwają, nie ma mowy o zmienianiu ogólnej fabuły "siódemki".

Obraz

Tymczasem Sephiroth (teraz z twarzą tak zauważalnie "złą", że aż śmieszną) świadomie "uszkadza" klasyczną opowieść. Oczywiście, że jego obecność można odebrać jako skok na kasę - zgodnie z wydarzeniami pierwowzoru nie powinniśmy go tutaj zobaczyć w ogóle. Wspomnianym przebiciem mieczem przywódcy Avalanche udowadnia jednak nie bohaterom, tylko odbiorcy, że WIE. Zna rolę Whisperów, wie, jak zareagują na próbę zabójstwa tak kluczowej postaci. A co z tym idzie - rozumie, w którym kierunku potoczy się ta cała historia. Czyli że ostatecznie jego plan nie powiedzie się, a ci dobrzy uratują świat. To Sephiroth, który przełamał ścianę fikcji.

Chociaż Remake na tym etapie zgubi niedoświadczonych odbiorców, nowym planem antagonisty jest prawdopodobnie ocalenie starego planu. Zatrzymując ferajnę na wyjeździe z Midgaru - a zatem tam, gdzie na dobre rozpoczyna się Final Fantasy VII - doprowadza do czasoprzestrzennej (musimy wkroczyć w nomuraszczyznę!) burzy przeznaczenia oraz spektakularnej walki z jego olbrzymią manifestacją, Panem Fatum. Tak naprawdę "Harbinger of Fate", ale spuśćmy trochę powietrza, bo robi się przesadnie "japońsko".

Bohaterowie, naciskani przez Aeris*, co ma przecież sporo sensu, wkraczają w oko kingdomheartsowego cyklonu, aby "odzyskać kontrolę nad własnym losem”. Wygrana może być tak naprawdę przegraną, bowiem wolny od swojego przeznaczenia Sephiroth, jedyna postać znająca fabułę Final Fantasy VII, ma szansę wszystko teraz zrobić inaczej. Wraz z nim triumfują deweloperzy. Odpracowali swoją pańszczyznę, zrobili nostalgiczny prezent staremu pokoleniu. Ale teraz puścić mogą wodze fantazji i wykreować "własną" "siódemkę". Nie "naszą". Dowodem czego budzący się w sierocińcu Biggs (dawniej ofiara katastrofy w Sektorze Siódmym). Dowodem czego również Zack Fair.

Obraz

Nawet my potrzebujemy chwilowo specjalistów z Discorda, na tyle uważnych, by zauważyć, że Stamp, piesek wykorzystywany do propagandy Avalanche, na ocierającej się o nogi Zacka ulotce jest innej rasy niż na wszystkich plakatach, jakie widzieliśmy wcześniej. Czy to oznacza, że w tym Final Fantasy VII istnieje więcej niż jeden wymiar? I w kontynuacji, równolegle do dalszego pościgu za Sephirothem, oglądać będziemy Zacka, który dotarł do Midgaru? A znając Nomurę, nie trzeba będzie nawet długo czekać, zanim te wymiary zaczną się krzyżować.

Obraz

Podejrzewam, że dlatego w tytule zabrakło "Part 1". "Remake" już się odbył, jego kontynuacje będą zaś (posługując się hasłem z zakończenia) "nieznaną przygodą", być może kolejnym multimedialnym molochem, który zajmie miejsce Kingdom Hearts w portfolio wydawcy. Deweloperzy kupili sobie wystarczająco wiele czasu, aby usiąść i w spokoju przemyśleć, jak rozprawić się z całym projektem. Podejrzewam, że podczas gdy my kłócimy się w sieci, czy i jak wielkie świętokradztwo popełniono nowym Finalem, jaka będzie fabularna przyszłość "serii", autorzy z podobnym zapałem rozmawiają o jej technicznej wizji.

Niby na horyzoncie mamy nową generację, ale przecież wiemy, że ona wcale nie wywali naszego hobby do góry nogami. Remake działa poprawnie, bo jest jedną wielką sztuczką magiczną. Lokacje ograniczone do minimum przestrzeni, dziesiątki ekranów ładowania zamaskowanych jako przeciskanie się przez szczeliny, korytarzowa struktura wyciągnięta z jedenastoletniej "trzynastki". "Filmowe" doświadczenie, jasne, tylko że ją trzeba później zamienić z otwartymi przestrzeniami (oryginalnie dość umownymi), odwiedzaniem całych miast, opowieścią drogi. Nawet obiecując wielkie zmiany w strukturze narracyjnej.

Obraz

W zasadzie pierwszy kontynent, mieszczący Midgar, Kalm, Junon, Farmę Chocobo i Fort Condor (z którym raczej się pożegnamy), byłby w nowej, "realistycznej" konwencji terenem rozmiarów przerastających Final Fantasy XV. Całą grą. O ile dopracowany system Remake’u miałby szansę zadziałać na otwartych mapach.

W przeciwnym wypadku wielki pościg za Sephirothem przypominać będzie liniową pielgrzymkę z "dziesiątki". Co nie brzmi najgorzej, tylko spotka się zapewne ze sporą krytyką graczy. Nie chcę od razu twierdzić, że Japończycy nie są w stanie stworzyć "swojego" Dzikiego Gonu, ale widząc, jak z tym zadaniem poradzili sobie w 2017 roku, mam sporo sensownych wątpliwości. Bez względu na obraną strategię, wiara, że Nomura upora się z Final Fantasy VII do śmierci PS5/XSX, byłaby naiwnym marzeniem. Przypominam - reżyser stwierdził w jednym z wywiadów, że gdyby nie zaczęto projektu teraz, pracownicy pamiętający pierwowzór byliby już za starzy na takie przedsięwzięcie. On sam ma 49 lat. Dekada z Cloudem stanowić będzie zapewne jego pożegnanie z tak aktywnym developmentem.

Obraz

Siódmy Fajnal startował z czystą kartą - a nawet czystą różową kartą, bo niemal do samego końca marketing Remake’u oparli na monstrualnej nostalgii. Za kilka lat sytuacja będzie prawdopodobnie odwrotna. Weterani będą walczyć o dystans do kontynuacji, bo "przecież to wszystko było po to, aby uratować Aeris" i w ogóle "psują naszą ukochaną grę". Nie rozumiejąc najprostszego faktu - ze swoją intertekstualną naturą Remake’owi bliżej do kontynuacji niż powtórzenia. Oryginalna "siódemka", w fajnie "podkręconej" mechanicznie odsłonie, jest możliwa do ogrania na dowolnej platformie i teraz, jeszcze bardziej niż zawsze, powinna być obowiązkiem każdego pasjonata medium.

Jeśli poczułeś się zagubiony w ostatniej godzinie tej przygody, nie jesteś sam. A znając całkiem nieźle dorobek artystyczny dowódcy tej produkcji, mogę spokojnie zapewnić, że on też nie do końca jeszcze wie, jak z tego chaosu się wyczołga. Lubi twistowanie dla samego twistowania. Jedno jest pewne - za te trzy lub cztery lata, gdy VII-2 ujrzy światło dzienne, najbezpieczniej będzie wyłączyć wszelkie sentymenty. Remake wspominać jako świetnego action RPG-a i ciekawą inicjację nowego uniwersum, a nie substytut jednej z najważniejszych gier w historii.

Adam Piechota

* będę pisał Aeris, bo wkrótce wszyscy zapomną :(

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.