Niewiarygodna historia - oskarżony o szpiegostwo twórca gier zostaje skazany na śmierć
Amir Mirza-Hekmati, Amerykanin arabskiego pochodzenia, kilka tygodni temu przyznał się publicznie do bycia szpiegiem CIA. Jego celem było m.in. produkowanie propagandowych gier skierowanych do odbiorców na Bliskim Wschodzie. Właśnie został skazany na śmierć.
10.01.2012 | aktual.: 05.01.2016 16:59
O całej sprawie szerzej pisaliśmy już tutaj, przypomnijmy więc tylko w skrócie: Hekmati został zatrzymany w Iranie, gdzie publicznie przyznał się do bycia szpiegiem CIA. Jak sam stwierdził - po pracy w DARPA przeszedł do nowojorskiej firmy Kuma. Według Teheran Times stwierdził, że:
(...) firma otrzymywała pieniądze od CIA, za które projektowała, produkowała i dystrybuowała za darmo specjalne filmy i gry mające na celu zmanipulowanie opinii społecznej nt. Bliskiego Wschodu. Celem firmy było przekonanie ludności Iranu i całego świata, że wszystko, co robią Stany Zjednoczone w innych krajach, jest dobre. Przykładem takiej działalności ma być m.in. seria Kuma War. To darmowa strzelanka, której założeniem jest realistyczne odwzorowanie autentycznych misji wojskowych. W wydanej w maju wersji mogliśmy, przykładowo, odtworzyć zabicie Osamy Ben Ladena, w grze dostępna jest także misja, której celem jest wyeliminowanie Abu Musaba al-Zarqawiego.
Firma Kuma nie potwierdza swoich rzekomych powiązań z z amerykańskim wywiadem. Owszem, wykonała kiedyś kontrakt rządowy, który polegał na opracowaniu technologii growych mogących pomóc w trenowaniu żołnierzy, niemniej jej działalność nie ogranicza się tylko do tego.
Amir Mirza-Hekmati został właśnie skazany śmierć przez irański wymiar sprawiedliwości.
Biały Dom zaprzecza, jakoby Hekmati był szpiegiem i żąda jego wydania (który formalnie jest obywatelem amerykańskim).
CIA odmówiło komentarza w tej sprawie.
Gry jako propaganda Choć powyższa wiadomość jest oczywiście niezwykle szokująca, to nie ma jednak najmniejszej wątpliwości, że współczesne gry wideo ukazujące realia historyczne są narzędziem propagandowym, tak samo jak zawsze były nimi filmy, książki czy nawet komiksy (najbardziej oczywistym przykładem jest Kapitan Ameryka, ale nawet Kaczor Donald miał w to dzieło swój wkład). I nie chodzi tylko o historię najnowszą. Jak pisał Sławomir Serafin w artykule poświęconym propagandzie w grach:
W East India Company kierujemy tytułową Kompanią Wschodnioindyjską handlującą z Indiami, Afryką, Bliskim Wschodem i częścią Indochin. Jest tu handel, są bitwy morskie, jest nawet podbój tubylczych ziem - ale nie ma prawdy, niestety. Tej niewygodnej i nieładnej. Tylko rzeczny handel, na którym korzystają obie strony. Nie ma wyzysku tubylców, nie ma przemocy, nie ma eksterminacji i zniewalania. Nie ma tej paskudnej, imperialnej kolonizacji, której echa słychać jeszcze dziś, co wcale nie dziwi zresztą, jeśli weźmie się pod uwagę, że większość narodów Azji zrzuciła jej jarzmo dopiero w drugiej połowie XX wieku. Problem zauważyli także Rosjanie, którzy zwykle w grach ukazywani są jako "ci źli". Rząd rosyjski znalazł w budżecie nawet pieniądze na dotacje dla tych studiów deweloperskich, które będą tworzyć gry patriotyczne, ukazujące Rosję i Rosjan w pozytywnym świetle (szerzej pisaliśmy o tym tutaj).
Otwarcie z twórcami gier współpracuje także armia amerykańska. Dlaczego? Gry to świetne narzędzie rekrutacyjne. Do tego często pomagają stawać się lepszymi żołnierzami. Nie dość, że do sterowania współczesnymi zabawkami armii często wykorzystujemy pady, to czasami wygląda to prawie jak gra wideo. Całe zagadnienie opisaliśmy dokładnie w tym miejscu.
[via NY Times]
Tomasz Kutera