Pierwsze wrażenia: Guitar Hero: Metallica
Na Guitar Hero: Metallica czekałem już od dawna, choć trudno nazwać mnie hardcorowym wyznawcą zespołu. Po prostu zarówno Rock Band jak i GH: World Tour (zwłaszcza ten drugi tytuł) po jakimś czasie zmieniają się papkę kilku utworów, które mogę grać do upadłego przemieszaną morzem tandety, która nigdy nie powinna się znaleźć w podobnych grach. Dlatego lista utworów, jakie znajdziemy w GH: Metallica wydawała mi się o wiele bardziej spójna, ciekawsza i pozbawiona aż takich kompromisów pomiędzy ostrym rockiem a karaoke. Płytkę z grą otrzymałem od Toreada wczoraj i od razu zabrałem się do testów.
20.05.2009 | aktual.: 18.01.2016 12:26
Po pierwsze nigdy nie ukrywałem, że choć uwielbiam gry muzyczne, to do eksperta mi daleko. Nie mogę równać się z tap-chanem czy Rysławem, którzy potrafią wyczyniać cuda. Z reguły gram na poziomie medium (bo tu można się bez przeszkód wydurniać, a i bezalkohol specjalnie nie przeszkadza), by po jakimś czasie zasmakować w hardzie. Czasem daję radę (gitara) czasem nie (perkusja), ale i tak jest fajnie. Jakie wrażenie pod tym względem zrobiła na mnie ta pozornie piekielna setlista z GH: Metallica?
Na gitarce kariera pękła w jeden wieczór. Niby mało, ale próbne odpalenie kilku, cięższych kawałków na hardzie skończyło się wnioskiem, że lepiej odłożyć to na później. Wydaje mi się, że granica między tymi poziomami trudności jest większa, niż w przypadku Rock Band, czy GH: World Tour, ale wynika to raczej z samego doboru utworów, niż z grzebania przy mechanice.
Autorzy chcieli chyba wynagrodzić to faktem, że utwory odblokowuje się tu o wiele szybciej, niż w poprzednich grach. Zamiast pokonywania kolejnych zestawów, zbieramy gwiazdki z utworów i po uzbieraniu odpowiedniej ilości kolejna lokacja stoi przed nami otworem. Dzieje się to naprawdę błyskawicznie i szczerze mówiąc trochę za szybko. No bo z jednej strony mamy świetnie animowanych i groźnych Jamesa, Larsa, Kirka i Roba, ładne, mroczne i klimatyczne lokacje oraz świetne kawałki, które każdy fan ostrej muzyki znać powinien, ale tak naprawdę wszystko wyłożone jest na tacy i brakuje tego mozołu przechodzenia kolejnych utworów, który był wynagradzany odkryciem nowych. Może mam jakieś masochistyczne skłonności, ale akurat w tej grze by mi to nie przeszkadzało.
Zwłaszcza jeśli wiązałoby się z bonusami w postaci filmów, ciekawostek, zdjęć itp. W końcu tego między innymi oczekujemy od gry poświęconej głównie jednemu zespołowi. Jak pod tym względem prezentuje się GH: Metallica? Jeszcze nie wiem, w końcu bawiłem się dopiero niecały dzień, ale na pewno będzie to ważny elementy przy wystawianiu oceny końcowej. Na razie filmiki nie rzucają na kolana, ale już Metallifacts (wirtualny teledysk okraszony ciekawostkami) ogląda się przyjemnie.
Podsumowując pierwsze wrażenia chcę zaznaczyć, że nie można porównywać tej gry do GH: Aerosmith. Tutaj każdy element jest częścią spójnej całości, która składa się na hołd dla Metalliki i wyraźnie czuć, że zespół po podpisaniu kontraktu nie wybrał się na wycieczkę do ciepłych krajów, tylko blisko współpracował z autorami. Fanom zespołu nie trzeba tej gry rekomendować. Ja na razie bawię się świetnie i mocno pracuję nad tym, żeby poczuć się komfortowo na hardzie, bo zabawa jest tam jeszcze lepsza.
Maciej Kowalik
PS Namówię tap-chana, żeby przy okazji recenzji skrobnął parę słów z perspektywy bardziej doświadczonego gracza. Wiecie - dwa pedały przy perkusji i tym podobne czary...