Nie wszystek ogram #4 – sierpień 2019
Tak jak zostało wspomniane już w materiałach wspominkowych, sezon letniej posuchy, ogórkowe lato i nadrabianie zaległości. W sierpniu było grane i to dużo. Na premiery szykujemy się jesienią. Co przykuło jednak moją uwagę w obecnym momencie to premiera Remenant: From the Ashes. Tytuł wyglada jak skrzyżowanie gameplaya The Division z klimatem fantastycznego post-apo czy Bloodborne. Czyli widok zza ramienia, przewroty, osłony, strzelanie do demonicznych przeciwników z paskami zdrowia, lootowanie, handel, umiejętności. Kosztuje 140 zł, a nie jak premiera AAA 200 zł. Jestem ciekaw pierwszych recenzji, z tego co widziałem, budzi moje zainteresowanie. No i możliwośc co-opu rzecz jasna.
03.09.2019 | aktual.: 15.10.2020 11:09
Battlechaser: Nighwar
Gra wyhaczona na Steam summer sales, ale interesowałem się nią dawno. Urzekła mnie oprawa graficzna, przywodząca skojarzenia z Bastionem zmiksowanym z Torchlight i przepięknie komiksowo malowane postaci podczas dialogów. Niewielka japońszczyzna w mechanikach gry, w stylistyce zachodniej. Walki turowe w oparciu o wiele umiejętności i pozory taktyki. Niestety pierwsze wrażenie i zachwyt trwało 5 godzin. Gra piękna, pozornie oryginalna, bardzo grywalna ale...nużąca do bólu. Tytuł opiera swą mechanikę wyłącznie o wspomiane turowe walki, a do tego wymusza grind ( dla tych co chcą maksować i robić grę na 100% , czyli mnie) Nie ma automatycznej walki, i co walkę jesteśmy zmuszeni oglądać te same animacje zwarcia postaci, ataków i pozycje po zwicięstwie, nawet jak przeciwnik jest początkowym pająkiem na strzała. Poza tym nie bardzo jest sens silić się na strategie, bo ten sam zestaw ataków zawsze się sprawdza. Orpócz biegania po mapie mamy do zrobienia jakieś side questy i wyzwania na arenie, ale clue gry jest pokonanie 9 lochów. Kazdy jest inny z wygladu, tutaj twórcy się postarali, ale w gruncie rzeczy polega na tym samym. Po 10 godzinach gry i zrobieniu 3/9 nie chce mi się wrać do tego tytułu. Jest też wędkowanie – nie rozumiem fascynacji tą czynnością w grach rpg (niewątpliwie jest to materiał na kolejny osobny artykuł). Coż, jestem zawiedziony i czuje, że dałem się nabrać warstwie artystycznej gry za kotarą której znajduje się niewiele więcej. Na szczęscie nie kosztowała za wiele.
6.5/10 można zagrać
Vikings: Wolves of Midgard
Od dłuższego czasu poszukuje z kolegą tytułu w który moglibyśmy grać razem. Odrzucając wszystkie kompetetywne strzelanki oraz gry MMO, na dobrą sprawę nie pozostaje nam duży wybór. Pozostają zbyt czasochłonne strategie i hack’n’slash’e. Diablo ograliśmy, do 2 jakość nie ma inicjatywny żeby wrócić, tym bardziej do odsłony trzeciej. Path of Exile nie, Titan Quest ograny, ale chyba to jedyny sensowny powrót. Międzyczasie wynalazłem taki tytuł z swojej przepastnej listy kolejkowej na steam. H’n’s w klimatach mitologii nordyckiej? Ok jestem kupiony.
Gra prezentuje się poprawnie, ale grafika nie robi wrażenia, jest po prostu poprawna i działa na słabszym sprzęcie, jest stabilnie, nic nie zwalnia. Ale sam gameplay jak to w hack’n’slashu, idziesz i bijesz. Powtórz razy 100 godzin. Niestety znudzilismy się po 4 mapach i 5 godzinach gry. Mała różnorodność przeciwników, spowodowana pewnie intencją zachowania spójnego świata wikingów, z drugiej strony nie pamiętam, żeby wikingowie walczyli z paladynami i kościołem..ta..no ok, przecież to tylko gra, ale ile można mordować wilki, gobliny i gigantów. Innowacyjnym, aczkolwiek dziwnym pomysłem jest ustawienie uników pod prawy klawisz myszki, niespotykane w innych grach tego typu i tak, mamy hack’n’slash z unikami, które czynią grę uciążliwą, bo unikanie wygląda jeszcze bardziej kuriozalnie niż w Dark Souls, 2 ciosy, przewrót, 2 ciosy, przewrót. Elementy griderskie – zabij 50 wilków. Zabij 100 goblinów. Na każdej mapie jakieś znajdźki i boss na końcu. Konieczność rozbudowy osady, żeby mieć lepszy sprzęt, no niech będzie. Ostatnim słabym elementem jest brak balansu gry. We dwóch graliśmy na najwyższym poziomie trudności było nudno, przez pierwsze 5 etapów przeszliśmy gładko, a ja zginałem raz. Grając z kolei samemu nie ma mowy by cokolwiek osiągnać, gdyż natłok przeciwników i ich żywotność sprawiają, że tytuł robi sie niegrywalny kiedy trzeba uciekać przed 8 przeciwnikami, turlając sie co strzał czy cios. Na niższym poziomach trudność (czyli ¾ dostępnych) jest po prostu nudno i za łatwo. Generalnie niepolecam i czuje lekki zawód, bo chciałem w coś zagrać wspólnie. Nie w tej grze nic co by chciało zatrzymać gracza na dłużej. Coż, pora wrócić do Titans Quest.
5/10 nie polecam
Warhammer End Times : Vermintide 2
Z propozycją w zagranie w Szczury wyszedł mój inny niż w przypadku wikingów towarzysz elektronicznej rozgrywki. Początkowo byłem niechętny, marudziłem, że grałem w pierwszą część i raczej mi nie podeszła. Była mała różnorodność i kuriozalny system losowości przy zdobywaniu nowych przedmiotów, kiedy mój wojownik posługujący się w walce mieczem notorycznie otrzymywał w nagrodę za wykonanie misji łuk lub różdżkę. Druga odsłona wyciągnęła wnioski i poprawiła błędy pierwowzoru, choć również nie jest idealna.
Cholera, ale się wciągnąłem. Po miesiącu grania na liczniku mam ok 60 godzin i gra jest kandydatką do „platyny” czyli 100% osiągnięć. Niestety wymaga to sporego grindu – wszystkie postaci na 30 lvl, jest ich 5 a osiągnięcie 30 lvl na jednej z nich to ok 20 h grania, ale już niedaleko 😊 Najgorsze mam już za sobą – skończenie ostatniej mapy i ostatniego bossa na najwyższym poziomie trudności i znalezienie unikalnego przedmiotu, którego szansa na wylosowanie to 2-3%. Udało się...po wielu, wielu próbach i pewnej dawce toksyczności graczy z którymi przyszło mi grać. M.in pewna grupa elitarystów stwierdziła, że nie zasługuję na wygraną, ale po zabiciu bossa kończącego mapę nie mogli mnie z tej gry wyrzucić. Postanowili czekać 10-15 min aż się zniechęcę i wyjde z gry, a jeden z graczy dopingował mnie inwektywami do 5 piątego pokolenia. Ostatecznie w zderzeniu z moja żelazną cierpliwością gospodarz gry postanowił się rozłączyć z gry, niwecząc 30 min czasu gry wszystkich, ale nie dali mi wygrać, zawiść była tak silna. Ah..gry wieloosobowe.
Vermindite 2 jest piękne wizualnie, doskonale oddaje klimat świata warhammera i przede wszystkim wciąga. Dla tych co nie znają tytułu przypomnę, że mechanika została zapożyczona z bardziej popularnego Left for Dead, mamy grupę 4 śmiałków i musimy sie przedrzeć przez lokacje pełną przeciwności – hord skavenów i chaosu – i wykonać jakąś fabularną misję, która jest wielce umowną czynnością, stanowiącą tylko pretekst do rozwałki. Eksterminacja przeciwników jest koniecznością a ilość położonych pokotem nie wpływa na punkty doświadczenia. Kiedy jesteśmy zbyt powolni lub bezczynni, komputer rzuca nam dodatkowe przeciwności, tak żeby nas pospieszyć. Tak więc w grze jest nieustanna akcja bez momentu przestoju. Lokacje są liniowe, ale na tyle szczegółowe i misternie poplątane, że sprawiają wrażenie prawdziwej przygody, przez pierwsze 2 podejścia, dopóki ich sie nie zapamięta. Każda z postaci ma 3 wariacje kariery i ok 10 rodzajów broni do wyboru. Jest w czym wybierać i co modyfikować. Rozgrywka jest bardzo mięsista i intensywna, tak że po 2-3 mapach pod rząd ma się dość. Ale na drugi dzień chce się spróbować z powrotem. Nic dziwnego, że po 2 latach od premiery gry wciaż można spotkać wielu graczy z licznikiem w grze ok 500-1000 godzin.
Niestety studio Fatshark nie jest za dobrym studiem i przekonałem się o tym przy okazji War of Roses, czyli wariacji na temat opisywanego przeze mnie w tym miesiącu Mount&Blade, którego dzisiaj już nikt nie pamięta. Grafika też była udana na swoje czasy, ale kombinacje z mechaniką i odstępstwo od jej pierwowzoru zniszczyło grywalność i przedwcześnie uśmierciło grę. Fatshark uczynił to ponownie w najnowyszm DLC do Vermintide 2 – Winds of Magic. Dodatek wprowadza do walki rasę zwierzoludzi, dodaje 1(!) mapę i 1(!) nową broń dla każdej postaci. Oprócz tego wprowadza nowy maksymalny poziom postaci (35) i nowy tryb, który zeruje postęp w grze, na który poświęciło się setki godzin grindu (!!!). Chodzą opinię, że udziały w grze wykupiła chińska firma, stąd nacisk na takie wydłużenie rozgrywki i .. więcej grindu. Tytuł w formie 2.0 stał się niezbalansowany, niegrywalny a na steamie odbywa się review bombing, gdzie wcześniej wspominani weterani tytułu, którzy spędzili w grze po 500-1000 godzin, wylewają swoje żale na temat zniszczenia balansu i grywalności ich ulubionej gry.
Podsumowując – wersję podstawową + dwa pierwsze dlc, które niewiele wnoszą, polecam 8/10, dobra zabawa gwarantowana. Wersji z ostatnim dlc Winds of Magic odradzam, gdyż psuje radość płynącą z gry.
Do usłyszenia ( mam nadzieje) w podsumowaniu kolejnego miesiąca!