Nieskończone możliwości BioShock: Infinite
Wiemy już czym jest projekt Icarus. Ken Levine postanowił w końcu odkryć karty i przedstawić nowe wcielenie marki BioShock - w tym wypadku z podtytułem Infinite. Z krótkiego zwiastuna i opisów samego autora wiemy, że akcja przeniesie się z głębin Atlantyku w przestrzeń powietrzną Stanów Zjednoczonych Ameryki, do wiszącego miasta Columbia. A wszystko to w alternatywnej wersji 1912 roku. Do premiery gry pozostało jeszcze co najmniej półtora roku (wersja optymistyczna) możemy śmiało puścić wodze fantazji i zastanowić się, jaki świat zastaniemy w BioShock: Infinite. Tła dla wydarzeń przedstawionych w grze poszukajmy w naszej własnej historii roku 1912.
02.10.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:46
AMERYKA TO KOBIETA Zanim przejdziemy do punktowania kluczowych wydarzeń roku 1912 i kreślenia sytuacji społecznej, politycznej i gospodarczej tego okresu skupmy się na moment na samej nazwie miasta, w którym spędzimy wiele godzin gry. Wiemy, że lewitujące miasto będzie nosić nazwę Columbia. Columbia to nazwa powstała z połączenia nazwiska Krzysztofa Kolumba i przyrostka "-ia" charakterystycznego dla końcówek nazw państw w języku łacińskim. Nazwę Columbia można więc tłumaczyć jako "Krainę Kolumba". Nazwa ta po raz pierwszy pojawiła się w Magazynie dla Dżentelmenów w roku 1738, który drukował zapisy debat mających miejsce na posiedzeniach Brytyjskiego Parlamentu. Jako że publikacja debat była niezgodna z prawem, wszystkie kluczowe dla treści dokumentu nazwy własne ukrywano pod słowami-kluczami. Fortel był szyty grubymi nićmi i nikt nie miał wątpliwości co do znaczenia takich nazw jak Iberia (Hiszpania) czy właśnie Columbia (dla określenia wszystkich kolonii na terenie kontynentu Ameryki Północnej).
Nazwa Columbia trafiła na podatny grunt i z biegiem czasu utraciła zastępczy charakter i zaczęła pojawiać się w świadomości ogółu jako klamra spinające nastroje odrębności (względem Starego Kontynentu) i jedności narodowej. Szczególnie odczuwalne stało się w to w czasie wojny o niepodległość.
Mimo że nigdy nie poddano pod dyskusję kwestii zmiany nazwy Stanów Zjednoczonych na Columbię, to nazwa ta upowszechniła się do tego stopnia, że jej imieniem nazwano wiele mniejszych i większych miejscowości i instytucji jak np. Columbia College. Columbia stałą się również przymiotnikiem i określeniem pochodzenia przedmiotów jak np. wybudowany w 1773 roku w Massachusetts okręt noszący to właśnie imię. Jak się potem okazało, jakby zdając sobie sprawę pochodzenia swojego imienia, zasłynął jako okręt badający nieznane wody. Nazwa ta powróciła wiele lat później, niosąc ze sobą ten sam bagaż, przy okazji konstrukcji promu kosmicznego Columbia wykonującego loty kosmiczne w latach 1975-1979.
Okresem świetności Columbii był też czas neoklasycyzmu, czyli czasu odwołań do nazw i symboli Imperium Rzymskiego. Stąd np. orzeł jako narodowy symbol.
Należy jeszcze dodać, że Columbia przybierała ludzką formę. Formę o tyle interesującą, że kobiecą. Zwykle odzianą w długą togę w kolorach flagi Stanów Zjednoczonych. W XIX wieku jej wizerunki przybrały charakter niemal boski. Ten wizerunek pojawia się w materiałach promocyjnych samej gry.
Okres powojenny to dominacja Lady Liberty, która wyparła Columbię ze świadomości Amerykanów.
PONAD PRAWEM Columbia była bez dwóch zdań przedsięwzięciem kosztownym. Latające miasto niepoświęcające nic ze swojego ogromu, przepychu i piękna. Ekosystem napędzany handlem i patriotyzmem, operujący na najwyższych obrotach. O odwołaniach do patriotyzmu wspomniałem już w poprzednim akapicie, a wrócę do nich jeszcze w tym dotyczącym kwestii społecznych i narodowościowych. Na razie proponuję skupić się na aspekcie prawno- ekonomicznym.
Jak już wspomniałem, budowa Columbii musiała być przedsięwzięciem kosztownym, którego nie sposób sfinansować samym duchem patriotyzmu. Musimy wiec przyjąć, że za powstaniem latającego miasta stoi ogromny kapitał. Gdzie szukać tego kapitału, zapytacie? Oczywiście w rękach wielkich przemysłowców. Ale jaki mieliby oni interes w finansowaniu tego przedsięwzięcia? Znów proponuję poszukać przyczyn tych działań w naszej własnej historii.
Rok 1912 był ostatnim rokiem kadencji (zastąpił go w marcu 1913 roku Woodrow Wilson) 27 Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki, Williama Howarda Tafta. Prezydent Taft, republikanin, dał się poznać jako polityk postępowy. Szczególnie umiłowany w prawie. Był on również prezydentem, który szczególnie zaszedł za skórę wielkiemu biznesowi, za sprawą swojej krucjaty przeciwko monopolowi i XVI Poprawki do Konstytucji, która wprowadziła podatek dochodowy. Możemy przyjąć więc, że kapitał prywatny nie był szczególnie zadowolony z jego prezydentury. Taft w czasie sprawowania swojego urzędu doprowadził do wytoczenia osiemdziesięciu spraw antymonopolowych, a dzięki wprowadzonemu podatkowi przychody z tego źródła wzrosły z 21 milionów dolarów w roku 1910 do 34.8 mln w roku 1912. Wprowadzenie podatku dochodowego i zmiany legislacyjne były zwiastunem nowych czasów. Przedsiębiorcy zdawali sobie sprawę, że tej batalii nie będą w stanie wygrać. Popularność polityka jest odwrotnie proporcjonalna do popularności reform, które wprowadza. Miernikiem skuteczności prezydenta Tafta niech będzie fakt, że kolejne wybory przegrał z kretesem, zajmując trzecie miejsce.
Historia zna przykłady, do tego całkiem niedawne, mikroskopijnych państw, które powstawały z pobudek politycznych, społecznych lub ekonomicznych. Starczy wspomnieć o Sealand świadczącym usługi hostingowe wszystkim, dla których "niewygodne" są serwery w bardziej rozpoznawalnych częściach świata czy Królestwo Gejów i Lesbijek Morza Koralowego będące wyrazem nacjonalizmu gejowskiego. Gry mogą poszczycić np. Republiką Dave'a z Fallout 3.
Walka przegrana w naszej rzeczywistości jest jeszcze do wygrania w świecie BioShock: Infinite. Jeżeli przyjąć nasze tło historyczne i puścić wodze fantazji, to możemy się pokusić o przypuszczenie jakoby to właśnie kapitał prywatny stanął za budową Columbii. Wyobraźmy sobie sytuację, w której powstałe latające miasto zostaje wyłączone z prawa obowiązującego w Stanach Zjednoczonych Ameryki i wprowadza swoje własne stawki podatków, celne itd. Nie jest to koncepcja całkowicie oderwana od rzeczywistości (poza samym latającym miastem, oczywiście). Nikogo nie dziwią przecież strefy wolnocłowe, a Amerykanie słyną z pomysłów na stawianie kasyn w rezerwatach lub na łodziach, celem ominięcia konieczności płacenia podatku. Dlaczego więc, w świecie bez ograniczeń, nie pokusić się o budowę latającego miasta? Poza aspektem ekonomicznym, BioShock: Infinite próbuje się zmierzyć z jeszcze jednym koszmarem Stanów przełomu XIX i XX wieku. Mam na myśli rasizm w swoim najgorszym, podpartym stereotypem, wydaniu.
MIASTO POZA ZASIĘGIEM HORDY Niedawno ujawnione nagranie prezentujące próbkę rozgrywki pełne jest materiałów propagandowych, które mają uświadomić mieszkańcom Columbii zagrożenie ze strony tzw. hord imigrantów. Zobrazowani przy użyciu najgorszych ze stereotypów znajdują się pośród nich: przedstawiciele rasy czarnej, Azjaci, Żydzi, ale również Meksykanie, Irlandczycy, rdzenni Amerykanie i hindusi. Czy są podstawy, aby źródeł tych nastrojów doszukiwać się w naszej historii? Niestety tak. Okres między XIX a XX wiekiem to czas napływu wielkich mas imigrantów ze wszystkich stron świata na obszar Ameryki Północnej. Ich liczba wzrastała w tak drastycznym tempie, że pośród rodowitych Amerykanów zapanował strach wynikający zapewne z braku zrozumienia obcej kultury i zwyczaju. Okres ten zrodził takie pojęcia, jak Żółte Niebezpieczeństwo (Yellow Peril) czy Potop Turbanów (Turban Tide). Powszechne stają się lincze i prześladowania. Powstają liczne prawa, które gruntują status mniejszości jako niegodnej uczestnictwa w życiu społecznym. Lecz pomimo prób prawnego usankcjonowania liczby imigrantów, działania te spełzły na niczym. Był to bowiem proces, którego nie sposób zatrzymać. Sytuacja ta ewidentnie znajduje swoje odzwierciedlenie w Columbii. Z zamieszczonych w sieci materiałów wiemy, że mieszkańcy tego miasta za punkt honoru stawiają sobie obronę amerykańskiej tradycji i patriotyzmu przed naporem obcych kultur. Columbia jest w tym wypadku zarówno obrazem sukcesu, jak i porażki. Sukcesu w tym, że udało się stworzyć społeczeństwo "czyste rasowo", złączone jedną ideą, a z drugiej strony to pomnik porażki, bo przeniesienie tych idei na oderwany skrawek fruwającego lądu oznacza przegraną walkę na ziemi. Bez dwóch zdań tego aspektu BioShock: Infinite jestem ciekaw najbardziej i jeżeli w jakiś sposób gra planuje poruszyć kwestie "dojrzałe", to jest to pole, na którym może zabłysnąć.
ODERWANI OD RZECZYWISTOŚCI Warto również przyjrzeć się czysto technicznemu aspektowi wizji latającego miasta. Koncepcja ta to czysta fantastyka i bezpodstawne jest rozważanie nad możliwościami urealnienia tego pomysłu. Najlepiej można zobrazować to, odnosząc się bezpośrednio do osiągnięć nauki i techniki początku XX wieku. Da nam to pewne pojęcie o faktycznym stopniu rozwoju w tym okresie.
Ze względów oczywistych szczególnie interesują nas te dotyczące awiacji (pierwszą dekadę XX w. zwykło się uważać za najbardziej dynamiczne pod względem rozwoju tej dziedziny):
- 2 lipca 1900 roku - pierwszy lot sterowca o konstrukcji szkieletowej według projektu Ferdinanda von Zeppelina,
- 14/17 grudnia 1903 roku - pierwszy lot samolotu napędzanego silnikiem spalinowym (bracia Wright),
- 13 listopada 1907 roku - pierwszy załogowy lot śmigłowca Paula Cornu, który wzniósł się na wysokość 30 cm na 20 sekund.
Koncepcja latającego miasta nie jest nowa. Metropolie zawieszone w powietrzu pojawiają się za równo w kinie: Cloud City (StarWars), jak i książce: Laputa (Podróże Guliwera). Mistyczne królestwo Shambhali, jak i siedzibę nordyckich bogów Asgard również zwykło się nazywać Latającymi Miastami.
Nas szczególnie powinna interesować informacja dotycząca sterowca, gdyż pomysł jego budowy jest najbardziej zbliżony koncepcji udźwignięcia Columbii. Jak wynika jednak z przedstawionych materiałów związanych z grą, miasto wydaje się stać na balonach, a nie na nich wisieć. Ten szczegół to kolejna już kłoda pod nogi dla wszystkich tych, którzy próbowaliby urealnić koncepcję lewitującego miasta zgodną z tą przedstawioną w grze. Możemy się tylko domyślać, że utrzymanie w pionie 15-piętrowego budynku z cegły na balonie to prawdziwy koszmar konstrukcyjny. Również "nasza" historia dotycząca sterowców nie nastraja optymizmem. Była to bowiem koncepcja, która została szybko wyparta przez samoloty przewyższające sterowce pod każdym praktycznym względem. Niesprzyjające do dalszego rozwoju były również liczne wypadki tych maszyn z Hindenburgiem i USS Akron na czele.
Daleko nam więc do koncepcji unoszenia w chmurach całych miast. Na próżno też szukać poparcia dla wizji mechanicznych koni i podniebnego osobistego metra. O mechanicznych latających golemach już nie wspominając. Koniec końców gra musi być grą i ten element musimy jej wybaczyć. Wszystko to celem zapewnienia nam możliwie najlepszej rozrywki.
Skoro już gdybamy nad nowym BioShockiem, to nie sposób pominąć jednej kwestii - jedności światów pierwszego BS i zbliżającej się odsłony. Wypowiedzi Kena Levine'a w tej kwestii są dość pokrętne, wskazują raczej na odrębne światy. Równie dobrze może to być wybieg, który ma uśpić naszą czujność i spotęgować zaskoczenie, którego doznamy na zakończenie BioShock: Infinite. Nie wiemy, czy figurka nurka głębinowego widoczna w zwiastunie gry to puszczenie oka w stronę fanów, czy podpowiedź. Nie wiemy, czy oba miasta coś łączy, wiemy natomiast, że jeżeli posłużyć się naszą osią czasu, to dzieli je bardzo burzliwy okres dwóch wojen światowych, które całkowicie zmieniły oblicze świata. Może i świat BioShock: Inifinite czeka tak drastyczna przemiana, która przeniosłaby wizję idealnego społeczeństwa z przestworzy do głębin oceanów? Jeżeli tylko twórcy gry nie postanowią zdradzić nam tej tajemnicy, a mam nadzieję, że się nie wygadają, jedynym sposobem na potwierdzenie tezy o jedności światów będzie skończenie BioShock: Infinite. Oby jak najszybciej, czego Wam i sobie życzę.
Marcin Jank
Pod redakcją K.B.