Nowa postać, nowa arena, a nawet nowy tryb gry wieloosobowej - Arms rośnie bardzo szybko
To nam się podoba.
Nasza recenzja Arms przepełniona była ryzykownym optymizmem. Gra, choć bardzo miodna już na starcie, musi podążać ścieżką Splatoon - to znaczy być rozbudowywana na tyle często, by gracze pozostali na serwerach i zbudowali choć w połowie tak zaangażowaną społeczność jak w przypadku Inklingów (Splatoon sprzedało około pięciu milionów egzemplarzy. Na Wii U!). I Nintendo obiecywało to przed premierą: duże, regularne, a przede wszystkim darmowe aktualizacje. Kierując się doświadczeniem z farbkowej strzelanki, zaufałem im. Na szczęście - łatka 2.0.0 uspokaja moje sumienie.
ARMS 2.0 Update Tour! Playable Max Brass, Hedlok Scramble, Sky Arena, & New Arms!
Wiedzieliśmy już, że rozszerzenie zasponsoruje nam nową postać i arenę do wyboru, ale jeden z głównych bossów trybu Grand Prix, czyli Max Brass, jako bonus w rosterze bohaterów był mniej więcej pewny. W grze widać, że został zbalansowany tak, by prędzej czy później trafił w ręce graczy. Narzekać nie zamierzam, niecały miesiąc po premierze jest rewelacyjnym dodatkiem, zwłaszcza że Arms nawet nie zaczęło mnie jeszcze nudzić. Ale Nintendo zachowało w tajemnicy drugą z większych niespodzianek - nowy tryb zabawy wieloosobowej, zarówno tej kanapowej, jak i mistrzowskiego Party (nie-rankingowych potyczek online).
Hedlok Scramble zwie się to. A zatem na arenę spada w pewnym momencie dopałka zamieniająca jednego z wojowników w przepakowanego Hedloka (czy to spoiler, gdy piszę, że Hedlok jest prawdziwym głównym szefem kariery?). Reszta graczy musi wtedy za wszelką cenę zbić mu potworka z głowy. Inaczej... skończy się tak samo, jak w Grand Prix, czyli pogromem. Gracz z Hedlokiem ma sześć ramion - w walce z nim nie można zatrzymać się nawet na sekundę. Dotychczas w Party nieprzyjemniaczek pojawiał się jako sterowany przez komputer przeciwnik w starciu drużynowym. Móc jednak własnoręcznie sprawdzić go w akcji - to zupełnie inna sprawa.
Krótko - dodatek przyniósł więcej dobroci, niż podejrzewaliśmy po informacjach od Nintendo. Trochę jak ze Splatoonem w 2015 roku. Lista mniejszych szlifów jest zresztą całkiem przepastna, ale wszystkie można podsumować stwierdzeniem "powolne balansowanie rozgrywki". Słusznie, za chwilę zaczną się oficjalne ligi (to jedna z nowych ikonek w głównym menu), więc trzeba "przynerfić" część ogromnej kolekcji moich Armsów. Przecież widzę, że niektóre są przegięte.
Kurczę, Arms ma taki dziwny problem, że zostało wydane pomiędzy Mario Kartem a nadchodzącym Splatoon 2. Boję się, że gracze nie dadzą mu szansy. Tak, przeszliśmy od "na Switchu nie ma w co grać" do "fajne premiery są za często i niektóre mogą na tym ucierpieć". Ale to inna kwestia, bo od powodzenia sprężynowej bijatyki zależy przyszłość tego nowego IP. Mario Kart i Splatoon nie skończą się już nigdy. Choć to takie zmartwienie na zapas, bo od dnia premiery serwery ociekają wręcz chętnymi do walki. A ja się coraz mocniej uzależniam. Godzinka w Arms pęka zdecydowanie za szybko. Tylko druga połówka zawsze woli ścigać się z hydraulikiem.
I TEN SOUNDTRACK!
Adam Piechota