Nowy Doom. Ale nie ten growy
Tak. Na pewno już wiecie, o co chodzi.
23.04.2018 12:10
Całkiem niedawno powtarzałem sobie "Doom" z Dwayne'em Johnsonem skaczącym w finale po ścianach i choć lubię szepnąć z uśmieszkiem wraz z bohaterem The Rocka "big f**king gun", to nie próbowałbym bronić dziełka Andrzeja Bartkowiaka. Przyjemność daje tylko w określonych warunkach - na przykład podczas zakrapianego wieczorku filmowego o tematyce "guilty pleasure", oczywiście, z paczką najlepszych kumpli. Jeżeli się go wyciąga na potrzeby dyskursu o ekranizacjach gier wideo, to raczej wyłącznie przez niedługą, ale nadal efektowną sekwencję FPP blisko ostatecznej konfrontacji. Poza tym to maksymalnie przeciętny "horror" z wieloma gatunkowymi bolączkami pierwszej dekady XXI wieku (ścieżka dźwiękowa, o boziu).
Doom / First Person Scene HQ/HD
Czy zacieram ręce na kolejną próbę Hollywoodu? Napisałbym najchętniej, że daję jej niewielkie szanse na sukces, ale gdyby za absolutny wzór wzięła sobie tego Dooma z obecnej generacji, uderzyła podobną stylistyką, gwałciła wszystkie zmysły, była takim "Mad Maxem" na Marsie i z zastępami piekielnymi... to wtedy byłaby przecież wspaniała. A co, trzeba wierzyć. Nawet jeśli pierwsze przesłanki nie napawają entuzjazmem.
NBCUniversal potwierdził w rozmowie z Variety, że film rzeczywiście powstanie. Aktorka Nina Bergman wyklikała się, iż zagra w nim jakąś rolę, a reżyserią zajmie się, uwaga, "super czadowy reżyser". Biorąc pod uwagę, że projektem zajmuje się oddział Universal 1440, można jednak wziąć za pewnik, iż nie będzie to premiera kinowa. Oni odpowiadają za produkcje cyfrowe lub płytkowe, z mniejszym budżetem. Nie zdziwcie się zatem, gdy kolejny "Doom" trafi na którąś platformę streamową, jak Netflix czy Amazon. Minimalne ryzyko dla Universal. Nawet gdyby obraz okazał się fatalny, nie musiałby oznaczać zamrożenia marki na kolejne 13 lat.
Wtedy Dwayne był jeszcze początkującym aktorem. Dziś jego (cóż, jego i Karla Urbana) udział oznaczałby popcornowy hicior najwyższej próby. Ożywiony ruch wokół samego tytułu "Doom" nie może nam zaszkodzić. Wręcz przeciwnie - może nawet przyspieszy kontynuację przeboju Bethesdy?
Adam Piechota