Nie oddasz planów po dobroci? Odbierzemy ci je siłą - kooperacja w Syndicate[WRAŻENIA]

Nie oddasz planów po dobroci? Odbierzemy ci je siłą - kooperacja w Syndicate[WRAŻENIA]

marcindmjqtx
01.11.2011 18:41, aktualizacja: 07.01.2016 15:55

W Syndicate znajdziemy czteroosobowy tryb kooperacji, który wyśle graczy na dziewięć misji. Czy czterech agentów oznacza cztery razy więcej zabawy?

Przetestowanie wycinka kampanii dla jednego gracza natchnęło mnie wiarą w produkcję Starbreeze. Upchnięte tu i ówdzie cybersmaczki, ciekawe uzbrojenie i hackowanie umysłów przeciwników jest naprawdę fajnie. Na pokazie w Londynie pograłem też w kooperacji z trzema innymi dziennikarzami, ale w przypadku tego trybu wrażenia mam trochę bardziej mieszane.

Zadanie polegało na wykradzeniu planów urządzenia o kodowej nazwie Leonardo. Drużyna zaczęła na dachu, który potężnie kojarzył mi się z pierwszą planszą Mirrors Edge. Ta sama, jasna kolorystyka, turbiny systemu klimatyzacji, drabiny, rusztowania... Szkoda tylko, że sterowane przez postacie graczy jakby mniej wytrenowane, niż Faith, choć i tak poruszają się dużo sprawniej, niż większość bohaterów strzelanin.

Każdego agenta będziemy mogli uzbroić w kilkanaście rodzajów broni i aż 25 ulepszeń wszczepionego biochipu. Nie zabraknie więc zabawy cyberumiejętnościami, choć w trakcie pokazu mogłem jedynie pooglądać, jak wygląda widzenie przez ściany (a wygląda tak jak termowizja w dowolnej grze).

W kampanii, hackowania umysłu używamy do naginania woli przeciwników, do naszych rozkazów. W kooperacji ta mechanika ma już kilka zastosowań. Oczywiście najbardziej dosłowne jest hackowanie terminali i komputerów tak, by otworzyć oddziałowi dalszą drogę. Im więcej agentów weźmie udział we włamaniu, tym szybciej pędzi pasek postępu. To ważna informacja, ponieważ na swojej drodze spotkamy nie tylko ludzi, ale i bojowe androidy, które najpierw trzeba zhackować, by przeciążyć ich pancerz, a potem wpakować odpowiednią dawkę ołowiu. I tak kilka razy, bo to cholernie wytrzymałe i przy tym mordercze kawałki metalu. Jednak, gdy któryś z partnerów zostanie odstrzelony, możemy za pomocą manipulacji jego chipem przywrócić go do życia. Także na odległość.

Teoretycznie Syndicate ma więc odpowiednią ilość elementów, by kooperacja smakowała inaczej, niż w większości gier. Problem w tym, że nie był mi dany dostęp do rozbudowanego arsenału i późniejszych cyberumiejętności, a bez nich rozgrywka wyglądała bardzo standardowo. Rozwalamy kilka oddziałów wroga pilnujących terminala, hackujemy go i idziemy dalej, rozwalamy kolejne oddziały tym razem wzbogacone o bojowe androidy, leczymy rannych i idziemy dalej. Oby cyberbajery trochę namieszały w tym schemacie.

Plus należy się za całkiem otwartą mapę, która pozwalała graczom na rozdzielenie się, np. by snajper osłaniał główny oddział z pobliskiego dachu. Zawsze to lepsze, niż jeden korytarz, którym pcha się czterech osiłków, zwłaszcza gdy trzeba uciekać przed przypominającym terminatora robotem zabójcą.

Może nie oszalałem z radości po odłożeniu pada, ale gdzieś w zablokowanych cyberopcjach Syndicate bez wątpienia drzemie potencjał, na ciekawą, trudną (oj, ginęło się, ginęło...) zabawę dla czterech graczy. W pojedynku pierwszych wrażeń kooperacja w Syndicate zdecydowanie wygrywa z tą w Mass Effect 3.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)