Pierwsze wrażenia: Bayonetta
Każdy, kto Polygamię w miarę regularnie śledzi ten wie, że bardzo mocno czekamy na najnowsze dziecko Platinum Games - Bayonettę. W zeszłym roku na zamkniętym pokazie widzieliśmy tylko krótki pokaz, tym razem przedstawiono nam nieco więcej, o grze opowiedział producent Hashimoto, a poza tym miałem okazję położyć ręce na demie. I co, jest tak fajnie, jak się spodziewałem?
19.08.2009 | aktual.: 14.01.2016 15:13
Jest jeszcze lepiej! Tym razem poza standardowym obklejeniem ścian pomieszczenia, w którym pokaz miał miejsce, wydawca przygotował jeszcze świeczniki i generalnie postarał się o zrobienie nastroju. Pokaz przeprowadzała ta sama osoba co w roku minionym, pan Takahashi, czyli najbardziej odpowiedni do tego przedstawiciel Segi, który nadzoruje proces tworzenia gry od samego początku. Na starcie przedstawiono nam całkiem długaśny filmik, w którym pokazano postać o imieniu Luka, czyli pseudo-amanta i nieudacznego lowelasa. Facet najpierw biegnie przez miasto niczym Altair, aby w końcu spotkać Bayonettę, co skończyło się tym, że m.in. wywalił się potykając o stół, którego za sobą nie zauważył. Generalnie postać to mocno śmieszna i rozluźniająca napięcie, aczkolwiek spodoba się jedynie osobom łapiącym ten dość specyficzny typ humoru. Powiedziałbym, że to takie połączenie mangowego Lupina III z Nero z Devil May Cry. Mi się podobało. Po zakończeniu tej części przeszliśmy do mięsa, czyli walki z bossem. Postać tak na oko 10 razy większa od wiedźmy jest podobno jedną z mniejszych w grze, co zdecydowanie świadczy na jej (gry) korzyść. Co ciekawe, Bayonetta pokazała tutaj nowy element jej garderoby, tzn. buty przypominające do złudzenia łyżwy. Ten sportowy atrybut będzie kolejnym, który wiedźma zamieni w śmiercionośną broń. Po zajechaniu tego przeciwnika pojawił się kolejny, jeszcze większy, o mało ciekawej aparycji - z wielką macką z twarzą na końcu, wystającą z jego otworu gębowego. Protagonistka najpierw zajechała mackę, następnie na nią wskoczyła, przebiegła do głównej części głowy i wpasowała się łyżwami w czoło oponenta. Jakkolwiek głupio by opis nie brzmiał, na żywo to robi fantastyczne wrażenie i jeśli nie jesteście uczuleni na totalnie nierealistyczne patenty, to i Wam się spodoba. Pokaz nie trwał zbyt długo, ale po nim mogliśmy dowiedzieć się kilku interesujących informacji. Dla tych, którzy zakochali się w śmiercionośnej wiedźmie, ale nie mają zbyt rozwiniętych zdolności manualnych przewidziano tryby easy-automatic i very easy-automatic, gdzie szalone komba egzekwować będziemy po prostu klepiąc w przyciski na czuja. W demie, które sprawdziłem, włączyłem tryb normal i nie było zbyt trudno, ale i tak udało mi się 2 razy zginąć - starać się trzeba będzie od początku. Sposób wklepywania ciosów jest nietypowy jak na grę akcji, gdyż istotna jest niemal każda klatka i wstukanie niektórych kombinacji, gdzie należy zrobić dosłownie klatkową przerwę, jest trudne i w tej chwili trudno powiedzieć czy sprawdzi się ono w wirze szaleńczej walki. Hashimoto przyznał również, że planowali pierwotnie DLC, aczkolwiek ostatecznie cała ta zawartość znajdzie się na płytce z grą, co ostatnio przestaje być standardem - brawa dla dewelopera. Próbowałem się również dowiedzieć o kwestie związane z opóźnieniem premiery poza Japonią, ale tutaj producent nie miał nic do powiedzenia, a wydawca stwierdził, że to decyzja biznesowa. I tak, wypomniałem mu premierę God of War III i Dante's Inferno w tym samym czasie - mimo to był niewzruszony.
Podsumowując, Bayonetta jest tak dobra, jak to sobie wyobrażałem i jej nieustanna akcja w pełnych 60 klatkach animacji z doskonale dopracowanym i odpowiednio reagującym sterowaniem będzie ogromną gratką dla wszystkich miłośników nieco przegiętych gier akcji prosto z Japonii. I jak mnie Takahashi zapewnił, w tej grze będzie bardzo, bardzo, bardzo dużo rzeczy do zrobienia i odkrycia i przez długi czas się nam nie znudzi. Ja mu wierzę.