Po dziesięciu latach wracamy do Paradise City w zremasterowanym Burnoucie
Już oficjalnie. A premiera za niecały miesiąc!
21.02.2018 | aktual.: 21.02.2018 09:58
Dużo plotek, jeszcze więcej plotek i zapowiedź, która nie zdziwi już chyba nikogo. Ale zapowiedź od razu z datą i konkretami. Burnout Paradise Remastered ukaże się 16 marca na PlayStation 4 oraz Xboksie One (a "później w tym roku" dogoni też pecety), zaoferuje, rzecz jasna, wszyściutkie dodatki, jakie Paradise zaproponował na przestrzeni swojego życia (motory, Big Surf Island, zmienne pory dnia i nocy - tak, podstawka ich jeszcze nie miała!), a użytkownicy lepszych modeli "mikrofalówek", jak nasz naczelny zwykł nazywać konsole, zagrają w rozdzielczości 4K i sześćdziesięciu klatkach na sekundę. To drugie dotyczyć będzie pewnie wszystkich. Burnout Paradise zawsze działał tak płynnie. Gdyby skopali ten aspekt, zabiliby esencję nieodżałowanej marki.
Burnout Paradise Remastered First Look Trailer 2018 (PS4/Xbox One)
Matt Webster z Criterion ładnie podsumowuje nostalgię towarzyszącą tej zapowiedzi:
I ma rację. Paradise bez trybu sieciowego to chaotyczne pędy z punktu do punktu bez określonego celu. Zabawa dopiero na serwerach pokazywała prawdziwe pazury. Gdy osiem samochodzików próbowało w określonym czasie przeskoczyć przez gigantyczną przepaść i zrobić przy tym dwie beczki. Gdy hycały beztrosko po ukrytym przed światem lotnisku. Gdy ścigały się różnymi drogami do tej plaży na północy, żeby sprawdzić, którędy będzie najszybciej. Można powiedzieć, że ostatni prawdziwy Burnout był czymś na wzór GTA Online w świecie wyścigów. Całkowicie miażdżył system dziesięć lat temu. Czy dziś byłoby podobnie? Odgrzewałem go całkiem niedawno. Napisałbym "nie", ale znowu - wszystko zależy od ekipy.
Oczywiście, jeszcze starsi fani marki powiedzą, że Burnout to jedno, a Paradise to drugie. Z nimi również się zgodzę. A nawet skrycie wyznam, że "jestem z Wami, chłopcy". Zremasterowane trio Takedown, Revenge i Dominator wciągnąłbym bez chwili zastanowienia. Piaskownica miała swój unikalny wdzięk, ale zamknięte trasy, zwłaszcza takie łączące po trzy "mniejsze" w "trójce", zakładające dziesięć minut jazdy pod prąd z prędkością światła, w moich oczach były "tym". To Burnout, gdzieś pomiędzy rokiem 2002 (Point of Impact) a 2004 (Takedown), uświadomił mi, że wyścigi są wręcz definitywnym gatunkiem gier wideo.
To co, EA? Odgrzewany Paradise jest tylko "skokiem na kasę"? Czy planujecie nareszcie wyciągnąć z trumny to IP?
Adam Piechota