Need for Speed: Hot Pursuit - recenzja
Od czasu niespecjalnie udanego Undercover, EA odeszło w serii Need for Speed od ulicznych, "za-szybko-za-wściekłych" klimatów. W 2009 roku wydało bardzo ciepło przyjęty, "symulacyjny" Shift, natomiast w tym postanowiło odświeżyć niegdyś popularną podserię: Hot Pursuit. Zatrudniono studio Criterion, wcześniej odpowiedzialne za Burnout, o pomoc poproszono także EA DICE. Wszystko po to, byśmy my, gracze, dostali jak najlepszy produkt (a przynajmniej takie mam naiwne marzenia). Czy się udało?
14.11.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Chwała wszystkim dobrym policjantom Ideą stojącą za całą grą są, co dość oczywiste, tytułowe pościgi. Wcielić można się zarówno w mającego na pieńku z policją pirata drogowego, jak i w samego stróża prawa. Obie "kariery" rozwija się i prowadzi w tym samym czasie. Że to trochę dziwne? Nie ma tu żadnej - absolutnie żadnej - fabuły, więc nie stanowi to jakiegokolwiek problemu. Gra dla pojedynczego gracza jest na dobrą sprawę po prostu serią połączonych etapów do przejechania. Trochę szkoda, zwłaszcza gdy przypomnieć sobie całkiem fajne pod tym względem Most Wanted.
Każda z karier to dwadzieścia poziomów do zdobycia. Wygrywanie wyścigów, efektowna jazda, bicie rekordów i tak dalej - wszystko to przynosi "punkty doświadczenia" i w efekcie prowadzi do awansu i odblokowywania nowych samochodów czy ulepszeń. Warto zaznaczyć, że w trybie dla pojedynczego gracza może być ciężko to wszystko osiągnąć. Tu naprawdę warto grać przez sieć.
Miejscem, w którym tym razem ulokowano akcję Need for Speed, jest Seacrest County - wyimaginowana prowincja, pełna autostrad i innych dróg płaskich jak stół. Pozbawiona miast. Serio, nie ma żadnego. Tylko góry, pustynie, lasy... Bywa dosyć monotonnie. Świat gry można także zwiedzać swobodnie, nie uczestnicząc w żadnym wyścigu, ale po prawdzie trochę nie ma to sensu. Jedyne, co można wtedy robić, to szukanie nowych skrótów. Poza tym nie ma tu nic do odkrycia czy znalezienia. Nuuuda.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem, skąd taki minimalizm w Hot Pursuit. Przez ostatnie lata (nie licząc Shifta, ale to "symulacja", nie zręcznościówka, zupełnie inna kategoria) seria Need for Speed zdawała się poszukiwać, ubarwiać w jakiś sposób schematyczną rozgrywkę, jaką z natury oferują gry wyścigowe. Stąd mieliśmy tuning, aspekt ekonomiczny, fabułę... Tego wszystkiego w najnowszym dziele Criterionu nie ma. Czemu? Nie mam pojęcia, ale, pod tymi względami, momentami Hot Pursuit wydaje się być wyciągnięte gdzieś z głębokich lat dziewięćdziesiątych. Powiedziałbym też, że o ile sporo gier cierpi na przerost formy nad treścią, o tyle ta ma raczej problem przeciwny.
Heniek, wskakuj do poloneza! Główną atrakcją gry są oczywiście tytułowe pościgi. Widać, że się do nich przyłożono i powiem krótko - są naprawdę, naprawdę świetne. Zarówno w przypadku pirata drogowego, jak i policjanta. Jest dynamicznie i emocjonująco - czego można chcieć więcej? Jest także maksymalnie zręcznościowo - gracz zawsze dysponuje rozmaitymi przeszkadzajkami czy ulepszeniami, jak np. kolczatka, turbo czy możliwość wezwania blokady drogowej. Czy to uciekając przed policją i próbując jednocześnie dojechać w jednym kawałku do mety (na pierwszym miejscu, rzecz jasna), czy to ścigając nielegalny wyścig i starając się rozwalić piratów, zanim oni rozwalą mnie - bawiłem się świetnie.
Jest tylko jeden problem. Pościgów jest zwyczajnie za mało. Oprócz nich w grze znajdziemy także bardziej tradycyjne formy zabawy - po prostu wyścigi czy próby czasowe. W porównaniu do tytułowego trybu - nudnawe. Patrząc na oko, średnio na jeden pościg przypadają ze dwa zwykłe wyścigi i dwie próby czasowe. Także w przypadku kariery policjanta, gdzie zwłaszcza czasówek jest trochę za dużo.
Niemniej, jeździ się w Hot Pursuit zwyczajnie przyjemnie i ci, którym bardziej tradycyjna forma wyścigów nie przeszkadza, nie będą narzekać. Model jazdy jest zupełnie zręcznościowy, tak więc nie trzeba być mistrzem kierownicy, by w grze się odnaleźć. Szkoda tylko, że tak małe są różnice w prowadzeniu poszczególnych samochodów. Owszem, czuje się je pomiędzy ich klasami, ale już raczej nie między różnymi autami jednego rodzaju. Znów - szkoda. Tyle tu napakowali tych licencjonowanych fur, a i tak jeździ się tylko najszybszymi.
Jest jeszcze kwestia poziomu trudności. Gra zaczyna się trochę rozczarowująco, jednym banalnie prostym wyścigiem w karierze pirata drogowego i góra czterdziestosekundowym pościgiem w przypadku policjanta. Na jeszcze kilku-kilkunastu następnych etapach jest podobnie - żenująco wręcz łatwo. Początkowo myślałem, że twórcy zrobili grę do bólu głównonurtową i tak już zostanie do końca, ale na szczęście z czasem robi się coraz trudniej - momentami nawet bardzo. Jeśli więc będziecie grać, nie zrażajcie się początkiem, bo jeszcze zdążycie się odbić od końca...
Chyba walnę drzemkę później Na dobrą sprawę jednak, tym, wokół czego zbudowany został cały najnowszy Need for Speed, jest tryb wieloosobowy i "autolog". To mechanizm społecznościowy, z rozwiązaniami wprost przeniesionymi z takich stron, jak chociażby Facebook. Jest tu ściana, na której można zamieszczać wpisy, jest możliwość komentowania zdjęć robionych w grze... Web 2.0 wkracza do gier wyścigowych.
W praktyce działa to tak: jeśli macie znajomych grających w Hot Pursuit, to za każdym razem, gdy któryś z nich pobije jakiś Wasz rekord, zostaniecie o tym powiadomieni, a gra od razu zachęci Was do odegrania się. To po prostu bardzo wygodna w użytkowaniu tablica wyników, sama przy okazji podpowiadająca, co warto w danym momencie zrobić, by nie odstawać poziomem od kolegów. Działa faktycznie bardzo fajnie i jeśli tylko będziecie mieć w grze znajomych, z pewnością przedłuży jej żywotność. I to nawet o bardzo długo. Gorzej, jeśli jesteście zadeklarowanymi singlami.
W Hot Pursuit nie zabrakło także tradycyjnego trybu wieloosobowego - są tu zarówno zwykłe wyścigi, jak i najlepsze w całej grze pościgi. Co ciekawe, można je rozgrywać w dowolnych konfiguracjach - bierze w nich udział maksymalnie osiem osób i mogą podzielić się nawet w stosunku 7 (policjantów/piratów) do 1.
I szkoda tylko, że zabrakło możliwości gry na podzielonym ekranie.
Werdykt Need for Speed: Hot Pursuit to dobra gra wyścigowa. Nie licząc mechanizmów społecznościowych - zrobiona bez wodotrysków, innowacji czy jakichkolwiek świeżych pomysłów. Wszystko już gdzieś widzieliśmy, a tutaj po prostu sprawnie poskładano to w kupę. Nie da się także ukryć, że to tytuł bardzo głównonurtowy, a przez to wypolerowany i ugładzony do przesady. Jest trochę jak Radio ZET/Eska/Złote Przeboje/inne sformatowane w podobny sposób - bardzo profesjonalnie zrobiony, ale trochę nijaki i w większych dawkach nużący. Patrząc tylko na to, zasługuje na mocną czwórkę.
Inną rzeczą jest jednak wspomniany autolog, za którego do oceny dorzucam jeszcze plusik. O tym, że mechanizmy społecznościowe mają ogromną moc przyciągania, można się przekonać, patrząc na popularność Facebooka i innych portali tego typu. Nie mam wątpliwości, że będą działać także w Hot Pursuit. W takim wypadku żywotność gry z kilku tygodni może się przedłużyć nawet do kilku-kilkunastu miesięcy. Jeśli więc macie znajomych, którzy w ten tytuł będą grać, to możecie spokojnie w niego zainwestować. W innym wypadku - zastanówcie się, na ile lubicie proste, zręcznościowe wyścigi bez żadnych dodatkowych atrakcji. Może warto rzucić okiem na Split/Second?
Tomasz Kutera