Pomóż przeżyć niebieskim stworkom, czyli testujemy Swarm
Niańczenie małych sympatycznych stworków znamy chociażby z niezwykle popularnej serii Lemmings. Tym razem jednak nie chodzi o to, by torować drogę nierozgarniętym istotom, ale by wcielając się w raźną ich grupę, dojść do wielkiego zasysacza. A trzeba Wam wiedzieć, że droga nie jest usłana różami. Brzmi banalnie? Swarm to bardzo przyjemna pozycja.
24.01.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Mamy do czynienia z platformówką, w której świat pokazano w rzucie izometrycznym. Naszym zadaniem jest przeprowadzenie liczącej 50 stworzeń grupy przez usłaną pułapkami planszę. Nie bardzo wiadomo, jaki jest powód całej wyprawy, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, bo nikt nie każe nam się zagłębiać w fabułę - najważniejsze, by dojść do końca. Nie czeka tam niestety na nas urocza księżniczka, fajerwerki czy błyszczący mercedes. Nasze niebieskie stworki (Swarmites) zostaną wciągnięte przez zasysacz, a my staniemy do walki z kolejnym etapem.
Niczym opiekun szkolnej wycieczki Niebiescy bohaterowie Swarm nie należą do najmądrzejszych istot we wszechświecie. Na szczęście nie pozostawiono im zbyt wiele swobody, przez co nie mogą samodzielnie niczego nabroić. Sterujemy całą grupą, która bardziej lub mniej ochoczo słucha naszych poleceń. Lewa gałka kontrolera służy do przemieszczania się, a X do skoku. Jeśli przytrzymamy jeden z triggerów, bohaterowie "zbiją się w kupę", a naciśnięcie X-a nakaże im zbudowanie żywej wieży. Tego typu pomysłów jest kilka - rozpędzona grupa może na przykład niszczyć wskazane przez twórców fragmenty planszy, a po nakazie rozproszenia się, zburzyć niektóre jej elementy. Warto uważać, bo bez odpowiedniego pomysłu na pokonanie przeszkód, niebieskie stworki łatwo padają ofiarą Ponurego Żniwiarza.
Ze śmiercią im do twarzy Obejrzycie przynajmniej kilka tysięcy zgonów. Bohaterowie nadziewają się na wystające tu i ówdzie pręty, giną przypaleni ogniem, spadają w przepaść, tracą życie, padając ofiarą wybuchów. Do sprawdzenia różnych opcji przejścia na tamten świat zachęcają medale, które gra chętnie wypłaca. Na szczęście obok punktów kontrolnych na planszy spotykamy niebieskie "bazy", gdzie możemy uzupełnić liczbę stworków i dobić do wyjściowej pięćdziesiątki. Warto na nie wchodzić, ponieważ często traficie na platformy podpisane cyframi. Oznacza to, że do przejścia na kolejny etap planszy, niezbędnym okaże się postawienie na niej minimum określonej liczby bohaterów.
Masa zabawy, tona frajdy Grałem na PlayStation 3, a wersja preview zaoferowała mi tylko 3 etapy. Bawiłem się tak dobrze, że wszystkie przeszedłem kilka razy. Na początku rozgrywki pojawiają się przydatne wskazówki, przez co nie będziecie czuć się bezradni wobec żadnej z napotkanych przeszkód. Oprawa graficzna prezentuje się bardzo ładnie, gra działa płynnie, a warstwa dźwiękowa pasuje do przygód niebieskich rozrabiaków (jest zabawnie i z humorem). Sterowanie może na początku okazać się trudne, ale po kilkudziesięciu minutach spędzonych z grą okiełznacie wesołą pięćdziesiątkę.
Po pierwszych materiałach byłem do Swarm raczej sceptycznie nastawiony, bo kiepskich gier z teoretycznie dobrym, niecodziennym pomysłem widziałem już wiele. Wygląda jednak na to, że charakteryzująca się niesztampowym podejściem do platformowego tematu produkcja Hothead przykuje mnie do konsoli na długo, nawet jeśli będzie kosztować pełną cenę gry arcade. Świetny pomysł z dobrą oprawą, soczyście polany smakowitą grywalnością.
Gra ma trafić na wirtualne półki Xbox Live i PlayStation Network już w marcu.
Paweł Winiarski