No to zaczynamy od początku z filmami na podstawie Resident Evil
A co. Za duże pieniądze siedzą w marce, żeby nie zrobiono restartu serii.
Paul W.S. Anderson wyssał ze swoich "Residentów" tyle, ile potrafił, przekształcając je w autonomiczny metatwór, który z gier pożyczał tylko co bardziej pokręcone projekty potworów. W efekcie wyszła z tego siedmioczęściowa saga, jaką gardził fan oryginałów, ale która świetnie radziła sobie (jakimś cudem) w box office. Obie ostatnie odsłony oceniam tak samo nisko, jednak "Retrybucja" była ze swego kiczu pięknie dumna, a "Ostatni rozdział" celował chyba w kino poważne. Wyszło, jak wyszło, dobrze, że to już koniec. Więcej szkód nam nie narobi. Teraz jego nazwisko przeklinać będą fani Monster Huntera.
Moi drodzy, to wcale nie musi być zła wiadomość. Andersonowski tasiemiec był dzieckiem czasów, w których się rozpoczął. Dziś wrażliwość nawet najbardziej mainstreamowych horrorów jest mocno odmienna (sukces twórczości Jamesa Wana to dobry przykład). W sensie - nie potrzebują scen akcji ze slow-motion i metalowymi riffami w tle. Takim jestem optymistą. Wierzę, że ktokolwiek stanie za kamerą, trochę lepiej rozumie prawdziwy potencjał gier Capcomu. No, chyba że jego ulubioną odsłoną jest "szóstka". Wtedy jesteśmy zgubieni.
Przypominam, że "Residenty" z Mili Jovovich to najlepiej zarabiająca seria filmów na podstawie gier komputerowych, która w styczniu tego roku przekroczyła magiczną barierę miliarda dolarów. Siedem filmów na przestrzeni piętnastu lat. Tak, jesteście tacy starzy, "jedynka" wyszła w 2002 roku. W tym czasie gry zdążyły zaliczyć spory romans z gatunkiem akcji i wrócić do swoich korzeni. Umiarkowany sukces wirtualnego Resident Evil VII (choć rewelacyjny, wciąż nie zarobił tyle, ile chciałby Capcom) tylko częściowo pozwala mi po następnych filmach móc oczekiwać rzeczywiście jakiejś grozy. Ale cholercia, jak bardzo bym tego chciał.
Najważniejsze, że w projekt nie będzie zaangażowany Paul Anderson. Czekam na następne wiadomości. I - skoro już przy Residencie jesteśmy - te przeklęte DLC-ki do "siódemki". Naprawdę mocno trzymam za nie kciuki.
Adam Piechota