„Painkiller": Wielki przebój made in Poland
Próbowaliśmy już parę razy, z jak najlepszymi chęciami. Wychodziło jak zawsze. Tym razem po premierze polskiej gry akcji nic nas szczególnie nie boli. No, może z jednym wyjątkiem.
Próbowaliśmy już parę razy, z jak najlepszymi chęciami. Wychodziło jak zawsze. Tym razem po premierze polskiej gry akcji nic nas szczególnie nie boli. No, może z jednym wyjątkiem.
Próbowaliśmy już parę razy, z jak najlepszymi chęciami. Wychodziło jak zawsze. Tym razem po premierze polskiej gry akcji nic nas szczególnie nie boli. No, może z jednym wyjątkiem
„Painkiller” to gra polska. „Painkiller” to gra dobra. „Painkiller” ma szansę stać się wielkim światowym przebojem . Wróć - „Painkiller” właściwie już jest wielkim światowym przebojem, tylko skala owej wielkości nie jest jeszcze dokładnie znana.
O ilu polskich grach mogliśmy dotychczas coś takiego powiedzieć? No właśnie.
Owszem, był „Mortyr”, ale świat jakoś nie chciał uznać tego dzieła za nowego „Wolfensteina 3-D”. My, tj. niżej podpisany Olaf Szewczyk, żałujemy, poniekąd rozumiemy powody, choć prywatnie sądzimy, że gra nie była tak zła, jak o niej niektórzy pisali. Był „Chrome”, całkiem fajny nawet, ale ukazał się w Polsce jako produkt niedokończony, co nie pomogło mu w zyskaniu przychylnej opinii. Po poprawkach miał ruszyć na podbój świata, ale jakoś wciąż jest o tym cicho. Może wyruszy od razu jako sequel.
I to tyle, jeśli chodzi o polskie gry akcji. W łamigłówkach dobre notowania miał „Schizm”, który doczekał się nawet kontynuacji. Bądźmy jednak poważni - „Schizm” jako gra dla intensywnie myślących nie miał specjalnych perspektyw na zdobycie tytułu Gry Roku.
Tarzamy się więc od lat w kompleksach, bo jako imperium multimedialne, niestety, nie istniejemy. A moglibyśmy, choć nie jesteśmy Ameryką. Czechy też nie są, a to właśnie tam robi się gry wybitne i doceniane na świecie, patrz choćby omawiany obok „Vietcong”. Rosyjski „S.T.A.L.K.E.R” to dziś najbardziej oczekiwana gra po takich pewniakach, jak „Half-Life 2” i „Doom 3”. A u nas? U nas dziś tylko „Painkiller”.
Grę stworzyło studio People Can Fly, na którego czele stoi Adrian Chmielarz, postać na rodzimej arenie dobrze znana m.in. za sprawą zgrabnej gry „Teenagent”. Rodacy z PCF przyjęli strategię zarazem ambitną i zachowawczą. Postawiono na klasyczną konwencję dynamicznej strzelaniny. Klasyczną, bo nawalanek w rodzaju „Dooma” lub „Quake'a” już dziś się prawie nie robi. Projektanci doszli do wniosku, że gracze chcą obecnie czegoś więcej. Na przykład intrygującej fabuły. Albo zaczerpniętej z gier fabularnych możliwości kreowania postaci. Albo taktyki, powstał wszak przecież nawet termin - tactical shooter.
Tymczasem stratedzy z PFC przytomnie zauważyli, że na dobrą, bezpretensjonalną rozwałkę zawsze znajdą się amatorzy, a że są wygłodzeni, bo ostatnio ich nie dokarmiano.
Powiedzmy to jasno - pod względem wyboru konwencji gry PCF poszli po linii najmniejszego oporu. Wszystko jest w takich naparzankach jasne - potworów ma być dużo, niech atakują ze wszystkich stron, a na koniec etapu koniecznie trzeba ubić tzw. Bossa, czyli jakieś wyjątkowo wielkie, nieprzyjemne bydlę. Taką grę jest zrobić łatwiej niż np. złożone cRPG, większa jest zatem szansa, że się na niej zarobi. Decyzję rozumiem i szanuję, choć nie przestaję marzyć, że i u nas znajdzie się kiedyś studio gotowe zmierzyć się z projektem tak ambitnym jak choćby „Operation Flashpoint” (Czesi, jak wy to robicie?...).
„Painkiller” ma wybitną oprawę graficzną. Wybitną w skali nie polskiej bynajmniej, ale światowej. Jest to gra, którą zauważyła - i traktuje jako cenną broń - nVidia, producent akceleratorów do kart graficznych. „Painkiller” jest wymieniany przez producenta GeForce'ów jako jeden z kilku tytułów, które są w stanie zaprezentować wszystkie możliwości jej najnowszych technologicznych cacuszek. Chodzi przede wszystkim o zastosowanie Pixel Shaderów 3.0.
No i wszystko pięknie. Gra zyskuje w świecie uznanie zarówno tuzów przemysłu elektronicznego, recenzentów, jak i graczy, na pewno zarobi kupę forsy, której część wzbogaci w formie podatków Europejczyków znad Wisły, jest tylko jedno „ale”. Informacje na oficjalnej internetowej witrynie gry można przeczytać w kilku językach. Niestety, nie ma wśród nich języka polskiego. Bo nie jest cool i trendy?...
Dobrze, że przynajmniej w grze trafiają się co jakiś czas jakieś polonica. Z pełną premedytacją nie napisałem niczego o samej grze. „Painkiller” to na naszym prowincjonalnym rynku wydarzenie zbyt znaczące, by zbyć je samą recenzją, pozwoliłem więc sobie zacząć od tła. Recenzja wkrótce.
I na koniec jeszcze jedna ciekawostka związana z „Painkillerem”. Gra kosztuje w Polsce zaledwie 19,90 zł, choć światowe przeboje - a, podkreślmy to raz jeszcze, „Painkiller” JEST światowym przebojem - debiutują zwykle na sklepowych półkach za kilkakrotnie wyższą cenę.
W ten sposób „Painkiller” obala jeszcze jeden mit z gatunku - „W Polsce się nie da”.