Pierwsze wrażenia: Planet 51: The Game

Od dawna toczy się dyskusja czy gry na licencji filmowej koniecznie muszą być miałkie i nieudane. Kontrprzykładów niestety nie ma wielu, a ostatnio jak grzyby po deszczu wychodzą gry potwierdzające tę przypadłość. Niedawno mieliśmy Avatara, a dzisiaj ostrzegam Was przed Planet 51: The Game, gdybyście przypadkiem chcieli kupić tę grę Waszemu dziecku.

Pierwsze wrażenia: Planet 51: The Game
marcindmjqtx

27.12.2009 | aktual.: 15.01.2016 15:50

Od razu wyznam, że filmu nie widziałem, więc nie wiem czy również jest tak słaby i to na jego "atutach" bazuje produkcja Pyro Studios (twórcy świetnego Commandos), ale w tym wypadku skupimy się na grze, bo to głównie przed nią chcę Was ochronić.

Największym pozytywem, a nie było ich wiele niestety,  jest w moim odczuciu oprawa wizualna, która bazuje na silniku Unreala. Z oczywistych przyczyn nie mamy tu do czynienia z mrocznymi jaskiniami skąpanymi jedynie w odcieniach czerni i brązu, a z pełnym kolorów światem, który wydaje się bardzo plastyczny. Niestety, jak na grę z otwartym światem,  na ekranie pojawia się niewiele elementów,  ale to i tak mniejszy problem, niż niestała liczba klatek i doczytywanie tekstur.

Skoro już wspomniałem o konstrukcji gry to warto się jej przyjrzeć bliżej. Ktoś kto wpadł na stworzenie sandboxa z gry dla dzieci powinien stracić pracę. Wiem, że to dosadne, ale mamy tu do czynienia z jednym z większych nieporozumień w jakie miałem (nie)przyjemność grać w tym roku. Zamiast dobrze prowadzonej akcji, która zainteresowałaby dzieci i zachęcała je do dalszej gry, mamy mechanikę, w której jeździmy po mieście, by odpalić kolejny zestaw mini gier.

Fabuła? Cóż chyba twórcy zapomnieli o takim elemencie, bo chociaż występują tutaj scenki przerywnikowe, to są jedynie wprowadzeniem do nowych mini gier, a przedstawienie postaci i ich historii zrzucają na drugi, a może nawet trzeci plan. W efekcie tego szybko tracimy poczucie sensu w grze i w zasadzie kompletnie nie wiemy w jakim celu robimy dane rzeczy i dlaczego miałoby nas to pchnąć dalej w grze. Co gorsza, większość czasu spędzimy dojeżdżając z jednego miejsca misji na drugie, potem wykonamy szybko jakieś zadanie i wracamy znowu całą drogę. Nie pomaga również fakt, że w samym mieście poza misjami fabularnymi jest bardzo niewiele do roboty. Wrzucono jedynie elementy do zbierania - strony z komiksu - zdarzy się również ucieczka przez całe miasto przed policją.

Warto wspomnieć również o mini grach, które początkowo wydają się nawet przyjemne. Niestety wrażenie to szybko znika, gdy okazuje się, że każda z takich zabaw ma 10 poziomów i jeśli chcemy ją przejść do końca, to musimy zrobić wszystkie po kolei. Dziwne jest to, że nie możemy ich przerwać i kontynuować z tego poziomu, na którym skończyliśmy, co dla mnie było niezłym szokiem. Przez to musimy na przykład siedzieć bite 30 minut i wciąż kosić trawę, aż do całkowitego znienawidzenia zabawy. Do przejścia gry wystarczy pokonać poziom pierwszy, ale w Planet 51 niewiele więcej jest do roboty, więc jesteśmy po prostu skazani na tego typu zabawę.

Ponieważ cała gra opiera się na jeżdżeniu różnymi pojazdami to mamy takie minigry, jak koszenie trawy kosiarką, rozwożenie gazet na rowerze, wyścigi samochodami, rozwożenie postaci taksówką czy coś w stylu destruction derby na arenie. Jest ich około 15 i sama ich mechanika nie zawiera większych wad. Tylko pomysł na ich powtarzanie w kółko jest beznadziejny i powoduje, że strasznie się nimi nudzimy.  Niestety, nagrody za skończenie całej mini gry również nie są na tyle satysfakcjonujące, by zachęcić młodszych (i starszych) do dalszej zabawy. Główny bohater ma ze sobą album z naklejkami i po pokonaniu rundy otrzymujemy 3 z nich. Żeby "uprzyjemnić" zabawę naklejki mogą się powtarzać, więc w pewnym momencie dostajemy ciągle duplikaty, co powoduje jeszcze większą naszą frustrację, gdy okazuje się, że za ostatnie 10 czy 15 minut gry nie dostajemy nic w zamian.

Warto również wspomnieć o sterowaniu, które jak na zabawę pojazdami jest dość specyficzne i na początku sprawiało mi niejakie problemy. Twórcy zdecydowali się zrezygnować ze zunifikowanego systemu, gdzie prawą gałką obracamy kamerą, a lewą się poruszamy. Tutaj faktycznie lewą wybieramy kierunek, w którym się poruszamy, ale prawa służy do strafe'owania pojazdami. W trakcie gierek, w których jesteśmy na arenie, często łapałem się na tym, że prawą gałką chciałem obrócić kamerę. W obronie takiego sterowania mogę powiedzieć, że młodsi, którzy nie mają jeszcze takich przyzwyczajeń po prostu nie będą używać prawej gałki. Zapomniałem jeszcze dodać, że w grze jest tez turbo, ale nie jest ono specjalne przyjemne w odbiorze. Trzęsie ekranem i pokrywa go brzydkim blurem, co powoduje, że nie bardzo mamy ochotę się nim posługiwać.

Z mniejszych wad wymieniłbym jeszcze częste ładowania w trakcie gry. Rozpoczęcie misji, wejście/wyjście do budynku, powtarzanie wyzwań i przechodzenie do mini gier to ciągłe ładowanie poziomów.

Na koniec mogę pochwalić Pyro Studios za próbę zawiązania historii w trakcie trwania wydarzeń z filmu (pojawiają się wstawki z animacji w grze). Większość twórców idzie na łatwiznę tworząc wstęp czy też kontynuację wydarzeń z filmu, a tutaj mamy teoretycznie wydarzenia w trakcie, szkoda tylko, że tak słabo poprowadzone. Duży zarzut to beznadziejnie podłożone głosy, w których słychać, że aktorzy kompletnie nie przykładają się do swoich ról. Co gorsza, w trakcie scenek przerywnikowych mamy jedynie lekkie kłapanie ustami postaci, więc o żadnej synchronizacji  mowy być nie może.  W samej grze natomiast w kółko słyszymy te same teksty , co w pewnym momencie zaczyna niesamowicie irytować.

Werdykt: Nie jest to recenzja, bo z Planet 51: The Game udało mi się wytrzymać niewiele  ponad cztery godziny.  Jestem jednak pewien, że dalej niewiele się zmienia. Zresztą musiałby to być jakiś zaskakujący przełom, by gra wyszła z wstępnej oceny 2+ na coś dużo lepszego. Otwarty świat, w którym nic nie można robić, mini gierki, które musimy powtarzać do znudzenia i brak przyczynowości w misjach wpisują Planet 51: The Game na listę miałkich gier na licencji. W tym roku było wiele lepszych gier dla Waszych pociech, więc nie każcie im grać w produkcję Pyro Studios.

Beniamin Durski

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
publicystyka360ps3
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.