Motorstorm - recenzja
Bezwietrzny dzień, bezchmurne niebo, promienie słońca wypalają czerwoną skałę. Powoli zjeżdżamy z międzystanowej autostrady numer 163 i kierujemy się na południe, w kierunku majaczących na horyzoncie mas skalnych. Ciszę pustyni wypełnia jedynie potężny bas zamontowanej w naszym pickupie rzędowej V8, i radio, z którego głośników płyną dźwięki "Sweet Rock'n'Roll”. Wokół nas faluje gorące powietrze, po twarzy i plecach spływają cienkie strużki potu. Przecieramy znużone wielogodzinną jazdą oczy, ale nie wypuszczamy z rąk kierownicy. Mijamy jeszcze jedną grań skalną i patrzymy na wielotysięczne obozowisko, zbieraninę ludzi rożnych kultur i wykonywanych zawodów. Ludzi, których łączy jedno, pasja do ścigania się w pyle i kurzu pustyni. Tak wita nas Monument Valley, Dolina Skał.
Motorstorm, gra, o której słyszeli niemal wszyscy konsolowcy oraz na pewno wszyscy fani marki Playstation. Gra, która zawładnęła milionami umysłów na długo przed premierą, gra, która nie tylko miała pokazać moc nowej konsoli, ale także zetrzeć w pył całą rodzinę arcadowych racerów.
Czy Evolution Studios, z pewnością mające już doświadczenie w produkcji gier wyścigowych, wszak to spod ich rąk wyszła seria WRC, sprostało temu arcytrudnemu zadaniu i wypuściło na świat grę będącą godną miana racera nowej generacji? Na te, oraz kilka innych pytań postaram sie tutaj odpowiedzieć.
Pierwsze wrażenie jakie towarzyszy nam w chwili uruchamiania gry to rozczarowanie. Bardzo ubogie i słabo prezentujące się menu, które ratują chyba tylko wyświetlane na jego tle filmiki. Nie mamy możliwości wybrania żadnych specjalnych trybów gry, bo nie przewidzieli ich nawet sami producenci. Możemy wziąć udział jedynie w serii kilkudziesięciu wyścigów, w których za zdobywanie medalowych lokat otrzymujemy punkty, zwane tutaj, chyba tylko dla niepoznaki, biletami (ticket). Za ich pomocą odblokowujemy nie tylko kolejne wyścigi o rosnącym stopniu trudności, ale także pojazdy, których możemy używać.
Pojazdy są podzielone na klasy, wśród których wyróżniamy motocykle, quady, samochody buggy, samochody rajdowe, półciężarówki, mud pluggery i ciągniki, czyli duże ciężarówki pozbawione naczepy. Wymienienie ich wszystkich jest wręcz konieczne, bowiem trasy w grze skonstruowane są w ten sposób, że na każdej z nich możemy wygrać każdym z tych pojazdów. Motocykle są szybkie i bardzo zwrotne dzięki czemu zwykle na początku wyścigu potrafią bezproblemowo objąć prowadzenie. Biada im jednak, jeżeli na drugim, bądź każdym kolejnym okrążeniu wjedziemy nimi w rozjedżone przez ciężarówki błoto. Te z kolei nie osiągają zawrotnych prędkości, ich promień skrętu jest olbrzymi w porównaniu do pozostałych klas pojazdów, jednakże nie straszne im błoto i mniejsze przeszkody. Zwykle, odcinki tras położone niżej i przeznaczone właśnie dla ciężarówek czy mud pluggerów są nieco krótsze i mniej kręte, co pozwala tym pojazdom na równorzędną walkę z przeciwnikami. Ich plusem jest także masa, dzięki której możemy wręcz taranować inne samochody lub rozjeżdżać motocyklistów.
Z pewnością każdy znajdzie ulubiony dla siebie rodzaj pojazdu, choć w większości przypadków podczas gry single player zostaje on nam narzucony z góry. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak nauczyć się korzystać z plusów konkretnego typu pojazdu, zaś maksymalnie starać się niwelować jego wady.
Przejdźmy teraz do samych wyścigów oraz ich oprawy graficznej. Także tutaj pierwszego kontaktu z grą nie można zaliczyć do udanych. Być może wynika to z polityki, którą Sony uprawiała wokół tego tytułu i nieco wygórowanych oczekiwań jakie w związku z tym w sobie nosiliślmy. Słaby antialiasing (wygładzanie krawędzi), a właściwie jego brak, przez co bardzo częśto oglądamy na ekranie charakterystyczne ząbki na krawędziach obiektów, nienajwyższa jakość części tekstur oraz tragiczna wręcz, bitmapowa trawa wołają o pomstę do nieba. Nieco zawodu sprawia także księżycowa grawitacja z jaką spotykamy się w grze, przez co bywa i tak, że samochody odbijają się od niektórych przeszkód niczym piłeczki pingpongowe. Jednakże tak naprawdę wady te przestają mieć niemal jakiekolwiek znaczenie po kilkudziesięciu minutach zabawy. Tak, to jeden z tych tytułów, który nie urzeka od samego początku i aby dostrzec w nim coś więcej niż zwykłą przeciętność trzeba zacząć odkrywać przygotowane przez programistów i grafików smaczki, a także, w tym przypadku, nauczyć się tras niemal na pamięć. To właśnie świadomość co czeka nas za kolejnym zakrętem i kiedy trzeba zdjąć nogę z gazu (palec ze spustu triggera) powodują, że gra zaczyna nabierać rumieńców i przestaje być mordęgą, w której na każdej nierówności terenu rozbijamy się tracąc cenne sekundy. Z czasem zwracamy uwagę na piękno krajobrazu i malowniczość otoczenia, a także na widowiskowość kraks. Ciekawą opcją w tym przypadku jest aktywna pauza, która pozwala na obejrzenie szczegółów co ciekawszych wydarzeń dziejących się na trasie.
Świetnie wykanano animację ruchomych elementów pojazdów. Buggy bardzo ładnie bujają się na swych sprężystych resorach, kierowcy w samochodach nie są tylko sztywnymi kukłami a błoto oblepia karoserie. Po zderzeniu, na trasie rozsypują się elementy odpadające od pojazdów, które tkwią w tym miejscu już do końca wyścigu, często będąc przez to kolejną "przeszkadzajką” na trasie.
Po tych kilkudziesięciu minutach i zaliczeniu kilku wyścigów gra odkrywa przed nami drugie dno i sprawia, że gotowi jesteśmy zostać jej wyznawcami po wsze czasy. Niestety nie do końca okaże się to być prawdą. Nie tylko ze wspomnianego juz wcześniej przeze mnie powodu braku innych trybów gry niż podstawowy. Ale przede wszystkim z powodu niewielkiej ilości tras, jakie wybudowali dla swego dziecka panowie z Evolution Studios. Jest ich tylko osiem. To naprawdę śmiesznie mała liczba jak na ilość
czasu jaki zabrała produkcja gry. Dodatkowo brak jest chociażby możliwości ścigania się na nich w przeciwnym kierunku niż założyli to sobie producenci, czyli nie ma, wydawać by się mogło obowiązkowego już niemal w każdej tego typu grze, trybu inverse. Mapy nawet nie zostały pomyślane w sposób, aby taki tryb mozna było dołożyć poźniej, bo w wielu przypadkach nie ma możliwości podjazdu na skalne półki, z których zjechaliśmy jadąc w odwrotnym kierunku.
Warto także wspomnieć o "gumowej” SI Motorstorma. W praktyce oznacza to, iż przeciwnicy dostodowują się do naszego sposobu jazdy. Obejmując czołową lokatę nigdy nie uda nam się wysforować zbytnio do przodu i zawsze, kiedy spojrzymy do tyłu będziemy widzieć gromadę pojazdów jadącą za nami. Podobnie sprawdza się to w drugą stronę. Nawet na ostatnim okrążeniu możemy jechać na jednym z ostatnich miejsc, ale jeżeli uda nam się większą część pozostałej trasy przejechać bezbłędnie, powinniśmy wygrać wyścig. Przeciwnicy jeżdżą także dość agresywnie, nieraz spychając nas z trasy. Zajeżdzają drogę, taranują, wpychaja na skały i wystające z ziemi przeszkody. Przez cały wyscig musimy pozostać czujni i jechać bardzo uważnie. Gra dzięki temu nie pozwala na zbyt szybkie znudzenie się nią.
Czy więc Motorstorm warty jest wydania na niego dwustu złotych? Nie jest to gra sprzedająca system, a przynajmniej nie byłaby, gdyby ukazała się w jeszcze późniejszym terminie. Nie jest to także pokaz możliwości nowego systemu Sony, a przynajmniej nie powinien być. Ale odpowiadając na zadane powyżej pytanie; warto, zdecydowanie warto. To bardzo ładne i dynamiczne wyścigi, widok znad maski pojazdu potrafi sprawić, że nasza szczęka z hukiem wyląduje na podłodze, a rozgrywka będzie pompowała w żyłach czystą adrenalinę. Oczywiście brak wielu zróżnicowanych trybów może spowodować po jakimś czasie znużenie, ale wtedy z pomocą przychodzi opcja gry przez internet. Mimo wszystkich wad, ósemka z plusem całkowicie zasłużona.
Przemek "g40st” Zamęcki
Plusy | Minusy |
dynamika piękne widoki rozwałka na maksa | długie loadingi słabe tekstury mała ilość tra |