Polskie gry rzeczywiście podbijają światowy rynek?

Ostatnie kilka miesięcy było znaczące dla polskiego rynku gier. Premiera wysokobudżetowego Bulletstorm, ciepło przyjęta i szumnie komentowana zajawka Dead Island, zapowiedź Call of Juarez: The Cartel i w końcu zbliżający się wielkimi krokami Wiedźmin 2: Zabójcy Królów nie mogły umknąć uwadze opinii publicznej.

marcindmjqtx

08.05.2011 | aktual.: 07.01.2016 16:50

Z tego powodu pojawiło się kilka artykułów w prasie spoza branży gier, szumnie stwierdzających, że „polskie gry podbijają światowy rynek”. Stanowisko bardzo odważne i niewątpliwie pożądane przez wszystkich fanów polskich produkcji, ale czy zgodne z prawdą?

Nie da się ukryć, że w światowych mediach „growych” mówi się o tworzonych w nadwiślańskim kraju grach coraz więcej. Duże portale zamieszczają pamiętniki deweloperów, zwiastuny, najnowsze screeny, zapraszają na wywiady producentów. Ogólny wydźwięk artykułów jest jednoznaczny - w polskie gry warto zagrać, bo zapowiadają się na produkcje wysokiej klasy. Anglojęzyczne fora pełne są graczy wypowiadających się w samych superlatywach o grach z polskim rodowodem, wielu z nich zarzeka się, że poszerzy swoją kolekcję o Dead Island, czy też drugą odsłonę przygód Wiedźmina.

Jednak czy to wystarczy, aby zajmujące się głównie sporami politycznymi czasopisma, wróżyły polskim deweloperom dominację na światowym rynku gier? Jakie mają przesłanki by postawić taką tezę? Ja interpretuję to w ten sposób, że gdy cokolwiek uda się Polakom na arenie międzynarodowej, swoją jakością reprezentuje „światowy poziom” i dodatkowo mówi się o tym w zachodnich mediach, od razu przyjmujemy to jako narodowy sukces. W żyły publicystów pompowane są patriotyczne hormony, których działanie blokuje racjonalizm i obiektywizm. Dorzućmy do tego medialnego kotła jeszcze szczyptę populizmu i wyjdzie nam z tej mieszanki zjadliwa dla przeciętnego odbiorcy papka, a dla osoby interesującej się grami coś niesmacznego.

Autorzy artykułu „Wirtualne eldorado” z 14 numeru „Wprost” stwierdzają, że gry z Polski „podbijają światowy rynek”, są „nową polską specjalnością eksportową”, a 450 tys. sprzedanych egzemplarzy Bulletstorm w pierwszych tygodniach przedstawiono, jako wynik imponujący. Rzeczywistość wygląda niestety zupełnie inaczej i w przypadku tak drogiej produkcji jest to wynik rozczarowujący. Wystarczył milion odsłon zajawki Dead Island na youtube, aby grę nazwać jednym z najbardziej oczekiwanych tytułów tego roku. To jednak nic w porównaniu do balonu o nazwie Wiedźmin 2: Zabójcy Królów. Rozdął się on już do takich rozmiarów, że ewentualne gorsze od oczekiwanych wyniki sprzedaży, mogą go przebić, gasząc tym samym entuzjazm fanów rodzimych gier. A wtedy niechybnie pojawi się kilka tekstów, w tych samych gazetach, o niedojrzałości polskiego rynku.

Zresztą liczby nie kłamią. Nie było jeszcze polskiej produkcji, która przekroczyłaby 2 miliony sprzedanych egzemplarzy, większość dużych tytułów dobiło do progu 1,5 miliona, jedynie CD Projekt RED może się pochwalić około 1,8 milionowej rzeszy nabywców pierwszego Wiedźmina. Mamy wiele przykładów zachodnich produkcji, które osiągnąwszy taki wynik sprzedaży nie doczekały się kolejnej odsłony, bo uznano go za rozczarowujący i biznesowo niebezpieczny. Do tej pory przewagą Polaków był fakt tworzenia gier klasy AAA za dużo mniejsze pieniądze niż deweloperzy zachodni. To jednak szybko ulega zmianie i produkcja drożeje. Przy sprzedaży na pułapie 1, 5 miliona sztuk, w końcu może dojść do sytuacji, kiedy polskie gry nawet nie zwrócą zainwestowanych w nie pieniędzy. Najprawdopodobniej taki los czeka Bulletstorm - najdroższą polską grę, kosztującą około 80 milionów złotych.

Dobrze jest napisać, jak wspaniale powodzi się polskim grom, ponaginać trochę fakty, interpretować wyniki sprzedaży, które z punktu widzenia wydawców są przeciętne, ale w kontekście niezaznajomionego z rynkiem gier czytelnika tych periodyków - imponujące. Na pewno nie jest to pomyślny trend. Kreuje fałszywe wyobrażenie konsumentów o kondycji polskiego rynku, jako wiodącego producenta gier. Wolałem się upewnić, czy ten samo zachwyt występuje tylko w Polsce. W związku z tym spytałem znajomych z Holandii, Francji, Kanady i Anglii, czy przypadkiem w tamtejszej prasie przy okazji premiery gry wyprodukowanej przez ichnich deweloperów, również pisze się o „wkraczaniu do pierwszej ligi”, „podbijaniu światowego rynku” itd. Nic takiego nie zauważyli. To znaczy, że tego typu zachwyt wydaje się charakteryzować jedynie polskie media pozabranżowe? Całkiem możliwe.

Jak w takim razie powinno się pisać o polskiej branży? Uważam że należy stonować ten hurraoptymizm. Podkreślić, że i owszem jesteśmy dostrzegani i cenieni na świecie, a nasze gry spełniają wszelkie standardy. A o podbijaniu światowego rynku porozmawiamy, gdy choć jeden polski hit dobije do 2,5 milionów sprzedanych egzemplarzy.

Miłosz Białas

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.