Na tapecie: Devil May Cry 5

Na tapecie: Devil May Cry 5

Na tapecie: Devil May Cry 5
Krzysztof Kempski
19.03.2019 17:10

Wiadomo, że nam się podobało. Ale czy jest to gra bez wad?

Uwaga: W odróżnieniu do recenzji pozwalamy sobie na łagodne spoilery. Nie zepsują wam zabawy, ale czujcie się ostrzeżeni. Gwoli ścisłości, Adam i Asia grali na PS4, a Krzysiu na PC.

Recenzję gry autorstwa Adama mogliście przeczytać w okolicach premiery gry, ale jako że grę zaliczyły w redakcji trzy osoby i wzbudziła w nas dość spore emocje, postanowiliśmy trochę o niej pogadać. Oto zapis z tego, co działo się dzisiaj na naszym Slacku...Prolog, 18 marca 2019, 21:17

Krzysztof: To jutro zaczniemy :).

Joanna: Tak. Obiecuję się za bardzo nie emocjonować.

K: Ja będę miał grze trochę do wytknięcia, ale jeszcze siadam teraz pograć w tryby specjalne. Niewykluczone ze do północy jeszcze trochę się mocniej podjaram grą :)2 godziny później...

K: Nie no. Będę chwalił jak szalony. Odpaliłem teraz Syna Spardy, łyknąłem z marszu 5 misji i stwierdzam, że jedną rzecz tylko musi Capcom naprawić w tej grze. Pozwolić od razu puścić wyższy poziom trudności. Po pierwszym przejściu byłem rozczarowany, ale teraz gra wreszcie zaczęła się zachowywać jakby ktoś wreszcie podmienił silnik z malucha na jakieś porządne BMW. Przejdę ją jeszcze kilka razy!!!Rozdział 1, 19 marca 2019, 9:36

J: Mnie ten tryb rozleniwił. Bo dawało się zabijać wrogów triggerowaniem (hehehe) jednego przycisku. Kiedy Dante dostał ten szalony motocykl, to mogłam nim rozjeżdżać wszystkich, łącznie z bossami. Tylko dwie ostatnie misje to był taki przedsmak tego, jak naprawdę wygląda walka. Vergil to jednak skubany mistrz katany jest.Ale właśnie - to jest wyjątkowe w tej grze. Obiecujesz sobie, że pykniesz na luzaku jedna misję, bo przecież już północ, trzeba wstać, bo się znowu spóźnię. I ani się obejrzę, jest trzecia w nocy. Dawno nic mnie tak nie wciągnęło - wessało jak jakaś cyfrowa czarna dziura, jak pieprzony międzygalaktyczny wir. Chcę mieć wszystko, co jest związane z DMC, plakaty, figurki, muzykę i pidżamkę.Adam: To co mam napisać ja - włączyłem grę tydzień przed premierą, gdy przyszedł kod, żeby „zobaczyć”, a wyłączyłem po napisach końcowych około 4 rano. Dajmy spokój normalnemu poziomowi trudności - jego wyżyłowanie w „trójce” nie było tak super, bo na pewno zniechęciło wielu potencjalnych fanów. A tak - nawet Aśka powtarza na hardzie!

J: Nawet ja, a co ja jestem, jakiś slasherowy soft, co to nawet w izometrykach nie nadążą za walką z aktywną pauzą?

*obraża się*

K: Ja też nie nadążam za walką w erpegach z aktywną pauzą.Wracając do DMC5, ogólnie tak, pierwsze przejście jest do zaorania. Czy wybierzecie pierwszy czy drugi poziom trudności, nie ma znaczenia. Sam na tym wyższym zginąłem może 2 razy. Ale też trwa to zaledwie 10 godzin, a później zaczyna się prawdziwa zabawa w slasherowanie. Przy pierwszym przejściu cieszcie się widoczkami (nie jest to jednoznaczne ze świetnym projektem lokacji), wyjątkowo dobrą fabułą, grupką bohaterów przypominających kapelę metalową i kozackim humorem. Gra kopie w tym względzie tyłek DmC, nie uciekając się do tanich i nieśmiesznych sztuczek jak wykonywanie mieczem aborcji na demonach czy kiepskiej satyrze konsumpcjonizmu. A jednocześnie pełno w niej przebijającego czwartą ścianę humoru. Ale diabły zapłaczą dopiero gdy już się z tym uporacie i wskoczycie co najmniej na Syna Spardy. Wtedy przycisk do pomijania cutscenek idzie w ruch, a w samych walkach pojawia się kapitalna dynamika i płynność, której w pierwszym przejściu strasznie mi brakowało.A: Ktoś tutaj atakuje bardzo dobre DmC od Ninja Theory? Ale okej, jestem fanem pradawnym - wspominałem kiedyś, że PlayStation 2 kupiłem, bo byłem oczarowany Devil May Cry? - zatem niech będzie. Do porad dla czytelników dodać trzeba konieczne nadrobienie zaległości. Bo „piątka” naprawdę zyskuje cały kosmos wrażeń, jeśli zjadło się na serii zęby. I nawet jeśli, przeciwnie do mnie i Krzysia, nie chcecie zabawy powtarzać przynajmniej kilka razy dla samej slasherowej esencji, dostaniecie topową grę akcji. Z najfajniejszym chyba zestawem bossów od szczytowej formy From Software. Właśnie - które walki wspominacie najlepiej?J: Kobieta ujeżdżająca gigantycznego kurczaka, to było idealne połączenie wszystkich słówek, które lubię: creepy, weird, dark, pagan, witchy i odrobinę gross. Ale to mówię o designie. A dobrze walczyło mi się z tym wielkim Gilgameshem.

K: DmC nie było udane i całe szczęście jedynym śladem, jaki po nim pozostał są krótko przystrzyżone włosy Nero. Zniknął żenujący humor, marna stylistyka i Capcom przestał nam wmawiać, że czarne jest białe (mówimy oczywiście znów o włosach). A jeżeli chodzi o bossów z piątki to zdecydowanie kupiła mnie potyczka z Artemis. Za drugim razem. W podstawowym wariancie nudna i powtarzalna, po podkręceniu trudności zyskała jednak mocno na taktycznej głębi. Fajnym akcentem był też Cavaliere Angelo, który na koniec podaruje nam silnik do motocyklowego miecza. Dalej bossowie oczywiście też są fajni, ale na atrakcyjności traci otoczenie. Lokacje w pustce zaczynają być monotonne i reszta zlewa się w jedną całość. Może poza misją na farmie, gdzie ostatecznie przeczołgamy powracającego jak boomerang Urizena, a tuż po tym... no, zapoznajcie się przed grą chociaż z trójką i czwórką.A: Widzicie, ze mnie taka sentymentalna bestia, że mimo całej gwardii fantastycznych pojedynków ostateczną sieczkę zapewnił mi Cerber. Zaczynający się jak pojedynek z „trójki”, ale dokumentujący też, jak daleko przez te półtorej dekady wybiegliśmy z technologią. Momenty, w których zmieniają się jego „dowodzące” elementy, to akcyjniakowa POEZJA. A i finał, ostatni boss. Idealnie tak trudny, jak pamięć sugeruje.Rozdział 2, 19 marca 2019, 13:09

K: Bossowie jednak swoją drogą, ale mamy jeszcze nasze przeurocze trio, między którym przełączamy się co misję. I czasami nawet możemy wybrać jednego z bohaterów. Załóżmy, że twórcy nagle wprowadzają nowy tryb, w którym wybieramy na początku tylko jednego z nich, żeby w ten sposób zaliczyć całość. Kogo wtedy wybralibyście bogatsi o doświadczenia z pierwszego podejścia? Ja chyba pozostałbym wierny Dante. V doceniam jako urozmaicenie i nieco eksperymentalny sposób walki przy pomocy przyzywania pomagierów i ewentualnie dobijania laską.

Bohater przypomina mi ponadto Kylo Rena, a przeciwnie do zwolenników „Gwiezdnych Wojen” naprawdę doceniam ironiczny wydźwięk tej postaci i lubię ją za to jak bardzo wywiesza białą flagę, zamiast próbować kupić widza mocniej od Lorda Vadera - po prostu się nie da. Ale podobnie jak Kylo w Star Warsach pozostanie dla mnie jedynie fajnym urozmaiceniem, tak V stał się tym samym dla Dantego. Sterowanie nim jest jak minigierka w większej grze. Dante znów pokazuje klasę i dopiero z jego wkroczeniem w połowie pierwszego przejścia gry budzi się w niej uśpiony demon. Nero w odróżnieniu od V zyskuje natomiast w końcówce pewien kluczowy atak. Za drugim razem to kompletnie inny gość.

J: Hmm.. kim ja bym chciała zagrać, gdybym dostała możliwość przeprowadzenia jednej postaci przez całą grę? Nie wiem, muszę się zastanowić *śmieje się*.Przywiązuję naprawdę dużą wagę do estetyki gry. Albo inaczej - to nie jest mój świadomy wybór, po prostu tak mam, że lubię jak coś ładnie wygląda, jest wystylizowane w sposób, który mi się podoba. Dlatego, ku utrapieniu moich bardziej doświadczonych współgraczy, spędzałam całe godziny łażąc po Teldrassilu, słuchając muzyki i po prostu napawając się atmosferą magicznego drzewa. Podobnie mam z postaciami. Jeśli jakaś jest ciekawie zaprojektowana, lubię na nią patrzeć, sterować jej poczynaniami. W bibliotece zrzutów na PS4 mam całe dziesiątki zdjęć V :smile:. Ja nie wiem, co za geniusz go wymyślił. Ma w sobie to wszystko, co lubiłam w Vincencie Valentine, Razielu czy chociażby w Snake'u. I przypomina mi też Kylo Rena, którego uwielbiam.Ale wygląd to nie wszystko, tak? Bardzo mi tez podszedł styl walki V. Jestem pełna podziwu, jak pracuje kamera w momencie, gdy staram się objąć wzrokiem całe pole bitwy, sporadycznie doskakując do wrogów, by ich dobić. Ani razu nie było tak, bym traciła kontrolę nad tym, co się dzieje. To jest majstersztyk. Jedyne, czego żałuję, to sporej dysproporcji między postaciami.

Otóż, V ma u mnie odblokowane praktycznie wszystkie ważniejsze umiejętności. Na drugim poziomie zostało mi ich tak z 1/4 do wykupienia, nie licząc tej najdroższej, której efekt już sobie oczywiście obejrzałam w sieci (boooskie). Ale liczę, że po kilku pierwszych misjach będę miała tę postać kompletną. Trochę skromnie. Bo kiedy porównam go do Dantego, który co misję dostawał nową broń, to jest dosłownie dziesięciu V w jednym Dantem. Chciałabym, by projektanci nieco zaszaleli z łączonymi kombosami demonów, dali mu jakieś ciekawe czary, albo chociażby dodatkowe techniki.Dysproporcja dotyczy też innego aspektu - fabuły. V jest pretekstem do pojawienia się tego wariata z kataną, ale w jego wątkach jest więcej przerywników filmowych niż np. u Nero. Jednoręki w ogóle przez większość gry traktowany jest trochę tak, jak przez towarzyszy - po macoszemu. Podoba mi się, że pod koniec tak pięknie wybrzmiał, no bo ileż można biec do Klifota, dostawać wciry, wylatywać przez okno i znowu wracać? U niego to jest wielkie "Nero, czyli tam i z powrotem". Nie podoba mi się jego wątek, poza końcówką.W ogóle sorki, że tak wszędzie spamuję tym swoim hype'm na DMC, ale dawno mi tak żadna gra nie siadła. Obiecuję, że za rok mi przejdzie.K: Z drugiej strony na tym też trochę pod kątem scenariusza wątek Nero polega. Że jest młodym, lekceważonym przez stare wilki gówniarzem, który próbuje dopiero udowodnić swoją wartość i pokazać, że kurze spod ogona nie wypadł. I graczom też pokazuje, tylko o wiele bardziej przy drugim podejściu. Jeżeli taka korelacja pomiędzy formą przedstawienia poszczególnych wątków, a ich treścią to celowy zabieg Capcomu, uchyliłbym z przyjemnością przed nimi kapelusza. Z drugiej strony na podstawie tego co widziałem absolutnie nie mogę ocenić, czy lekceważą Nero wtórując Dantemu czy tak wyszło przypadkiem...

J: Chyba najlepszym komentarzem Nero do tego, jak go traktowano, jest to, jak pod koniec pokazał środkowy palec.

K: Tak, to było doskonałe. I akurat to jeden z argumentów za tym, że Capcom jednak wiedział, co robi.Rozdział 3, 19 marca 2019, 14:11

J: Pogadajmy o sidekickach i zacznijmy od tych ładniejszych. Co myślicie o demonach V?

Ah, sorki, miało być o dziewczynach...

Chcę dostać kiedyś ścigałkę, w której będę się rozbijać furgonetką Nico, oczywiście, z nią za kierownicą. Jest wspaniała. Głos, odzywki, mimika - żywa, zadziorna, z charakterem. I te piegi.

Uważam, że przy niej Lady i Trish trochę bledną.

Poza tym, ekhm, kobiety w okularach rządzą, tak.K: Nie zapominajmy jednak, że wbrew towarzyszącemu Nico przez całą grę kiepowi, Capcom nie miał na celu promocji palenia papierosów. Patrząc „po męsku” na urodę to bohaterka wpadająca w oko. Niby nie posągowa, niby trochę przebrana za brzydulę, ale jednocześnie na swój specyficzny sposób tak piękna, że aż trudno oderwać wzrok. Trochę w typie kujonki, co podkreśla przy okazji jej talent do tworzenia dla bohaterów narzędzi pracy. Lady i Trish wyglądają za to bardziej posągowo, również mają fajnie napisane linijki dialogowe, ale tak. Bez dwóch zdań to Nico kradnie show. Swoją drogą bardziej „dociekliwi” fani serii zdążyli jej już to i owo zdjąć...A: Nie lubię Nico. Ale generalnie nie lubię żadnych nowych postaci w Devilach. Dziewczyna ma tylko kapitalne sceny „przyjazdów” i cudownie łapie ustami kiepy w slow-mo, lecz gdy otwiera usta, cały urok pryska. Moje serce wybrałoby Lady, nawet jeśli - podobnie jak Trish - nie ma w tej grze żadnego sensu, nie musiałaby w ogóle wpadać na akcję w demonicznym drzewie. Śliczna jest za to, więc co poradzić.Czy Capcom pielęgnuje „stare” dziewczyny po to, żeby pod nieobecność „starych” chłopów przejęły role pozostałych grywalnych bohaterów w przyszłości? Nie zagłębiając się tutaj w spoilery, Devil May Cry 6 może albo całkowicie powrócić do źródeł, dać nam Nero w jednej, dopracowanej lokacji i z prostolinijną przygodą, albo kontynuować cyrkowość ostatniej odsłony, tylko zamiast Dantego wrzucić jego dotychczasowe partnerki. Trish jest wszakże demonem. A nic nie stoi na przeszkodzie, by i w Lady obudziły się jakieś czarcie siły. To byłby też miły krok po latach totalnej seksualizacji :).J: Taaak, słyszałam o tych modach, które pojawiły się raptem kilka dni po premierze. Co mnie najbardziej rozbawiło, to fakt, że tym razem nude mody dotyczą nie tylko postaci kobiecych, ale też jednej męskiej :D Serio, kto by chciał rozbierać mężczyzn, przecież oni tam biegają i tak lekko ubrani.

Dobra, to co powiedziałam, zabrzmiało dziwnie, nie ciągnijmy tematu...Rozdział 4, 19 marca 2019, 14:37

K: Pozostańmy zatem przy tym, że takie mody już są. Pomówmy może i o tych, których rozebrać się już nie da, (chyba że goląc futro, wyskubując pióra) mianowicie o zwierzakach, przybocznej gwardii V, jego białych rękawiczkach, w których załatwia problemy. Co wy na to, że najlepsze i zabójczo inteligentne przy okazji odzywki z całej tej gwardii ma sępopodobny Gryf?J: Gryf jest świetny. Kocham go po prostu. Taki prawdziwy wredny demoniak. W dodatku jego odzywki przy pierwszym przejściu wzbudzają mnóstwo pytań. To, jak, kiedy i w jaki sposób komentuje poczynania trójki bohaterów - zanim nie poznamy fabuły, Gryf idealnie gra rolę takiego teasera.A: Oddaję szacunek Koszmarowi. Bo zauważcie, jak fajnie skonstruowane są miejskie poziomy V, aby jego przyzywanie zawsze powodowało coś turbospektakularnego. Dopiero mając w ruchu wszystkich trzech milusińskich, czułem prawdziwą potęgę bohatera. A nie ukrywam, że panterkę ogarniam jak mistrzunio.

J: I właśnie - ja chcę więcej tego wszystkiego podczas walki V. Dużo kombosów, kombinacji, jakieś wykorzystanie dwóch zwierzaków na raz, albo kiedy jeden ma aggro, drugi doskakuje z boku, niech grają każdy inną rolę, żeby trzeba było się nieźle napocić, by wyciągnąć SSS. Tym bardziej że jest jeszcze miejsce na padzie, by zaimplementować dodatkowe techniki.Rozdział 5, 19 marca 2019, 15:03

J: Poluję na OST z tej edycji deluxe, słuchaliście jej? Daje niezłego kopa. Mogłabym do tego tańczyć :).

K: Ja na temat muzyki niewiele w sumie mam do powiedzenia, słyszałem jej na razie tyle co w grze. A tam było tego... za mało. Ale kiedy już na scenę wkracza przester, kolejne ciosy zadaje się trochę do rytmu.J: Tego trzeba słuchać w słuchawkach i wtedy walki jeszcze zyskują. Odnośnie do kontynuacji, to liczę przede wszystkim na to, co mi Adam napisałeś, kiedy "płakałam" po zakończeniu fabuły. Że Capcom słucha graczy i lubi robić come backi.K: DMC w ogóle pokazuje, jak ważna w tym medium jest rola fanów. Bo czy piątka nie narodziła się ogólnie z krytyki poprzedniego DmC? Nie potrafię sobie przypomnieć drugiego takiego przypadku, że twórca aż tak wycofuje się z nowego pomysłu na serię i przeprasza się ze swoim poprzednim dorobkiem. I tu pada pytanie czy powinniśmy Capcom szanować za przyznanie do błędu czy może postrzegać DMC5 w kategorii bezpiecznego fan serwisu? Bo umówmy się, tu nie ma też co się nie spodobać i nic nie jest specjalnie odważne... Nawet mało wyśrubowany poziom trudności to, jak Adam na początku zauważył, kompromis.J: Dla mnie to jest ważne o tyle, że nie czuję się, jakby seria była zamknięta na nowicjuszy (albo osoby takie jak ja, które kiedyś słyszały, coś tam czytały, ale po tytuł nigdy nie sięgnęły). Nie lubię atmosfery wykluczenia. DMC piątka to doskonały przykład na to, jak zachęcić nowych, przypodobać się starym i przede wszystkim pokazać, że marka ma się wciąż dobrze.

Bo np. taki Soul Reaver 2 dla ludzi, którzy nie kojarzą co najmniej jednej poprzedniej części był całkowicie niejadalny. To historia kontynuowana z marszu, jak w drugim odcinku serialu.

K: DMC5 otwiera się na nowych fanów podobnie jak DmC, ale zwycięstwo tego pierwszego polega głównie na nie zlekceważeniu całej reszty.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (13)