Gry z Iranu to prawdziwa ciekawostka. Egzotyczna kultura, egzotyczne warunki polityczne i społeczne i egzotyczny rynek sprawiają, że mało kto może powiedzieć - grałem w irańską grę. Z gamescomu Toread przywiózł trzy tytuły - Age of Pahlevans i dwie części Quest of Persia, Nader's Blade oraz Lotfali Khan Zand. A potem dał je mi, bo żadna z nich nie działa na Macu.
Age of PahlevansTo pierwszy z dwóch tytułów zrobionych całkowicie po persku, poczynając od napisów na pudełku, przez instrukcję, na samej rozgrywce kończąc. Dla młodzieńca wychowanego w Europie Wschodniej, przebrnięcie przez robaczki i zawijaski okazało się niemożliwe, dlatego moja z grą przygoda była dość krótka. Wszystko zaczęło się od dość skomplikowanej żonglerki 2 ''oryginalnymi srebrnymi płytami CD''. Jak w dawnych dobrych czasach, gdy odpalenie gry wcale nie było tak oczywistą czynnością, musiałem pokombinować i ustalić która z płyt jest 'play CD'', a która nie. Ach, słodkie lata 90te.
Niestety jak to z pecetami bywa, szybko wystąpiły typowe ''problemy techniczne'', które w tym przypadku objawiły się całkowitym brakiem dźwięku i to niezależnie od tego, który sterownik wybierałem w menu opcji (szukanie go pośród guziczków z robaczkami było zabawą samo w sobie). Opcje graficzne nie zmieniały się za to niezależnie od tego co bym nie robił, pozostając przy jednej, dość nietypowej rozdzielczości i podłej ilości detali.
Całkiem przyzwoite intro sugerowało, że w grze będę walczył perską wersją Conana Barbarzyńcy, który do tego będzie strzelał kulami ognia i walczyć z wściekłymi Minotaurami! A każdy wie, że to recepta na prawdopodobnie najlepszą grę w historii świata i brakuje w niej tylko Jez... Mahometa jeżdżącego na dinozaurze i strzelającego z lazers pew pew. Niestety realia okazały się troszkę bardziej przyziemne.
W założeniu jest to trójwymiarowy hack'n'slash z widokiem zza pleców. Nasz bohater, nazwijmy go Tygrysem Persji, spotyka starca, nazwijmy go Perskim Mędrcem, który każe mu za sobą iść. Po drodze Tygrys i Mędrzec spotykają niewiastę atakowaną przez trzy nieczyste zwierzęta, znane w naszym kraju jako psy. Niecelnymi ciosami miecza, zerową detekcją kolizji i niezrozumiałym systemem walki Tygrysowi udaje się pokonać nieczyste psy i dostać na szczyt świątynnego wzgórza. Tam Mędrzec przekazuje mu cel jego misji. Niestety po persku, więc nasza przygoda kończy się w tym momencie.
Quest of Persia: Nader's Blade Zanim powiemy więcej o grze, ważne zastrzeżenie - Irańczycy robią gry na pecety, a gry na pecety jakie są, każdy wie. Nader's Blade także było całkowicie po persku, ale w tym przypadku nie stanowiło to problemu. Po instalacji, która wymagała wpisania kodu, uzyskania potwierdzenia, połączenia się ze stroną internetową, wpisania potwierdzenia, otrzymania potwierdzenia potwierdzenia, a następnie szczęśliwego zarejestrowania poprzez potwierdzenie, gra się wywaliła, informując mnie, że C4 Engine na którym hulają obie części Quest of Persia posiada błąd i żebym się gonił.
Quest of Persia: Lotfali Khan Zand Niespodzianka! Ta gra jest po angielsku! Ma lektora (a raczej lektorkę), łacińskie literki i instrukcję zrozumiałą dla przeciętnego Europejczyka. Mi forma wydania instrukcji bardzo przypomniała dawne czasy, zanim w Polsce pojawili się dystrybutorzy gier z prawdziwego zdarzenia.
Najważniejsze jest jednak to, że Lotfali Khan Zand się bez żadnych problemów odpaliło. W opcjach znalazłem zaskakującą ilość efektów specjalnych do włączenia i wyłączenia, ale od razu ostrzegam - to nie jest ładna gra. Jakieś 5-6 lat temu taka oprawa uszłaby w tłumie, ale w dzisiejszych czasach od standardów bardzo odstaje.
Gra oparta jest o wydarzenia historyczne i zaczyna się w momencie gdy gubernator Shiraz zdradza Lotfali Khan Zanda. Legendarny (w Iranie) wojownik natychmiast rusza do walki, hakując i slaszując na prawo i lewo. To klasyczna siekanina, w której składamy proste kombinacje i lejemy się z tłumem przeciwników (to znaczy góra trzema, czterema na raz). Walka sprowadza się do wciskania na przemian ataków, ale jest tu sporo urozmaiceń - są fragmenty skradankowe, można wystrzelić z działa, albo podnieść broń palną (akcja toczy się pod koniec XIX wieku) i używając wysoce nieskutecznego systemu celowania oddać strzał.
Efekt egzotyczności wyciera się szybko, bo to brutalna prawda jest taka, że gra jest fatalna. Wprowadzenie pełne obcych nazw i wydarzeń historycznych nudzi po pierwszych trzech zdaniach, a wykonany w enginie filmik wprowadzający nie zachęca do dalszej zabawy. Walka jest toporna i uciążliwa, strzelanie niewygodne, system kombinacji wzbudza śmiech politowania, a grafika, nawet mimo dumnie brzmiącego full motion blura, antyaliasingu i bumpmappingu po prostu odrzuca. Każdy, kto grał w God of War, Wolverine'a, czy Afro Samurai przy takim tytule po prostu wzruszy ramionami.
Gdyby poprawić animację postaci i system kolizji z Loftali Khan Zand dałoby się zrobić całkiem przyzwoitego slaszerka, bo gra ma bardzo dobre tempo i sporo potencjału - mało który tytuł skupia się na czystej walce bronią białą, bez magii i smoków latających wszędzie dookoła.
Naszym irańskim braciom w grach wideo pozostaje więc życzyć zapału i przemian politycznych, które pozwolą rozwijać się raczkującej branży. Inwazji Games of Persia raczej nie przewiduję, ale za 20 lat kto wie?
A na koniec garść wykresów o Iranie. Kliknięcie w obrazek przeniesie was do jego większej wersji. Zwróćcie uwagę na consule!
Tadeusz Zieliński