Pan tu nie stał  - czyli słów kilka o zakończeniu Gry o Tron.

Pan tu nie stał  - czyli słów kilka o zakończeniu Gry o Tron.

Pan tu nie stał  - czyli słów kilka o zakończeniu Gry o Tron.
yaroslav1987
22.05.2019 20:50, aktualizacja: 26.05.2019 20:10

Mimo, że Gra o Tron z grami video jest słabo związana, poczułem silną potrzebę podzielenia się moimi przemyśleniami na temat finału serii, która bądź co bądź jest kamieniem milowym w historii telewizyjnej rozrywki. Co do gier to, jak większość tytułów chcących się zmonetaryzować na popularnym filmowo/serialowym medium, wychodzi co najwyżej przeciętnie. Visual novela od Telltale Games jest jednym ze słabszych jej tytułów i w zasadzie powiela historie rodów Starków. Ma momenty, ale kompletnie nie zapada w pamieć, zaś podejmowane przez nas wybory są złudne i prowadzą do z góry zaplanowanego finału.  RPG Game of Thrones ma dwie ciekawe historie czerwonego kapłana i brata nocnej straży, które przeplatają się ze sobą i wiodą do nieoczywistego finał, jednak wykonanie gry na Unreal engine 3 sprawia wrażenie, że i tak była o dekadę zapóźniona w stosunku swojej premiery. Game of Thrones Genesis to jakieś nędzne RTS na modłę około serii Total War. O grach mobilnych nie wspomnę. Dalej czekamy na godnego reprezentanta tej zacnej serii w świecie elektronicznej rozrywki.

Do rzeczy. Kto nie oglądał – ostrzeżenie – SPOILER HEAVY.

Gra o Tron niewątpliwe stała się popkulturowym fenomenem na przestrzeni ostatniej dekady. Nie pamiętam drugiego takiego serialu, który tak silnie angażowałby całą rzeszę ludzi, którzy nie są geekami i nie przekopują się przez internet w poszukiwaniu informacji co może się wydarzyć, spekulując na temat zakończenia historii. Zapewne nikomu nie jest obcy obrazek, gdy przychodzi do pracy, a tam współpracownicy już gorąco dyskutują o tym co wydarzyło się w ostatnim odcinku, wymieniając się swoimi odczuciami na temat prezentowanych wydarzeń. Ty jako elitarny fan sagi sprzed serialu, możesz tylko uśmiechać się pod nosem i weryfikować stan ich zaangażowania i wkręcenia w fabułę, rzucając od czasu do czasu informacją prostującą ich wyobrażenia. Otóż w ostatni poniedziałek ten fenomen się skończył. Znaczy się, GoT dalej jest ogromną marką mające zapewnione miejsce w historii fantasy i popkultury, ale wraz z zakończeniem 8 letniego serialu – do którego przez lata wszyscy zdążyli się przyzwyczaić – kończą się te fantastyczne interakcje oparte na spekulacjach i oczekiwaniu na nowy odcinek. Chyba, że będziemy ciągnąc ten mem, że G. Martin będzie wydawał kolejne tomy cyklu jak Tool nowy album (w sierpniu tego roku ma się to wydarzyć). Dalej możemy spekulować jakie będzie prawdziwe zakończenie książkowej sagi, o ile kiedykolwiek zostanie dokończona.

Obraz

Stałem tu zanim to było modne

Moja historia z Grą o Tron sięga 2004-2005 r. Mój przyjaciel znawca i propagator fantasy – 90% książek tego nutru pożyczyłem właśnie od niego – pozdrawiam – zaprezentował mi tą książkę, mówiąc, że odnalazł mało popularny w polsce tytuł, który ma świetny potencjał serialowy, gdyż przedstawia fabułę z punktu widzenia wielu stron konfliktu, jest zróżnicowany i uniwersalny, a każdy znajdzie tam archetyp postaci dla siebie, ostrzegł jednak, żebym nie przyzwyczajał się do bohaterów, bo szybko i niespodziewanie giną, a bycie szlachetnym i uczciwym nie popłaca, bo nie jest to Władca Pierścieni. Faktycznie,  zabijanie postaci stało się znakiem firmowym tego tytułu, a przecież Szekspir robił to samo przeszło 400 lat temu. Kolega miał rację, książki połykałem jedna za drugą, a później z niecierpliwością czekałem na następne tomy. Ostatni jaki został wydany Taniec ze Smokami czytałem w 2012 r. pracy na monitorze w pdf, udając że czytam szalenie ważną ustawę, wzbudzając podejrzenia współpracowników moją małomównością i nerwowym tupaniem od czasu do czasu. Bo były momenty.

W tym samym mniej więcej czasie, z drugim moim przyjacielem wymyślaliśmy, że gdyby powstała serialowa adaptacja GoT, jaka byłaby jej obsada, jak również jakby wyglądał serial jeśliby powstał w Polsce. Z produkcji zagranicznej oczywiście 100% pewnikiem, którego odgadliśmy to Sean Bean w roli Neda Starka, bo kto inny specjalizuje się w odgrywaniu charyzmatycznych, szlachetnych i ginących postaci. Inni aktorzy nie byli nam znani, jednak muszę oddać serialowej adaptacji, że doskonale wpasowała się w moje – i chyba ogólne – wyobrażenia o postaciach z książki, 95% jest koherentne z moimi wyobrażeniami i jestem w stanie zaakceptować wygląd dobranego aktora, do tego jak co miałem w głowie podczas czytania książki.

Natomiast wersja polska Gry o Tron była by zrobiona jak typowy polski film – wrzućmy wszystkich aktualnie popularnych aktorów żeby przyciągnąć tłumy, nie ważne że nie pasują i że są generalnie słabi. I tak, naszymi propozycjami był Borys Szyc jako Jaime (bo ma blond włosy), Katarzyna Figura jak Cersei (bo ma blond włosy), Jarosław Boberek jak Tyrion (w końcu miał już doświadczenie z karłami z ekranizacji Wiedźmina) oraz Roman Pijak z Na wspólnej  jak Stannis (bo jest łysy) itp. Po latach okazało się, że wyobrażenie może się ziścić, bo powstała Korona Królów. Cóż, nie po raz pierwszy wyprzedzaliśmy swoje czasy.

Obraz

Pan miał stać gdzie indziej

Przechodząc jednak do zakończenia serialu, zrobił na mnie lepsze wrażenie niż sam jestem w stanie sie przyznać. Truizmem jest, że poziom serialu zarył twarzą o glebę po wyczerpaniu książkowego materiału źródłowego z końcem 6 sezonu, a później był już tylko gorzej. Tylko to gorzej to i tak wysoki poziom, jakiego inne produkcje nie mogły osiągnąć swoimi topowymi sezonami. W mojej ocenie – Sezony 1- 6 średnia ocena 9, Sezon 7 – ocena 7, Sezon 8 – ocena 6. Głębia postaci przepadła, zrezygnowano z politycznego intryganctwa na rzecz teleportacji i filmu sensacyjnego, postacie zrezygnowały z budowanych przez siebie motywacji na rzecz zaliczenia checkpointów w fabule i bardzo skrótowego dobrnięcia do finał. Gdyby to miało być zrobione porządnie, potrzebowalibyśmy jeszcze z 2 sezonów.

Żyjąc do ostatniej niedzieli z nastawieniem „ok, finał, kończmy tę farsę”, muszę przyznać, że z punktu widzenia telewizyjnej rozrywki, zwieńczenie historii przyjąłem z nastawieniem „ok, może być, akceptuję taki przebieg wydarzeń”.  Co w takim razie dostaliśmy? Happy end i fan service, co syci moje wewnętrzne poczucie dobra, jednocześnie pozostawiając niedosyt i przekonanie, że tego typu historia zasługuje na bardziej epicki i w gruncie rzeczy smutny finał. Nie takiego zakończenia oczekiwałem po historii, która po 8 latach wojen wytraciła 80% obsady. Z resztą zawszę traktowałem GoT jako Battle Royale, że zostać może tylko jeden, i to okaleczony i samotny. Pozostaje liczyć, że w książce będzie inaczej...jak zostanie wydana (mem).

I tak w ramach subiektywnego komentarza do zakończenia (wiem, że nie ma co się silić na logikę) :

  • Śmierć Dany była do przewidzenia, gdyż sama stała się szalona, tworząc zagrożenie dla krainy. Z resztą nigdy jej nie lubiłem, ale to chyba przez jednowymiarowe przedstawienie postaci w serialu i niestety słabą grę aktorską. Dany ciągle chodziła naburmuszona i tupała nogą, on chce wrócić do Westeros po Żelazny Tron, bo jej się należy i basta. To cel, który został jej zaszczepiony od dziecka, zabijała każdego, kto śmiał myśleć odmiennie niż ona. Ostatecznie to nawet jej trochę żałuje, ale przez 90% czasu antenowego mnie irytowała. 2 ostatnie odcinki, gra aktorska powyżej sosnowej deski, Dany jako zakochany...Hitler.

  • Jon Snow, niby największy przegrany całej historii, ale w gruncie rzeczy to wygrał Grę o Tron. Szlachetny i z kompleksami swojego pochodzenia, okazał się prawdziwym spadkobiercą tronu (wątek w serialu skrótowy i zmarnowany) zrobił dla całej historii najwięcej i .. został z niczym. Tyle, że on od początku tego chciał, być wolnym i niezależnym z dala od polityki i spisków, do których był na siłe wpychany. Poszedł do lasu z kumplem i psem, miejmy nadzieje, że będzie szczęśliwy. Niestety ograniczona zdolności aktorskie Kita Harringhtona ograniczają jego zasób ekspresji to jednej zbolałej miny. Przynajmniej pogłaskał Ducha.

  • Tyrion – przez ostatnie dwa sezony bez dialogów zaczerpniętych z książki zgłupiał i ograniczał się do żartowania z Varysa. Ostatecznie odkupił nieobecność swojego umysłu i nieporadność scenarzystów, zostając drugą najważniejszą osobą w krainie. W pełni na to zasługuje. Oczywiście Peter Dinklage to czołowy aktor tej produkcji.

  • Varys – zmarnowania tej postaci nie wybaczę scenarzystom. To taki Tyrion 2.0, tyle że do końca historii nie poznaliśmy o co mu na prawdę chodzi w 100%, materiał na jakiś powalający plot twist zupełnie zaprzepaszczony i zabity w imię zasady, że ktoś z głównej obsady musi umrzeć. Ostatecznie przegrał, ale z scenarzystami, nie z historią. Miejmy nadzieje, że Matrin zagospodaruje go lepiej.

  • Wybranie Brana, na króla to w sumie zaskoczenie i plot twist. Wybór Jona byłby zbyt oczywisty, a Jon + Dany to byłby film Disneya. Bran nie po to nic nie robił całą serię, żeby zostać królem. Wątek Trójokiej Wrony (aka Piz*ookiej Sroki) jest najbardziej kuriozalna rzeczą w tym serialu. Siedzi taki creepster na wózku i patrzy na wszystkich zfazowany, mówiąc im, że nie jest już Branem, tylko czymś więcej, jest Trójoką Wroną. No super, najśmieszniejsze jest to, że nikogo to nawet nie żenuje i wszyscy zachowują się jakby było to kompletnie normalne i wiarygodne. Z drugiej strony jest to pewne zwieńczenie tej abstrakcyjnej historii, która wydawała mi się bez rozstrzygnięcia, a mając na uwadze rys postaci i jego nadnaturalne zdolności można mieć pewność, że będzie dobrym władcą. Osobiście widziałbym go jako tego co zabija Nocnego Kochanka Króla, samemu przy tym się poświęcając, a nie siedząc jak ser w pułapce na myszy. Silnie oczekiwałem sceny w której Bran usiądzie na tronie i zaśmieje się jak Imperator albo błysną mu niebieskie ślepia Nocnego Króla. zupełny zawód w tej kwestii.

  • Monarchia elekcyjna w Westeros – lol. 7 królestw nie jest gotowe na demokrację, jaką proponował Sam. Rozwiązanie dobre na jedno panowanie, później zacznie się znowu.

  • Mistrzem odcinka i tak jest Davos, proponujący najemnemu eunuchowi żeby osiadł w krainie i założył ród szlachecki. Cokolwiek by nie powiedziała ta postać, lubię go za szlachetność, skromność i pragmatyczną mądrość..oraz akcent aktora.

  • Brienne, została pierwszym rycerzem w Westeros czyli w zasadzie 100% co mogła osiągnąć. Miło że napisała pochwalną historie o Jaime, ale w mojej ocenie powinna zginąć w bitwie w jego ramionach. Teraz wraz z Podrickiem będą wózkowymi dla Króla Sroki.

  • Cersei, postać przeze mnie nielubiana zarówno w książce jak i w filmie kreowana na arcyzłego w tej historii. Okazauje się jednak, że między nią a Danką nie ma tak wielkiej różnicy. Finał jej historii był oczywisty, spodziewałem się jednak czegoś bardziej epickiego..nie wiem, mogłaby spłonąć. Śmierć w objęciach Jaimego jednak w jakiś sposób podsumowuje historie kochającego się rodzeństwa. Jest ok poza tym że przez cały sezon stalą w oknie i uśmiechała się połową twarzy.

  • Jaime, postać która przeszła chyba największą metamorfozę w historii z szwarccharakteru do rycerza na białym koniu. W pewnym momencie myślałem, że na gruncie tej przemiany postanowi zabić siostrę w imię większego dobra. Pojechał jednak wspólnie z nią umrzeć, w końcu ją kochał. W sumie to bardziej ikoniczna śmierć niż śmierć w walce.

  • Euron – czeski piłkarz, osiągnął więcej niż ta postać zasługuje. Irytujący placeholder i mistrz teleportacji, wciśnięty na siłę, tak żeby ród Grayjoyów miał coś do powiedzenia w historii i żeby Cersei miała jakiś sojuszników. W zasadzie postać kompletnie mi obojętna i do odstrzału, co też miało miejsce. Zupełnie niepodobny do książkowego Eurona, ale to skrót myślowy scenarzystów

  • Theon - odkupił swoje winy, choć serial nawet nie pokazuje 1/3 głębi postaci i cierpienia które przeszedł. Poświęcenie w obronie osoby, którą wcześniej zdradził jest bardzo symboliczne, szkoda że w serialu było tak głupio zaprezentowane, jak z checklisty rzeczy które miały się stać.

  • Yara – ktoś z Greyjoyów musiał zostać, ale w zasadzie jest mi obojętny los tych brudnych i smutnych ludzi z zapyziałej wyspy.

  • Arya – lubiłem ją zarówno w książce jak i w serialu, to że się przez 7 lat mijała ze swoją rodziną, będąc zaraz obok wszystkich krwawych wydarzeń. Sezon handlowania ostrygami i machania kijaszkiem do wyrzucenia. Bycie OP zabójcą i seksualnym predatorem to również kpina z widza i rysu postaci. Zabicie Nocnego Króla to już arcykpina i ogólnie deus ex machina. Jakby zginęła przy tym sama, byłoby to o wiele bardziej sensowne i satysfakcjonujące. Przez 2 ostatnie odcinki łazi bez celu po mieście. Została Kolumbem, w sumie taki archetyp przygodowej postaci. Mimo bycia największym kuriozum obok Brana dalej na plus.

  • Sansa – szalona królowa 3.0. w przyszłości. Wycierpiała, nauczyła się grać o Tron. Żeby nie była stratna i pozbawiona znaczenia zrobili z niej secesjonistkę. Nikt też nie wyraził słowa sprzeciwu. Banał i głupota. Północ nie klęknie – ok. Sześć królestw brzmi dużo gorzej niż siedem królestw. Słabe to zakończenie wątku wymuszone fan servisem. Równie dobrze mogła zostać żoną Tyriona, bo choć karzeł to szlachetny...w sumie ich małżeństwo nie zostało rozwiązane, a mogłoby zakończyć spór między dwoma wielkimi rodami. To byłoby ostatecznie poświęcenie. Kolejny materiał na wojnę w następnym pokoleniu.

  • Samalter ego Martina w serialu i książce, nie mógł przecież zginąć, choć miał do tego wiele okazji. Został najmądrzejszym doradcą w krainie, niech będzie. Podoba mi się zburzenie 4 ściany i wprowadzenie kronik – pieśni lodu i ognia w samym świecie Westeros. Samo Westeros nie jest jednak gotowe na demokrację, to się uśmiałem z propozycji.

  • Bronn - on też wygrał Grę o Tron awansując z najemnej łajzy do posiadacza najbogatszego zamku w królestwie i bycia ministrem finansów. Sposób w jaki to się odbyło był jednak obrazą dla inteligencji widza – zabij lanisterów – teleport do Winterfell – obiecajcie zamek, a nie zabije – nie zabił – dostał zamek i nikt sie nie sprzeciwił. No ok, charyzmie tego aktora jestem w stanie dużo wybaczyć, nie ma to ostatecznie znaczenia dla całości.

  • Ogar – lubiłem typa, bo pomimo jego szorstkości i chamstwa skrywał opiekuńczość i troskę. Był też mocno skrzywdzony. Wiadomo, że nie mógł przetrwać pojednku z zombie bratem. Koniec jego wątku sprawiedliwy, jednak kierując się sympatiami chciałoby sie żeby przetrwał. Tylko jaka miałaby być jego rola? Pewnie założyłby gospodarstwo – pamiętny odcinek przemiany w 6 chyba sezonie.

  • Smok Drogon – zakładałem, że i ostatni smok powinien zginać, kończąc świat magii i czyniąc Dany bezbronną. Nie miałem pomysłu kto miałby to zrobić, okazało się jednak że 1 smokiem można zniszczyć całe miasto. Ostatecznie los ostatniego smoka, który stracił braci i matkę jest nawet gorszy niż śmierć. Szkoda mi go, bo w serialu to był taki duży piesek.

  • Szary Robak - rozumiem jego gniew i bezwzględność po utracie ukochanej i swojej królowej. Z drugiej strony nie wydaje mi się żeby taki wątek miał szanse w książce, a podyktowany był tylko fan servicesem i potrzebą wprowadzenia jakiegoś wątku aromatycznego do serialu. W zasadzie nie mógł zrobić nic lepszego, niż odpłynąć z obcej i zimnej krainy. Solidna postać, ale bez żadnej głębi. Dziwię się, że ktoś się w ogóle z nim liczył po tym jak zabrakło Dany.

  • Największym przegranym serii i tak jest Nocny Król, który był zapowiadany przez 8 lat jako zło ostateczne, żeby zostać pokonanym w 1 odcinku i to w taki prozaiczny sposób. Rozumiem, że podyktowane jest ograniczeniami czasowymi serialu, ale nie można nie uronić łzy nad tak zmarnowanym potencjałem. Więcej głównych postaci powinno zginać w Bitwie o Winterfell, ale jak wiadomo plot armor i fan service. Panie Martin, proszę to naprawić, tłumaczenie, że człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie mnie nie przekonuje ( w sensie, że największym złem ostatecznie jest człowiek, a nie istoty nadprzyrodzone. Parafrazując The Walking Dead Do not fear the dead, fear the living) 

  • Obraz
    • Ostatecznie doceniam wizualne rozbuchanie 8 sezonu, szczególnie sceny bitwy o Wintefell, zniszczenia Kings Landing i wygląd zgliszczy po bitwie. Zupełnie nieoczekiwanie spadł śnieg, żeby dodać klimatu. Obrazki te przywiodły mi na myśl Dark Soulsowe klimaty, zrujnowane zamczyska, pustkowia, zaduma nad światem który umarł, było to widocznie szczególnie w scenie z sali tronowej i drogi Jona do niej. Natomiast zwycięskie przemówienie Dany do swojej armii przywodziło na myśl przemówienie Generała Huxa do sił Nowego Porządku w Przebudzeniu Mocy¸ Sarumana do Urk-hai w Isengardzie w Dwóch Wieżach lub ...Adolfa Hitlera w Berlinie. Ale to może tylko moje skojarzenia z lekko odczuwalną nutą faszyzmu w tle, chcieliśmy stworzyć nowy lepszy świat, a wyszło jak zwykle.
    Obraz

    Jak by nie krytykować serialu, trwał on 8 lat i był ogromnym sukcesem. Dużo się za ten czas zmieniło, zarówno w skali mojego życia jaki i globalnie. Dojrzeliśmy, aktorzy się postarzeli, świat się zmienił. Jak bardzo źle (lub po prostu gorzej niż poprzednie sezony) nie ocieniać by finałowego sezonu, Gra o Tron jako całość była  po prostu kawałem dobrego widowiska i fenomenalną przygodą, którą chciałoby się przeżyć jeszcze raz, po raz pierwszy. Mam nadzieje, że za 20 lat ktoś nie wykupi praw autorskich G. Martina i nie stworzy kontynuacji sagi, tak jak to zrobiono w przypadku Gwiezdnych Wojen (za których pisanie scenariusz mając się zabrać „przygnębiająco nieporadni” scenarzyści serialu). Świat jednak rządzi się pieniądzem, a wojna jak wiemy, wojna nigdy się nie zmienia. To jeszcze nie koniec historii.

    Źródło artykułu:Polygamia.pl
    Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
    Wybrane dla Ciebie
    Komentarze (8)