Piraci z placu Ajatollaha [GRY W IRANIE]
Dla wielu z nas Iran to dziki kraju, wrogi Zachodowi, którego mieszkańcy tylko czekają na dogodny moment do wojny z USA i/lub Izraelem. Ale to tylko jeden ze stereotypów - życie i praca w Iranie wyglądają zgoła inaczej.
Czasami w Iranie trzeba być żonatym, żeby zagrać w grę - Oprócz 18+ mamy też jeszcze jedną kategorię, 25+, która według przydzielających przeznaczona jest dla ludzi żonatych (nie pytaj się, co się dzieje, kiedy nie uda ci się w tym wieku ożenić)
W ciągu tygodnia od premiery gry „Battlefield 3” 53 tysiące polskich graczy biegało po jednej z map z trybu multiplayer dziejącej się na „teherańskiej autostradzie”. Każdego dnia z prasowych nagłówków dowiadujemy się o kolejnych groźbach, programie atomowym, atakach na ambasady, karach śmierci wymierzanych szpiegom. Utrwalamy w sobie obraz Iranu jako dzikiego kraju wrogiego Zachodowi, którego mieszkańcy tylko czekają na dogodny moment do wojny z USA i/lub Izraelem. Ale jak to ze stereotypami bywa - życie i praca w Iranie wyglądają zgoła inaczej. Szkoda by było, gdyby kraj rządzony przez Ajatollachów kojarzył się wyłącznie z areną walki.
VHS, PEWEX i Internet Pamiętacie przełom lat 80 i 90? Cinkciarzy handlujących walutą, galopującą inflację, Bajtka, Top Secret, ostatnie Pewexy, pierwsze supermarkety, Miecze Valdgira, MTV z satelity, pirackie gry kupowane w zgodzie z prawem, komputery przywożone zza granicy... My wspominamy to z nostalgią. W Iranie to codzienność.
Współczesny Iran na skutek politycznej zawieruchy znajduje się zupełnie na uboczu. Odcięty od świata poprzez embarga i sankcje ekonomiczne rozwija się w izolacji od zachodu. Na szczęście sytuacja powoli ewoluuje. Tak jak u nas pod koniec lat 80 - wolność przejawia się za sprawą kaset video, anten satelitarnych i (znak czasu) poprzez Internet. Nie dziwi więc, że powoli rozwija się też branża komputerowej rozrywki.
Kasa w walizce Amir Mirza-Hekmati, Amerykanin arabskiego pochodzenia, kilka tygodni temu przyznał się publicznie do bycia szpiegiem CIA. Jego celem było m.in. produkowanie propagandowych gier skierowanych do odbiorców na Bliskim Wschodzie. Właśnie został skazany na śmierć.
Teherańskie studio Espris to kilkunastu fascynatów, którzy postanowili pracować nieco na przekór otaczającej ich rzeczywistości. Jaki sens ma tworzenie gier w kraju, w którym nie istnieje coś takiego jak prawa autorskie? Irańscy developerzy mają dwie możliwości: "legalną" i "mniej legalną".
Mniej legalna? Pisanie prostych gierek dla firm z Turcji czy Emiratów Arabskich. Problemem są biurokracja i sposób płatności. Chcąc obejść biurokrację Irańczycy otwierają spółki za granicą. Ale na tym nie koniec problemów. Irańskie banki nie mają żadnych kontaktów z bankami na świecie. Obrazowo mówiąc: w Iranie nie działa Visa, MasterCard, Maestro, Western Union. Pieniądze od tureckiego inwestora wędrują więc przelewem na konto fikcyjnej spółki np. w Turcji, tam są wypłacane i przewożone do Iranu. Tak jak swego czasu u nas: półlegalnie, w walizce...
Gry z Iranu to prawdziwa ciekawostka. Egzotyczna kultura, egzotyczne warunki polityczne i społeczne i egzotyczny rynek sprawiają, że mało kto może powiedzieć - grałem w irańską grę.
Na szczęście jest też druga możliwość. Wiecie pewnie, że Unia Europejska dotuje firmy tworzące gry w jej obrębie. Wspieranie rozwoju nowych technologii, te klimaty. W Iranie jest podobnie, z jedną, drobną różnicą. Na rządowy grant mogą liczyć tylko te firmy, które promują szeroko rozumianą "narodową kulturę". Ma być nie tylko "inowacyjnie" ale przede wszystkim - edukacyjnie.
Mir Mahna Właśnie tę drogę obrało studio Espris. Historyczna otoczka miała sprawić, że ich gra odniesie sukces nie tylko na straganach piratów. Udało się. "Mir Mahna" to najgłośniejszy irański tytuł ostatnich lat.
Połowa XVIII wieku. Wybrzeże Zatoki Perskiej staje się areną starć potęg kolonialnych: Wielkiej Brytanii i Holandii. Niespodziewanie wybucha jednak Powstanie, na którego czele staje irański Kościuszko - legendarny emir Mir Mahna.
Nad tytułem pracowało raptem kilkanaście osób. Ciężko mówić o jakimkolwiek "powiewie świeżości" - gra jest bardzo prostym FPSem. Jej twórcy wprost mówią o inspiracji popularnymi shooterami, a przede wszystkim (co szczególnie mnie ucieszyło)... Call of Juarez. Setting wszak zbliżony do Dzikiego Zachodu: Zatoka Perska robi tu za troszkę większe Rio Grande.
- O grze dużo się mówi i pisze, ale niestety mało który gracz docenia naszą pracę. - Mówi główny programista Alireza Lavasani. - Dla tutejszych graczy najważniejsza jest dobra grafika. Pracujemy na autorskim silniku, więc pod tym względem wyraźnie odstajemy od gier na Unreal Engine czy Chromie...
- Sprzedaliśmy kilkadziesiąt tysięcy egzemplarzy (Iran ma ponad 70 milionów mieszkańców - przyp red.). - dodaje producent gry i zarazem szef studia Morteza Razei. - Jak na kraj bez praw autorskich jest to duży sukces. Z drugiej strony: mogło być jeszcze lepiej - o "Mir Mahna" dużo mówiono w TV, pisała o nas prasa.
Faktycznie - gra Espris jest pierwszym irańskim tytułem uhonorowanym przez Ministerstwo Kultury i Orientacji Islamskiej. Władze uznały, że gry mogą być świetnym medium do promocji perskiej historii. Czym innym są jednak honorowe nagrody dla studia, a czym innym realne dotacje.
- Nie ma co ukrywać: jesteśmy zacofani w stosunku do reszty świata. Co z tego, że możemy stworzyć grę na pirackim Crysis Engine skoro bez wykupienia licencji nie możemy jej wydać nigdzie za granicą? W efekcie kręcimy się w miejscu. - Pomimo sukcesu tytułu wszyscy w firmie zdają się stąpać twardo po ziemi. - Pozostaje nam liczyć, że nasze produkcje zostaną zauważone i ktoś zdecyduje się wydać je poza Iranem.
Póki co jedyną osiągalną zagranicą jest pozostająca w dobrych stosunkach z Iranem Armenia. Właśnie tam szefostwo Espris postanowiło otworzyć filię, będącą w zasadzie „przykrywką” umożliwiającą ogólnoświatowe wydawanie tworzonych w Teheranie gier. Przy okazji studio planuje nowy tytuł, którego akcja toczyć się będzie na pograniczu irańsko-ormiańskim: - Może w ten sposób uda nam się wejść na inny rynek? - zastanawia się Morteza.
Zestaw problemów Kolejną bolączką dotykającą irańskie studia jest brak wykwalifikowanych pracowników. Trudno się dziwić, skoro podobny problem mamy też w Polsce. Wykształcony Irańczyk bez problemu znajdzie stabilniejszą i lepiej płatną pracę (o wyjeździe do zachodnich państw nawet nie wspominając). Gry tworzone są więc zgodnie z dawnym hasłem firmy Interplay - „Przez Graczy, dla Graczy”. Wszystko funkcjonuje dzięki zapałowi pasjonatów. Co ciekawe, kilka osób wspominało mi, że w Iranie ponad 75% absolwentów wyższych uczelni to... kobiety. W Espris Studio doskonale to widać: w dziale graficznym płeć piękna stanowi zdecydowaną większość. Dość zaskakujące, zwłaszcza kiedy porównamy to z działem graficznym w dowolnym polskim studiu.
Wszyscy w Espris zdają sobie sprawę, że na naprawdę duży tytuł jest póki co za wcześnie. Po krajowym hicie tworzą więc kilka mniej ambitnych tytułów, które zapewniłyby stabilność finansową i umożliwią późniejsze skupienie się na większych projektach. Tak właśnie powstają The RunMan, Space's Donkies i ANTARCTIC: casualowe gierki na przeróżne platformy, którym niestety daleko do Angry Birds czy naszego Anomaly.
Inne, większe projekty pozostają w bardzo wczesnych fazach. Na chwilę obecną najwięcej powiedzieć można o FPSie w klimacie Noir osadzonym w realiach Persji lat 30 XX wieku. Irańska odpowiedź na Casablance? Czemu nie. Ciężko niestety mówić o jakichkolwiek terminach - gra jest w stadium rysunków koncepcyjnych i fotograficznego udokumentowania co urokliwszych uliczek Teheranu. Przed zespołem jeszcze daleka droga. Mam jednak nadzieję, że o produkcjach tej grupki sympatycznych PERSÓW* jeszcze usłyszymy. Trzymam kciuki!
A co łączy warszawską z al. Jana Pawła II z teherańskim placem Imama Chomeiniego? O tym może następnym razem.
Łukasz Chmielewski
* - jak wiadomo w Iranie główną grupą ludności są Persowie (z grupy indoeuropejskich ludów irańskich), nie Arabowie (z grupy ludów semickich).