Pierwsze wrażenia: James Cameron`s Avatar: The Game
Mój pierwszy kontakt z James Cameron's Avatar: The Game, czyli po prostu Avatarem, miał miejsce podczas tegorocznych targów Gamescom. Wtedy też sprawdziłem grę na żywo, w dodatku w 3D. Dziś, kilka miesięcy później, miałem okazję zapoznać się z wersją preview Avatara. Muszę przyznać, że nieco się zdziwiłem, bo podczas pokazu na targach byłem święcie przekonany, że ta gra będzie zwykłą strzelanką, nawiązującą do filmu Jamesa Camerona. W rzeczywistości jest nieco inaczej.
Avatara najlepiej określił Tadeusz Zieliński podczas 105. Polygadki - to taka strzelanka z elementami RPG-a. I mi się ten opis bardzo podoba. Elementów zręcznościowych w grze nie brakuje, oprócz akcji mamy także rozmaite statystyki, rozwój postaci, broni, eksplorację terenów itp. Ubisoft stworzył nawet podręczną encyklopedię, dzięki której możemy lepiej poznać świat Avatara.
Akcja gry toczy się na planecie Pandora (czyli tej samej, co w filmie), na którą ludzkość wybrała się w celu wydobywania rzadkiego minerału. Powierzchnię planety pokrywa gęsty, tropikalny las, zamieszkały przez przedziwne zwierzęta (w tym konie z sześcioma kończynami) oraz Na'vi - humanoidalne istoty, wyróżniające się koszykarskim wzrostem i niebieskim zabarwieniem skóry. Ponieważ wydobywanie minerału wiąże się ze zniszczeniem ekosystemu Pandory, Na'vi przeciwstawiają się całemu pomysłowi, co oczywiście wywołuje konflikt zbrojny.
Na Pandorze atmosfera jest toksyczna dla ludzi i stąd właśnie pojawia się cała idea awatarów - zastępczych ciał, które wyglądają zupełnie jak Na'vi (i mogą swobodnie oddychać powietrzem Pandory), ale posiadają przeniesioną do nich świadomość człowieka. Jak łatwo się domyśleć, główny bohater również będzie miał okazję zamienić się w kosmitę. Nasze zadanie, jako przedstawiciela (lub przedstawicielki - mamy aż 24 różne modele postaci do wyboru) rasy ludzkiej, polega na pomocy w zlokalizowaniu i przejęciu świętego miejsca Na'vi.
Mniej więcej po pierwszych 90 minutach gry, podczas których poznajemy egzotyczny świat Pandory, zostajemy postawieni przed krytycznym wyborem: musimy opowiedzieć się za którąś stroną konfliktu - albo zostajemy z ludźmi i zaprowadzamy "porządek" na Pandorze, albo przechodzimy na stronę Na'vi i próbujemy uratować planetę.
Ludzie oczywiście mają przewagę technologiczną, Na'vi z kolei są lepiej przystosowani do życia na Pandorze. Możemy więc pozostać po dotychczasowej stronie i cieszyć się z szerokiego wachlarza broni, pojazdów (w tym mechów) i ogólnej rozwałki. Wybierając Na'vi, będziemy z kolei musieli walczyć wręcz, ale zyskamy nadprzyrodzone moce (jak niewidzialność) i możliwość dosiadania zwierząt ze świata Pandory.
Z grami bazującymi na filmach przeważnie wiąże się jeden problem - brak czasu na doszlifowanie produktu. Avatar wcale nie był tworzony w pośpiechu (prawie 3 lata w produkcji), ja jednak odnoszę wrażenie, że tej grze czegoś właśnie brakuje. Grafika nie powoduje opadu szczęki, co jest w sumie dosyć zaskakujące biorąc pod uwagę, że film doczekał się prawdopodobnie jednych z najlepszych komputerowych efektów specjalnych, jakie kiedykolwiek powstały. Powiedzmy, że wizualnie dżungla nawet ujdzie, ale tak naprawdę ciągle poruszamy się po ograniczonych przestrzeniach, to nie jest prawdziwy las. Dodatkowo znikające ciała wrogów psują odbiór gry. Ciekawe natomiast, że podczas pierwszego kontaktu z grą (w 3D), Avatar wydawał mi się ładniejszy. Widać głębia sprawia, że więcej wybaczamy
Póki co nie porwała mnie też fabuła. Być może to wina nie najlepszej jakości przerywników filmowych i oklepanych motywów początkowych misji. Czasem szwankuje sterowanie - jako zwinny Na'vi nie jestem w stanie wspiąć się praktycznie nigdzie, a z pozoru łatwe do przeskoczenia przeszkody chronią niewidzialne ściany.
Avatar na pewno przypadnie do gustu fanom filmu. To zresztą nie jest zła gra (ot, zapowiada się na solidnego średniaka), sam zamierzam ją skończyć. Ale jeśli ktoś podpisuje produkt nazwiskiem Camerona, to ja chciałbym co najmniej spaść z krzesła. A tak się nie stało.
I w ogóle zastanawiający jest ten cały efekt 3D, który został zaimplementowany w Avatarze. Na pewno to przyszłość elektronicznej rozrywki, a za kilka lat być może i większość gier będzie go obsługiwać. Dziś to totalny margines spowodowany brakiem odpowiednich odbiorników telewizyjnych w większości domów. Dodatkowo efekt 3D pożera sporo mocy konsoli, co oczywiście musi się negatywnie odbić na jakości wyświetlanej grafiki. Rozumiem, że film zobowiązuje, jednak wolałbym, aby twórcy gry nie bawili się w takie eksperymenty, tylko wykorzystali zasoby sprzętu do innych celów. Ale za to Ubisoft będzie mógł powiedzieć, że był pierwszy.
Aleksander Lemlich