„Need For Speed: Underground”
Modę na nielegalne wyścigi samochodowe rozgrywane zwykle nocą na ulicach wielkich metropolii zauważył najpierw przemysł filmowy. Po sukcesie obrazu „Szybcy i wściekli” było jasne, że teraz kolej na gry
18.01.2004 | aktual.: 08.01.2016 12:53
Modę na nielegalne wyścigi samochodowe rozgrywane zwykle nocą na ulicach wielkich metropolii zauważył najpierw przemysł filmowy. Po sukcesie obrazu „Szybcy i wściekli” było jasne, że teraz kolej na gry
Ryk silników nocą
Modę na nielegalne wyścigi samochodowe rozgrywane zwykle nocą na ulicach wielkich metropolii zauważył najpierw przemysł filmowy. Po sukcesie obrazu „Szybcy i wściekli” było jasne, że teraz kolej na gry
Nielegalne wyścigi samochodowe to głównie rozrywka pasjonatów automobilizmu. Są popularne także w Polsce. Mój przyjaciel, art director w poważnej agencji reklamowej, prywatnie największy znany mi wielbiciel forda capri, traktuje je jako sposób na życie. Nie jest to jednak wynalazek ostatnich lat. Cała ta przygoda zaczęła się już w latach 60. w barwnym środowisku kalifornijskich pachucos opiewanych notabene w piosenkach J.J. Cale'a i Toma Waitsa (nie przypadkiem świetnie się ich słucha w samochodzie). To oni zaczęli podrasowywać swoje samochody, a potem sprawdzać je w nielegalnych wyścigach - oczywiście na ulicach miast, aby łatwiej mogły ich podziwiać gorące kociaki z sąsiedztwa. Wtedy jeszcze chłopcy z fantazją mieli bowiem większe branie niż nudni menedżerowie ze złotą karta kredytową. Tuning nie ograniczał się do wyśrubowywania osiągów maszyny. Liczył się też wygląd, przede wszystkim słynne obniżone zawieszenie.
W grach tego kulturowego kontekstu niemal się nie wyczuwa, niestety. Pozostały głównie kociaki. W „Need For Speed: Underground” sygnał do startu dają nastoletnie nimfetki. Cóż, w końcu chłopcy walczą nie tylko o prestiż, ale i dodatkowe nagrody, muszą więc mieć motywację.
„Need For Speed: Underground” trudno oceniać bez porównywania z inną grą o tej samej tematyce - „Midnight Club II” - zwłaszcza że obie ukazały się w odstępie zaledwie paru miesięcy. „Need For Speed: Underground” ma przewagę prezencji. Wygląda bardzo dobrze. Światła neonów odbijające się w mokrym asfalcie robią wrażenie nie mniejsze niż efektowna, sugestywna sceneria metropolii nocą. Dobrze wyglądają modele samochodów. Nawet lepiej niż modele kociaków, moim skromnym zdaniem.
Naszym celem jest oczywiście zdobycie korony najlepszego kierowcy nielegalnych wyścigów. Wygrywając kolejne jazdy, zdobywamy punkty reputacji oraz pieniądze (możemy ustalić stopień ryzyka i wysokość stawki) otwierające drzwi do następnych etapów kariery i pozwalające na zakup szybszych wozów (ok. 20) oraz ich modyfikowanie. Sromotna porażka oznacza odjęcie punktów reputacji z uzbieranej puli. Można mieć jednak dodatni bilans nawet wtedy, gdy nie przyjedziemy na metę jako lider.
Reputacja jest niezbędna, by zostać dopuszczonym do ciekawszych zawodów. Zwiększają ją nie tylko sukcesy sportowe, ale i wyróżniający się wygląd samochodu. Dzięki dobrej prezencji auta dostajemy więcej punktów za styl. Ścigać się można w kilku trybach. Oprócz prostego wyścigu „kto pierwszy” można walczyć m.in. w trybie nokautu - po każdym okrążeniu odpada ostatni - lub w sprincie, gdzie liczy się biegłość w ręcznym zmienianiu biegów.
„Need For Speed: Underground” to gra bardzo efektowna i dynamiczna. Jej pech polega wyłącznie na tym, że w „Midnight Club II” - choć wygląda trochę gorzej - jednak ciut fajniej się prowadzi i emocje są większe. Dla miłośników tego typu rozrywki to jednak żaden problem. Po co wybierać, skoro można mieć obie gry?
„Need For Speed: Underground”
Producent: Electronic Arts
Dystrybutor: Electronic Arts
Wymagania: procesor 700 MHz, 128 MB RAM, akcelerator 3D 32 MB, CD ROM x8
Cena: 139 zł