Niemcy zablokowali polską grę, czyli bzdury wokół premiery Land of War
Inspirowana pierwszymi odsłonami serii Medal of Honor i Call of Duty gra miała ukazać się w sklepach jeszcze w zeszłym tygodniu. Steam jednak zdecydował, że nie wypuści gry, w której pojawiają się swastyki. Czemu? Cóż, część mediów już wie - wszystkiemu winni są Niemcy.
31.05.2021 17:28
"Niemcy zablokowali premierę polskiej gry Przez... swastyki", grzmi Cyfrowa RP, technologiczny serwis "Rzeczpospolitej". "Premiera polskiej gry została wstrzymana. Powód? Prawda historyczna okazała się niezgodna z... niemieckim prawem", wtóruje wpolityce.pl.
Pozostawmy jednak prywatne obsesje bez komentarza i skupmy się na pytaniu - dlaczego premiera gry "Land of War", polska strzelanka osadzona w realiach kampanii wrześniowej, została przełożona?
Jeszcze w zeszłym tygodniu Polygamia została poinformowana, że "Land of War" nie ukaże się 27 maja, a dziś wiemy, że zobaczymy dopiero 10 czerwca. W oficjalnym oświadczeniu twórcy, MS Games, piszą tak:
"W grze chcieliśmy pokazać prawdę historyczną na temat początku wojny, ale stanęliśmy przed koniecznością pogodzenia tego założenia z rzeczywistością prawna panująca w świecie wydawania gier komputerowych. Należy pamiętać, że platforma Steam to podmiot prywatny, który sam reguluje zasady dystrybucji treści przez twórców i musi stosować się do porządku prawnego na wszystkich rynkach.
W związku z powyższym zostaliśmy zmuszeni do zmian w zawartości gry 'Land of War: The Beginning', nad czym pracowaliśmy przez ostatnie dwie doby. Zmiany dotyczą ukazania symboli nazistowskich, których obecność w wytworach kultury (nawet historycznych) wymaga zgody urzędu w niektórych państwach. Gra obecnie została zgłoszona do ponownego sprawdzenia przez platformę Steam".
Co zatem się stało? W grze o II wojnie światowej pojawiły się symbole nazistowskiej III Rzeszy, w tym swastyki. A gry czy filmy z takimi symbolami nie mogą ukazywać się w niektórych krajach, a przynajmniej nie bez odpowiedniego zezwolenia.
Jednym z takich krajów są Niemcy. Ale jak czytamy wyżej, to nie specjalny list od niemieckiego rządu wstrzymał premierę, a znane od dawna przepisy Steama, które blokują wydanie danej gry w Niemczech - niezależnie czy polskiej, francuskiej czy amerykańskiej.
To ogólnoświatowe zasady, do których dostosowują się wszyscy, którzy chcą sprzedawać gry w wielkim, sieciowym sklepie. O czym zresztą wiadomo od dawna, ale zapewne młode studio musiało ten fakt przeoczyć.
Większe firmy mogą pozwolić sobie na przygotowanie kilku wersji gry. Nawet gdyby problem się pojawił, da się wówczas jedną z wersji "wyłączyć". W przypadku małych developerów to sporo dodatkowej pracy.
Teraz kolejne pytanie - po co Niemcy to robią? Mają problem z akceptacją własnej historii? Sporo gier wojennych faktycznie w Niemczech nie wychodziło. Ale słynne "Medal of Honor: Allied Assault" czy "Call of Duty 1+2", w których kasowaliśmy niemieckie wojska na każdym możliwym etapie, już wyszły.
Kolejne gry w tematyce II wojny światowej również w Niemczech się ukazywały. Tak samo jak brutalny "Wolfenstein II: The New Colossus", w którym swastyki zamieniono na znaczki, w Hitlerowi zgolono wąsa. Twórcy obeszli przepisy, jednocześnie wszyscy doskonale wiedzieli, o kogo chodzi. Co nie zmienia faktu, że w oczach wielu osób z całego świata przepis mógł uchodzić za absurdalny.
W 2018 roku Niemcy zniosły bezwzględny zakaz, zezwalając na umieszczanie swastyk w dziełach kultury, ale wyłącznie po uzgodnieniu tego z urzędem USK. Ten zajmuje się oceną gier pod kątem bezpieczeństwa i zawartych tam treści. I to właśnie ten kontakt musiało pominąć MS Games, w całym, złożonym procesie tworzenia gry.
Twarde prawo, ale równe dla wszystkich. Teraz możliwości są dwie. Albo otrzymamy grę, w której swastyki zostaną ukryte, ale i tak dobrze będziemy wiedzieli, do kogo strzelamy. Albo twórcom "Land of War" uda się z USK dogadać i przedstawić grę w takiej formie, jaką planowali. Kilka dni temu studio ogłosiło, że pracuje nad patchem, który "przywróci wymazane symbole tam, gdzie prawo zezwala na ich prezentację w dziełach kultury".
Niezależnie od efektu, trzymamy kciuki, bo to przecież nie Niemcy, a Polacy są głównymi bohaterami gry. "Polskie Call of Duty" pozwoli nam wziąć udział w szeregu wydarzeń z kampanii wrześniowej, których do tej pory nie omawiała żadna gra. A przy okazji usiąść za sterami rzadkich maszyn czy postrzelać z prototypowej broni, która być może nigdy nie trafiła na front.
Z kolei ten przypadek pewnie będzie dobrą lekcją dla wielu aktualnych i przyszłych twórców gier. Na świecie nie brakuje rozmaitych przepisów, które dotyczą i lokalnych rynków, i obowiązują globalnie, choć mogą zaskakiwać. Przypomniał o tym niedawno Mateusz Witczak z PolskiGamdev.pl, który opisał, iż reklamująca grę "War Hospital" grafika łamie Konwencję Genewską.