Płacenie olbrzymich pieniędzy influencerom za promowanie gier - co Ty na to? [Klub Dyskusyjny]

Jak Nindża pokazał - mówimy tutaj czasem nawet o milionie dolarów.

Płacenie olbrzymich pieniędzy influencerom za promowanie gier - co Ty na to? [Klub Dyskusyjny]
Adam Piechota

16.03.2019 15:00

Obraz

A z YouTuberami problem jest taki, że ten temat w ogóle ich nie obchodzi. Biorą oni pieniądze nawet się z tym nie kryjąc, nawet nie próbując udawać niezależności, jednocześnie będąc postrzeganymi jako tacy niezależni i niepokorni. To mnie tylko uwiera, nie to, że ktoś sobie na czymś zarabia. Jakby to było jasno i wprost określane jako treści sponsorowane albo po prostu reklama, to w ogóle nie byłoby o czym mówić.

Obraz

Z drugiej strony mam tę swoją poważną pracę. Już większość z Was wie, że jestem nauczycielem. I myślę sobie, co bym zrobił, gdyby ktoś przyszedł na konsultacje ratować swoją sytuację i podsunął mi kopertę. Oczywiście, mówimy o polskich warunkach - w tej kopercie zobaczylibyśmy kilka lub kilkanaście patyków, nie jakiś tam milion. Pomijając już nawet wyrzuty sumienia, które spowodowałyby automatyczne "nie żartujmy sobie", do końca kariery podążałoby za mną widmo takiej pomyłki, gdybym ją popełnił. Brrr...

Obraz
Obraz

I tak samo jest z niektórymi streamami i filmami na youtubie. Praca jak każda inna – bywa 24/7, ciężka, pełna wyrzeczeń, wiem, bo miałam okazję na ten temat rozmawiać z niektórymi streamerami. Ale powinny obowiązywać proste zasady – logo producenta pokazywane cały czas i informacja w rogu, że jest to materiał sponsorowany. Żeby nikt nie miał wątpliwości i żeby nikt mi nie podsuwał filmiku jako dowodu na to, że jakiś produkt jest wart mojej uwagi tylko dlatego, że człowiek, którego opłacono, tak stwierdził. Może być twarzą kampanii marketingowej, nazwiskiem, ale dla mnie nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek krytyką. Czy zwłaszcza niezależnym zdaniem. Za pieniądze to ja mogę powiedzieć, że Division to spełnienie moich shooterowych marzeń, bo jest w tej grze jakiś nieokreślony mrok, czuję to zaszczucie, a moja postać porusza się z gracją upiora i nawet ma tatuaż z krukiem, sweeet. A za milion to bym pewnie zagrała w Silent Huntera na hardzie (jest tam taki tryb?).

Obraz

Natomiast odpowiedź na właściwe pytanie jest bardzo trudna. Mam za sobą pracę w branży, gdzie "prezenty" mniejsze i większe były na porządku dziennym i nie zamierzam z siebie robić świętszego od papieża. I gdyby przyszedł dziś do mnie jakikolwiek wydawca oferując naprawdę duże pieniądze za recenzję, to... nie wiem, co bym zrobił. Zarówno prywatnie, jak i jako redaktor naczelny portalu. Bo widzicie, łatwo mówić o etyce jakiejkolwiek, dopóki faktycznie nie staje się przed pokusą jej złamania. Nawet biorąc na tapet sprawę z Ninją, nie mówimy tu o kilkunastu czy kilkudziesięciu tysiącach dolarów, ale o milionie. W Stanach to duże pieniądze, w polskich realiach, przy zmyślnym nimi obracaniu, bycie ustawionym do końca życia. Swojego, swoich dzieci, może nawet wnuków i jeszcze dalej. No i co? Nie upodliłbym się mając na uwadze to, o czym pisałem w poprzednich zdaniach? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Wiem natomiast, że gdybym się na to zdecydował, na pewno bym zniknął z branży. Bo niby jak mielibyście zaufać portalowi, którego redaktor naczelny przyjmuje pieniądze za recenzje?

I właśnie o to wszystko się rozbija. Jasne, influencer przyjmuje pieniądze za promowanie produktu. Taka jego praca i z tym problemu nie ma. Tym bardziej, że faktycznie w wielu przypadkach influencerzy doszli do tego swoją ciężką pracą, a ja bardzo chciałbym mieć takie zasięgi, jak choćby ci ze średniej półki. Gorzej, że taki Ninja czy ktokolwiek inny jest dla wielu, naprawdę wielu osób autorytetem. Skoro on mówi, że coś jest dobre, to przecież tak jest i nikogo nie obchodzi, że przyjął za to pieniądze. Najbardziej natomiast denerwuje w tym fakt, że to mediom zarzuca się łapówkarstwo ilekroć pojawi się treść niezgodna z powszechnie przyjętą (a tak naprawdę wepchniętą przez youtuberów i influencerów) prawdą - vide recenzja Anthema od Dominika czy nawet moja Sea of Thieves.

Dochodzi zatem do ciekawej, a bardziej przykrej, sytuacji, w której łapówkarstwo zarzuca się komuś, kto działa na podstawie etyki zawodowej (choć na pewno są wyjątki, jak wszędzie), ale wierzy na słowo człowiekowi nie kryjącemu się z przyjęciem pieniędzy za materiał. Że jeden wziął pod stołem, a drugi otwarcie? Co to ma do rzeczy w przypadku, gdy mowa o rzetelnym podejściu do tematu? Bo przypominam, że nie mówimy tu o bannerze reklamowym za kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy, tylko o milionach za mówienie o czymś.

Obraz
Obraz

Przypadek z Ninją (o którym piszemy, ale naprawdę jest jednym z wielu i takie rzeczy dzieją się codziennie) pokazuje, że wydawcy przejęli już kontrolę nad nową formą marketingu. Bo przecież pomyśleli sobie czytelnicy pewnego razu, że ta prasa i media growe to takie złe, tłuste kocury biorące kasę za pisanie recenzji (pewnie również mi nie uwierzycie, ale naprawdę jest to jakiś dziwny mit), a tu macie niezależnych prosto z ludu, którzy może i nie mają nad sobą wyłapujących każdy fałszywy spójnik korektorów, ale mówią jakoś tak z serca. I właśnie sprawa z Ninją to przestroga dla graczy, że przede wszystkim nad kontrolą tego segmentu wydawcom zaczęło zależeć. Stąd sytuacje, że posiadacz znanego kanału X idzie na pokaz Y, a medium Z już nie idzie.

Nie chcę tu wyjść publicznie z konkretnym przykładem, choć koledzy z redakcji pewnie wiedzą, co mam na myśli - wiedzcie tylko, że takie sytuacje się zdarzają. Bo publika woli posłuchać kogoś "z ludu" (mimo, że też przecież jesteśmy po prostu ludźmi tylko bardziej tradycyjnie piszemy, zamiast gadać do mikrofonu), bo kojarzy im się to właśnie z niezależnością. I nie płaczę, że YouTuberom jest lepiej, bo też trzeba umieć zbudować sobie markę. Tylko nie zapominajmy, że powyżej pewnych sum mało kto potrafi być niezależny. A marketing polega na tym, żebyśmy właśnie postrzegali go jako szczerą, płynącą tylko z serca promocję. Coś jak częste w gazetach reklamy stylizowane na złożony artykuł.

Krzysztof Tomicz: No dobra, ale mówisz o łapówce dla dziennikarza czy wynagrodzeniu dla influencera, tak jak dla Ninjy ostatnio? Jeśli to drugie, brałbym, bo taka moja praca. Jeśli to pierwsze natomiast, to nie wiem, jakbym się zachował - to znaczy, czy kazałbym komuś od razu spier..., czy wziąłbym te pieniądze, przekazał na lepszy cel i potem i tak narobił syfu, typu policja i te sprawy. Jasne, dodatkowa kasa zawsze by się przydała, ale jeśli twoja praca polega na jak najbardziej rzetelnym opisywaniu rzeczywistości, to chyba byłoby coś nie tak, gdybym tę forsę przyjął. Wychodzę z założenia - może zbyt idealistycznego - że ktoś na bazie moich materiałów może podjąć decyzję w swoim życiu. Ok, to są tylko giereczki, ale jednak jestem wystarczająco długo w tym zawodzie, żeby nauczyć się, że odbiorcę należy szanować.

Redakcja

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.