Pierwsze wrażenia: Red Alert 3: Ultimate Edition
Red Alert 3 w wersji na PS3 otrzymał podtytuł Ultimate Edition. Tak, jakby deweloper chciał nam wszystkim zakomunikować, że to jest właśnie ta najlepsza wersja, którą powinniśmy mieć. W pierwszych wrażeniach pozostawię jednak tę kwestię otwartą, a skupię się przede wszystkim na przyjemności obcowania z samym tytułem.
19.04.2009 | aktual.: 11.01.2016 18:20
Zacznijmy od tego, z czego słynie seria Command & Conquer, czyli głupawych, a chwilami wręcz idiotycznych filmików, prowadzących nas przez fabułę. Jest to jej znak firmowy i chociaż świat znacząco poszedł naprzód to nie wyobrażam sobie Red Alerta 3 bez tych wstawek. Fabularnie jak zwykle nie zabrakło paradoksów, podróży w czasie oraz Alberta Einsteina, co niezmiernie cieszy, bo taka alternatywna historia daje spore pole do popisu deweloperom. Trzecia frakcja, czyli Imperium Wschodzącego Słońca, również nie ustępuje reszcie. Całość uzupełnia całkiem dobra obsada aktorska, znana głównie z amerykańskich seriali. Scenki przerywnikowe ogląda się jak dobry film klasy B, czyli dokładnie tak, jak się spodziewałem. Pod tym względem Red Alert 3 nie zawodzi.
Przejdźmy dalej do kampanii, która liczy sobie po 10 misji dla każdej ze stron. Są one dość standardowe jak na RTS, czyli budujemy bazę i niszczymy wroga lub mając do dyspozycji ograniczoną liczbę jednostek musimy przedrzeć się do jakiegoś miejsca. Generalnie nie wspominałbym o tym, gdyby nie fakt, że całość możemy przejść w kooperacji ze znajomym z PlayStation Network, co jest naprawdę dużym atutem gry i dodaje jej smaczku. Chwilowo nie sprawdziłem, czy są z tym jakieś problemy, za to mogę Was zapewnić, że komputerowi dowódcy radzą sobie na polu walki i z reguły wykonują wszystkie komendy, które im wydajemy.
Najważniejszą kwestią dla większości z Was jest zapewne sterowanie, stąd też zostawiłem je na koniec. Ogólnie od początku nie jestem wielkim fanem konsolowych RTSów, głównie dlatego, że grałem sporo w nie na PC i wiem, że tempo rozgrywki potrafi być naprawdę olbrzymie. Jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić na konsolach i w sumie Red Alert 3 nie rozwiał moich możliwości, co jednak nie znaczy, że grało mi się źle.
Sterowanie opiera się głównie na wykorzystaniu analogów DualShocka, ponieważ większość elementów czy komend wybieramy z pierścieni przytrzymując jednocześnie przycisk R2. Wciśnięcie Xa zatwierdza wybrany obszar. Są również skróty, które pozwalają na szybsze przesuwanie się po mapie lub dostęp do Menu. Generalnie określiłbym ten zestaw, jako całkiem dobry i elastyczny, dzięki czemu większość podstawowych akcji mogę wykonać całkiem sprawnie, ale osobiście czułem się zmuszany do przejścia wszystkich misji tutorialowych, ponieważ bez nich nie było mowy o pełnej kontroli nad polem walki. Nawet pomimo zaliczenia „obozu szkoleniowego” początkowo czuję się odrobinkę zagubiony w sterowaniu, ale zauważam, że z każdą misją idzie mi coraz lepiej, co wskazywałoby, że gra wymaga po prostu sporo cierpliwości.
Jeśli chodzi o grafikę to na razie nie mam jej za dużo do zarzucenia, choć raczej również nie czuję się nią porwany. Ładnie prezentuje się woda, ale jednocześnie zdarza się trafić na bardzo słabe jakościowo tekstury i brzydkie, poszarpane cienie. Oczywiście nic złego nie mogę powiedzieć o ścieżce dźwiękowej, na czele, której stoi Hell March Franka Klepackiego. Po tych krótkich chwilach spędzonych z Red Alert 3 myślę, że jest to tytuł dobry (na 4), który broni się jako kolejna część świetnej serii RTSów. Trudniejsza wydaje się odpowiedź na pytanie: czy broni się jako konsolowa strategia czasu rzeczywistego. Tego dowiecie się przy okazji recenzji.
Beniamin Durski