"Pod koniec dnia najbardziej lubię ciszę". Rozmowa z Arkadiuszem Reikowskim
27.08.2016 11:33, aktual.: 19.12.2016 14:04
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Czyli z kompozytorem muzyki do Kholat czy Layers of Fear. O horrorach, symulatorach chodzenia, japońszczyźnie i branży od kuchni.
Adam Piechota: Chciałbym z Tobą porozmawiać o growych horrorach. Jest dość oczywiste, że masz do nich ciągotki, a na swoim koncie masz już pracę nad Kholat czy Layers of Fear. Nie bez powodu je tutaj przywołuję. Jest pewna wspólna obu tych tytułów (pomijając, rzecz jasna, fakt ich polskich korzeni). Coś na poziomie kategoryzacji gatunkowej. Jestem ciekaw, czy domyślasz się, co mam na myśli?Arkadiusz Reikowski: Ostatnio sporo się mówi o tak zwanych walking simulators, czyli symulatorach chodzenia, więc podejrzewam, że właśnie o to chodzi. Brak walki, jedynie eksploracja z elementami ucieczki - taki np. Outlast (moim zdaniem jeden z ciekawszych, bardzo czekam na drugą część) poszedł w drugą stronę, czyli w ucieczkę z elementami eksploracji.
Dokładnie, chodzi mi o symulatory chodzenia (choć jak koledzy z redakcji lubią teoretyzować - "chodzi" się w niemal każdej grze, więc bardziej adekwatna byłaby nazwa "symulator spacerowania"). Czy prywatnie nie jesteś ich przeciwnikiem? Można przecież stworzyć ścieżkę dźwiękową do gry reprezentującej niekoniecznie faworyzowany gatunek. Praca to jedno, prywatny gust to drugie.Wręcz przeciwnie, ja takie gry całkiem nawet lubię. Tworząc taki tytuł, można w większym stopniu skupić się na fabule i przedstawić coś naprawdę ciekawego. Inna sprawa, iż jak na razie niewiele jest tych naprawdę fajnych "symulatorów spacerowania". Muszę nadrobić Firewatcha, ale taki np. Everybody's Gone to the Rapture, mimo wspaniałej muzyki i fajnego pomysłu, zawiódł. Gra okazała się nudnawa i.. wolna. Muszę za to przyznać, że przy takich "symulatorach spacerowania" fajnie się pracuje. Spory nacisk jest kierowany na emocje, interaktywność i wybory są obecne właściwie w niewielkim stopniu, więc proces jest bardzo liniowy. A zatem szybszy.A jak widzisz potencjał tego podgatunku? Myślisz, że zadomowi się na stałe? Razem z tymi hide and seek, jak Outlast, o którym wspominałeś, tworzy dość zgraną paczkę, która od jakiegoś czasu nie dość że dominuje, to jeszcze przejmuje starsze serie (Resident Evil na przykład).Dokładnie, myślę, że jest jeszcze miejsce na fajne tytuły w tym gatunku, a ludzie lubią dobre opowieści. Szczególnie jak ktoś nie ma za bardzo czasu na zagłębianie się w mechanikę gry i chce po prostu zagrać w coś, co nie wymaga zbytnich umiejętności w obsłudze pada. Z tym że nie jestem pewien co do Resident Evil, mam wrażenie, że prócz widoku z oczu ta gra będzie miała więcej wspólnego z pierwszymi odsłonami. Wciąż będziemy mieć zagadki, obsługę inwentarza. Pewnie sporo będzie hide and seek, ale to fajnie, będzie się działo.Muszę także zapytać - miałeś okazję sprawdzić P.T.? Zdążyłeś?Zdążyłem, zagrałem niedługo po tym jak Sony ogłosiło ten tytuł na scenie (był dostępny praktycznie od razu). To było zdecydowanie świetne doświadczenie, nowa jakość w psychologicznym horrorze z pierwszej osoby. Nic dziwnego, że potem pojawiło się tyle naśladownictw. Coś pięknego. Zresztą nie od dziś wiadomo, że Kojima czuje ogromne przywiązanie do detalu. Niewiele designerów w branży tak ma. No i ta końcówka... Że to tak naprawdę nowy Silent Hill, prawdopodobnie z muzyką Yamaoki (choć Mary nie chciała mi pisnąć słówka na temat ani trochę). Cóż, wielka szkoda, że się nie udało.Akira, właśnie! Gdy zastanowić się nad tym, jednym z artystów, z których czerpałeś inspiracje, jest Yamaoka. Jego życiowym (jak dotąd) dziełem - dźwiękowe oblicze Silent Hill, a najczęściej udzielającą do tego oblicza głosu - wokalistka Mary Elizabeth McGlynn. Czy to nie jest trochę tak, że mając możliwość zaciągnięcia jej do utworu "Farewell" (z gry Kholat), mogłeś w jakiś eteryczny sposób założyć buty swojego idola?Wiesz, to cholernie ciekawe pytanie... Nie zastanawiałem się nad tym nigdy w ten sposób, ale myślę, że po części masz rację. Jak zaczynałem tworzyć muzykę marzyłem o nawiązaniu współpracy z Akirą, nie myślałem wtedy o tym, że kiedyś być może coś nagram wspólnie z Mary. To było nierealne, a jednak stało się. Mary bardzo spodobał się mój kawałek, mówiła, że to jedna z najlepszych piosenek, nad jakimi pracowała, co było niesamowicie miłe i bardzo budujące. Spuścizna Silent Hilla jest przecież ogromna i bardzo kultowa, znam te soundtracki na pamięć!Kurczę. Uwielbiam te utwory w grze. Ale chyba słuchane w odcięciu od rozgrywki powodują za duże straty w mojej psychice, przerażają mnie. Niemniej próbuję od czasu do czasu. Chociaż często uważa się, że soundtracki do poszczególnych Silentów to dość spójna całość, możemy chyba obaj się nie zgodzić - wyraźnie słychać, że im dalej, tym, jakby to powiedzieć, "różniej". Nie zapytam Cię o ulubioną odsłonę serii pod względem muzyki, bo sentyment zazwyczaj wygrywa, więc zakładam, że wskazałbyś "jedynkę" albo "dwójkę". Zapytam Cię zatem o najgorszy soundtrack Yamaoki, który powstał pod znaczkiem Silent Hill. Który, dlaczego?
Nie mylisz się co do ulubionych - zdecydowanie "dwójka". Ale ciężko mi wskazać taki najgorszy, bo właściwie to wszystkie są naprawdę dobre. Chyba najmniej do mnie trafił soundtrack z "trójki". A ten z jedynki jest bodaj najcięższy. Za to inna rzecz mnie zastanawia - solowy album Yamaoki, który zwie się IFUTURELIST. Nie jestem w stanie go zrozumieć. Jakbym usłyszał go pierwszy raz, zanim usłyszałem Silenty, to nie uwierzyłbym, że to ten sam gość stworzył tę muzykę. Jest okropna. Ale może czasem trzeba znaleźć takie ujście...Gdybyś tworzył przez prawie dwie dekady rzeczy, które ryją psychikę, prawdopodobnie też tak by wyglądał twój album popowy! Mnie na przykład bardzo cieszy, że później poszedł z Konami za Goichim Sudą i zaczął eksplorować nowe kierunki. Jego miejsce przy Silent Hill: Downpour zajął wtedy Daniel Licht. Sprawdził się w twoim odczuciu? Czy to za duże dziedzictwo, by przerzucić je na młodsze barki? Chyba Downpour w ogóle jest ciężkim tematem, nawet gdy rozmawia fan Silenta z fanem Silenta...To jest generalnie ciekawa kwestia, bo z jednej strony właściwie tak. Ale bardziej jako rzemieślnik. Pamiętam, że jak grałem, to wszystko było okej - do momentu, gdy wszedłem do domku, gdzie grała z radia muzyka. Pomyślałem sobie: no, świetny kawałek! Tyle że po chwili sobie uświadomiłem, że to utwór Yamaoki z Silenta 2. Silenty bez tego charakterystycznego klimatu nie są już tym samym.
Cytowanie w jakikolwiek sposób "dwójki" zawsze będzie strzałem w stopę. Czy nie jest przypadkiem tak, że Silent Hill 2 to jeden najważniejszy growy horror w historii tej branży?Są jeszcze inne, również kultowe przecież, ale nie przypominam sobie, by jakikolwiek inny poruszył takie tematy w tak elegancki sposób. To przecież horror, który opiera się na walce z własnymi fobiami, lękami, a czegoś takiego jeszcze nie było. Muzycznie przed Silentem było raczej standardowo, czyli "horrorowo", a tutaj mieliśmy coś nowego, niespotykane w grach połączenie bardzo ciężkiego ambientu z pogranicza sound designu z liryką i dużą dawką emocji. Bez orkiestry, prosta instrumentacja. Ale jakże trafna.Podaj proszę 3 najważniejsze tytuły, które zmieniły Twoją wrażliwość. Wraz ze szczerym, jeśli to możliwe, wytłumaczeniem, dlaczego akurat one.Ach, będzie klasycznie. Final Fantasy VII za to, że okazało się, iż grając mogę poczuć najprawdziwsze emocje. To był mój pierwszy jRPG. I za Aeris, klimat, świat, system magii, rzeczy do dziś niedoścignione jak dla mnie. Persona 4 - grałem niedługo po ukazaniu się w US ale musiałem oddać pożyczoną konsolę PS2 i ku mojej rozpaczy nie skończyłem. Dopiero na Vicie udało mi się skończyć wersję Golden. Wyjątkowa gra i po niej zostałem wiernym fanem całego cyklu. Gra, w której przywiązałem się do bohaterów jak do przyjaciół. Nawet jeśli brzmi to dziwnie. No i Shadow of the Colossus, gra, która udowadnia, jak piękny i emocjonalny może być soundtrack (tuż obok FF VII). Fabuła była bardzo dojrzała, a końcówka mnie dosłownie zmiażdżyła. To było coś, co zdecydowanie odcisnęło piętno.Mówisz, że będzie klasycznie, a jednak obok dwóch standardów bez zastanowienia wymieniasz czwartą Personę. Nie sądziłem, że ma już taki status! Jak rozumiem, lubisz także japońskie erpegi. Czy Persona 4 to twoja jedyna styczność z grami Atlusa? Wiesz chyba, że jest ona częścią przeogromnej serii - Shin Megami Tensei (pod względem ilościowym dość ścisła czołówka branży, obok Dragon Questów i innych "Square'owych" klasyków)? Interesuje mnie, czy którychś jej odsłon jeszcze próbowałeś - inne Persony, Digital Devil Saga, Devil Survivory et cetera - i jeśli tak, jak ci smakowały? Na pewno możemy się zgodzić, że pod względem muzycznym Atlus naprawdę lubi eksperymentować.Masz rację! Jak to powiedziałeś, to mnie tknęło, że właściwie to nie mam z kim porozmawiać o Personie; u nas nie jest zbyt popularna, a szkoda. Choć też trzeba przyznać, że te gry zawsze wychodzą trochę późno, gdzieś pod koniec żywotności konsol. A może otoczka szkolnego jRPG-a ludzi po prostu odrzuca? Dla mnie w każdym razie to zawsze będzie wyjątkowy tytuł. Grałem w niektóre produkcje z serii Shin Megami Tensei, nawet teraz grywam w Devil Survivor 2 Record Breaker, jest świetny. Ogólnie bardzo sobie cenię gry Atlusa, tyle że seria SMT jest niestety bardzo czasochłonna i nie ma co ukrywać - bardzo trudna. Nie mam, niestety, czasu, by te tytuły ukończyć, np. Shin Megami Tensei IV - poległem dość szybko przez naprawdę wysoki poziom. Teraz już im więcej grindu w grze, tym mniejsza szansa, że będę ją w stanie skończyć. Muzycznie zawsze jest intrygująco, ale ciekawostką jest, że za wieloma tytułami stoi ten sam człowiek, w mniejszym lub większym stopniu - Shoji Meguro, przez co ten charakterystyczny styl jest wszędzie obecny. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić kolejnej Persony bez muzyki jego autorstwa.Na szczęście nie musisz, czy też raczej - nie musimy, bo mam identyczne odczucia. Mnie czasem bierze takie wrażenie, że jeszcze tylko Atlus robi prawdziwe jRPG-i. Ale też od "ósemki" nie sprawdzałem Dragon Questa. O tym, czy ten gatunek będzie nadal się liczył, czy odejdzie w niepamięć, zadecyduje najprawdopodobniej listopadowa premiera Final Fantasy XV, co do którego wciąż mam koszmarnie mieszany stosunek. Gdybyśmy mieli bawić się w fanów Metalliki - na którym "Kill 'Em All" skończyło się Final Fantasy w twoim odczuciu?
Dla mnie - na "ósemce". "Dziewiątka" miała czar, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że gram dziećmi i ogólnie fabuła była taka jakaś bardziej... disneyowska. "Dziesiątka" była chyba całkiem niezła, ale nie grałem. Natomiast mam zamiar zakupić sobie wersję HD na PS4 i kiedyś na pewno nadrobię. "Dwunastka" już zbyt przypominała mi MMO, to nie było to. Na "trzynastkę" okrutnie czekałem, sprowadziłem sobie nawet wersję japońską przed przemierą anglojęzyczną i... ogromny zawód na każdym polu, muzycznym też. Wtedy tak naprawdę Final dla mnie umarł. Teraz iskierka nadziei powróciła, bo XV na horyzoncie, a postanowiłem nie grać w żadne dema. Liczę, że to będzie naprawdę dobra gra, zobaczymy.Lubię silne kontrasty w naszej branży. Cieszę się, gdy poznaję fana horrorów, który lubi pogrindować w jakichś erpegach. Bo w moim odczuciu zainteresowanie więcej niż jednym gatunkiem jest czymś niezbędnym. To tak, jak gdyby jakaś osoba bez przerwy oglądała komedie z Adamem Sandlerem. Można, jasne, tylko trochę szkoda tego wszystkiego (dużo lepszego, swoją drogą), co przelatuje bokiem. Czy jest jeszcze jakiś gatunek gier, do którego na przekór wszelkiej logice masz silne uczucia? Taki, którym zaskoczysz każdego, kto próbuje ułożyć sobie twój obraz w głowie?Visual novels. Może dlatego, że pożeram książki, to i czytanie na ekranie również mi sprawia przyjemność. Ostatnio Steins;Gate, Higurashi no Naku Koro ni (zaraz po obejrzeniu anime), nie mogę się doczekać na Psycho-Pass (pierwsze sezon anime był naprawdę dobry). Może też dlatego, że jestem wielkich fanem przygodówek, tych klasycznych. Więc z radością sięgam po kolejne gry Wadjet Eye (ostatnio Technobabylon). Co ja bym dał za jakiś remake Blade Runnera…Chwilę temu premierę miał dodatek do Layers of Fear, Inheritence. Czy i przy nim pomagałeś chłopakom z Bloobera?Tak jest, pomagałem przy sound designie i stworzyłem trochę nowych tracków. Fabuła jest nowa, przedstawia inne spojrzenie na wydarzenia z podstawki, więc trzeba było to odpowiednio podkreślić. Nie ma tam jednak zbyt wielu melodycznych rzeczy, większość ma po prostu ryć psychę.Troszkę więcej, proszę. Jeżeli dobrze kojarzę, w dodatku poznajemy perspektywę córki bohatera Layers of Fear. W podstawce rozdział "o dzieciach" to w mojej opinii najjaśniejszy moment całej gry. A jego finał, z pozytywkową melodyjką w pokoju dziecięcym, zainicjował naszą rozmowę. Nie wierzę zatem, że zabraknie chwil bardziej lirycznych. Czy jako muzyk miałeś możliwość zobaczyć najpierw całość materiału, nim rozpoczęliście pracę nad dźwiękiem? Co osobiście o Inheritance sądzisz?Myślę, że pod wieloma względami dodatek jest lepszy, bardziej przemyślany niż podstawka. Tylko krótszy. Chłopaki zdecydowanie tworzą coraz fajniejsze rzeczy.Niestety, nim rozpoczęliśmy pracę nad dźwiękiem, niewiele mogłem zobaczyć, właściwie tylko zarys fabularny. Wtedy mógł powstać motyw przewodni dodatku (na skrzypcach). Potem dopiero kawałki zaczęły się układać w całość, a ja dostawałem kolejne filmiki do udźwiękowienia i wymyślenia motywów. Jest trochę liryki, ale generalnie dodatek to taka podróż wgłąb psychiki córki malarza. A nie da się ukryć - jest ona trochę zwichrowana.Chciałbym także wrócić do Kholata. Jak wspominasz ten etap? Wydaje mi się, że pozostanie dla ciebie niezwykle istotnym momentem kariery, wszak wtedy namówiłeś Mary do zaśpiewania jednego z najpiękniejszych utworów, do których dołączyła swój podpis. To żadne podlizywanie z okazji rozmowy, stworzyliście tam coś pięknego. Ani trochę nie żałujesz, że nie poczekałeś z "Farewell" na jakąś światową okazję? Czy dobrze mu właśnie w takiej mniejszej produkcji dla bardziej grzebiących graczy?Dzięki! Cieszy mnie bardzo, że tak Ci się podoba, to miłe. Wiesz, jest tak trochę, że te mniejsze produkcje mają mniejsze przebicie w branży. Początek był faktycznie dość wolny, ale ścieżka dźwiękowa zaczęła stopniowo nabierać sporej popularności w Sieci, co przełożyło się również w odwiedziny na moim profilu. Spóźniliśmy się, niestety, na różne konkursy na najlepszy song w grach roku 2015, natomiast cała muzyka dostała kilka nominacji za najlepszy soundtrack, co mnie bardzo ucieszyło i mocno podbudowało, że to dobry kierunek.Masz nadal kontakt z chłopakami z IMGN.pro? Macie zamiar razem jeszcze kiedyś pracować? Kholata 2 bym się nie spodziewał, ale wątpię także, by pierwowzór pozostał jedynym horrorem w ich portfolio. Minęło już wystarczająco dużo czasu, by mieć pewność, że nad czymś właśnie powoli kończą pracę. Razem z tobą?Oczywiście! Z teamem IMGN.pro pracuje się świetnie, to praca pełna pasji i serca. Bardzo sobie cenię to, że zawsze mam pełną swobodę, w którą stronę pójdę w muzyce. Teraz pracujemy wspólnie nad kolejnym horrorem - HUSK, który jest czymś z pogranicza miasteczka Twin Peaks i Silent Hilla. Muzycznie - myślę, że powinno być całkiem ciekawie, w Kholacie było sporo pianina, tutaj za to będzie więcej gitar. Jest jeszcze dość głośna produkcja powstająca przy współpracy z Fool's Theory - Seven, do której wraz z Marcinem Przybyłowiczem (Wiedźmin 3) mam przyjemność tworzyć muzykę.Zawsze gdy rozmawiam z muzykiem, interesuje mnie, czy mamy choć kilka wspólnych zespołów. Czy człowiek, dla którego dźwięk jest nie tylko rozrywką, słucha takich "normalnych" zespołów, jak reszta śmiertelników. Czy jest szansa, że widzieliśmy się, nie wiedząc o tym, na koncercie Radiohead, Archive, Muse, Moderata lub Gojiry. Słowem - czego słuchasz poza światem soundtracków?Ha, dobre pytanie. Słucham dość dużo, ale najczęściej podczas powrotu ze studia i pod koniec dnia najbardziej lubię... ciszę. Jadąc samochodem słucham już tylko silnika, dźwięki mnie męczą. Ale w luźniejszych dniach jak najbardziej, jestem z tej starszej szkoły, którą zaszczepił mi tata. Radiohead jak najbardziej. Tool, Pink Floyd, Steven Wilson, Porcupine Tree, Electric Light Orchestra, Archive, Peter Gabriel. Ostatnio lubię puścić trochę jazzu na rozluźnienie. Obok Kenji Kawaia, który jest moim muzycznym guru od lat, zawsze uwielbiałem i podziwiałem Davida Bowiego. Jego niedawna śmierć była mocnym ciosem. Bardzo liczyłem na koncert w Polsce.Soundcloud Arka znajdziecie tutaj.
Jego stronę z kolei tutaj.
Adam Piechota