Pierwsze wrażenia: FIFA 10

Pierwsze wrażenia: FIFA 10

Pierwsze wrażenia: FIFA 10
marcindmjqtx
01.10.2009 16:25, aktualizacja: 12.01.2016 15:53

FIFA 10 stoi przed niemałym wyzwaniem, bo jej poprzedniczka poprzeczkę konsolowym grom piłkarskim ustawiła naprawdę wysoko. EA Sports nie może pozwolić sobie na zaserwowanie nam drugi raz tego samego dania, bo odlepienie od firmy etykiety fabryki nic nie wnoszących sequeli trwało bardzo długo. Z drugiej strony mieszanie przy prawie idealnej grze to zawsze niebezpieczna zabawa.

W FIFA 10 dość intensywnie gram od dwóch dni i stwierdziłem, że mogę już podzielić się z Wami moimi pierwszymi spostrzeżeniami. Pamiętajcie jednak, że mówimy tu o grze sportowej. Każdy, kto miał z nimi do czynienia wie, że nowinki i smaczki nierzadko można wyłapać nawet przy setnym meczu.

Zacznijmy od tego co mi się podoba. Mimo że gra wygląda właściwie dokładnie tak samo, jak rok temu, to gra się w nią zupełnie inaczej. Niby nie jest to coś niespotykanego, bo przecież kiedyś gry z serii ISS i Pro Evo również niewiele różniły się między sobą w kwestiach graficznych, natomiast o ich jakości decydowała rozgrywka. FIFA 10 wbrew pozorom również jest nie do pomylenia z poprzedniczką jeśli idzie o sam przebieg meczu.

Po pierwsze jest szybciej i płynniej, co naprawdę robi olbrzymią różnicę. Akcje niejako „z urzędu” są dynamiczniejsze, a gracz ma o wiele mniej czasu na dywagacje nad swoim następnym zagraniem. Jest przez to również trudniej, bo chwila wahania kosztuje najczęściej utratę piłki i konieczność powrotu do obrony. Płynność przebiegu meczu osiągnięto wywaleniem wielu niepotrzebnych i przydługich wstawek, w których arbiter odstawiał swoje show z dawaniem kartek. Jasne, pojawiają się one czasem, ale częściej przyznanie kartonika obserwujemy po prostu z kamery meczowej. Przywilej korzyści również jest bardziej naturalny. Pojawiła się możliwość "krótkiego” wykonania rzutu wolnego, bez przerywania gry na zmianę perspektywy. Warto o tym pamiętać, bo konsola skrzętnie korzysta z niej nawet w okolicach naszego pola karnego. Nieuwaga może zaboleć.

Nie można nie wspomnieć o "uwolnieniu” dryblingu. Teraz nie jesteśmy już ograniczeni do 8 kierunków biegu. Na początku tej nowinki się nie zauważa, bo stare przyzwyczajenia automatycznie wychylają gałkę analoga o 45 stopni. Jednak po "przestawieniu” się na nowe rozwiązanie otwiera się przed nami całe morze możliwości, które na pewno pomogą w jeszcze efektowniejszych dryblingach i bardziej niekonwencjonalnych zagraniach na wolne pole.

Dużym plusem FIFA 10  jest przemodelowany system strzałów i podań górą. Te pierwsze wreszcie nabrały mocy i bardzo rzadko zdarzają się balony posyłane z czystej pozycji gdzieś na trybuny. Podobnie rzecz ma się z podaniami górą. Przerzut piłki z jednej strony boiska na drugą nie trwa już niesłychanie długo. Parabola lotu piłki została obniżona przez co znacznie szybciej dociera ona do adresata i tak naprawdę dopiero teraz można przerzuty uznać za naprawdę skuteczne narzędzie do demontowania obrony przeciwnika.

Odrobinę słodko-kwaśna jest nowa mechanika walki bark w bark. Obrońcy dostali dzięki niej naprawdę dużo i to mi nie przeszkadza. Co tydzień oglądam mecze z Anglii i wiem, że drobni napastnicy nie mają łatwego życia z wielkoludami strzegącymi drogi do bramki, o ile nie zostawią ich za plecami rzecz jasna... W grze wygląda to podobnie. Co chwila dochodzi do walki bark w bark, po której jeden z graczy ląduje na ziemi odepchnięty na kilka metrów. Jeśli połączymy to jednak z mniejszym "klejeniem” się piłki do nóg piłkarzy, otrzymujemy grę niebezpiecznie podatną na losowość. Wiem, że w prawdziwej piłce również jest ona bardzo widoczna, ale myślę, że nie tylko ja lubię mieć uczucie kontroli nad sytuacją. W FIFA 10 czasem ono znika. Muszę jednak przyznać, że przestawianie mniej rosłych obrońców Fernando Torresem bardzo mnie cieszy. W ogóle widać, że budowa zawodników - ich wzrost, siła i waga mają teraz jeszcze większe znaczenie niż poprzednio.

Wieloletnich fanów PES ucieszy przywrócenie do łask zwodu polegającego na udawaniu strzału. W FIFA 09 minięcie nim bramkarza graniczyło z cudem. Teraz również nie jest to prostacko łatwe, ale odpowiednie wyczucie czasu pozwala położyć bramkarza na ziemi i cieszyć się pustą drogą do bramki.

To chyba największe zmiany, które na razie rzuciły mi się w oczy, jeśli idzie o czystą rozgrywkę. Mamy jeszcze oczywiście bardzo, bardzo fajny tryb tworzenia swoich stałych fragmentów gry, rozbudowane Virtual Pro oraz tryb menadżerski czy wreszcie opcję treningu stałych fragmentów gry na arenie czy rozegrania meczu treningowego (ubogość opcji razi).

Teraz czas na łyżkę dziegciu, choć muszę zaznaczyć, że wyszukiwanie wad idzie mi dużo ciężej, niż pochwał.

Nową mechanikę kolizji zapisałem jeszcze w plusach, ponieważ wydaje mi się, że w końcu uda mi się na nią przestawić, jednak bardzo nie podobają mi się nowe dośrodkowania. Stopień ich podkręcenia od razu przypomina mi dawne gry z serii FIFA, gdzie piłka wędrowała między graczami jak po magicznym sznurku.

W FIFA 10 prawie każdy piłkarz potrafi posłać w pole karne rogala, który zawstydziłby samego Beckhama. Najgorsze jest to, że w zasadzie trudno przewidzieć, kiedy piłkarz dośrodkuje normalnie, a kiedy gra zdecyduje, że czas podkręcić efektowność. Żeby nie było wątpliwości - asystę konsoli mam przy dośrodkowaniach wyłączoną. Zresztą nie robi ona różnicy, bo i SI nie wstydzi się odpalać podobnych zagrań w stronę naszej bramki. Jasne są one mocne i efektowne, ale bardziej pasowałyby do FIFA Street, niż gry aspirującej do miana symulacji.

Na minus muszę również zaliczyć wciąż uciążliwe menu, w którym spędzamy zdecydowanie za dużo czasu. Naprawdę lubię bawić się różnymi taktykami, ustawieniami itp., ale FIFA zawsze stara się zepsuć całą radochę. Od 09 nic się tu nie zmieniło. Podobnie zresztą rzecz ma się z grafiką. Modele postaci są w większości słabe, a w trakcie zmian znów musimy podziwiać brzydką panoramę stadionu. No i komentarz... Szczerze mówiąc ten wydaje mi się jeszcze gorszy niż rok temu. EA Sports powinno mocno przyjrzeć się swoim skryptom, bo aż tylu błędnych komentarzy (zupełnie rozmijających się z wydarzeniami na boisku) w trakcie jednego meczu nie uświadczyłem już dawno.

Po dwóch dniach spędzonych z grą wiem dwie rzeczy. FIFA 10 może i wygląda jak poprzedniczka, ale gra się w nią inaczej. To dobrze, bo nie ma powodu, by znów wracać do mantry o odcinaniu kuponów przez EA Sports. Nie, zmiany są i trzeba się do nich przyzwyczaić. Jednak wiąże się to też z tym, że jeśli przy FIFA 09 spędziliście cały miniony rok, to nowa część wcale nie musi automatycznie przypaść Wam do gustu i powalić na kolana. Jednak polecam nie zrażać się i dać grze szansę. Po godzinie spędzoną z grą lista minusów była dużo dłuższa, niż widzicie powyżej, jednak z każdym meczem uczyłem się nowych rzeczy i odkrywałem nowe możliwości w rozgrywce. A wydaje mi się, że o to właśnie w grach piłkarskich chodzi. Do zobaczenia na wirtualnych boiskach... No i przy okazji recenzji, oczywiście.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)