„Mój brat niedźwiedź”: Gadżet z futerkiem
Recenzowanie gier i tak z powodów pozamerytorycznych skazanych na sukces przypomina głos wołającego na puszczy. Ze znikomą nadzieją na pożytek społeczny zachęcam jednak do lektury
28.02.2004 | aktual.: 08.01.2016 12:53
Recenzowanie gier i tak z powodów pozamerytorycznych skazanych na sukces przypomina głos wołającego na puszczy. Ze znikomą nadzieją na pożytek społeczny zachęcam jednak do lektury
Recenzowanie gier i tak, z powodów pozamerytorycznych, skazanych na sukces przypomina głos wołającego na puszczy. Ze znikomą nadzieją na pożytek społeczny zachęcam jednak do lektury
A teraz zrobię coś skandalicznego. Coś, co zawsze chciałem zrobić. Proszę mi wybaczyć, tym razem nie mogę się oprzeć. Pozwolę sobie - wreszcie! - opisać grę, spisując dosłownie anons z pudełka. Uwaga, zaczynam:
„Chcąc pomścić śmierć starszego brata, Kenai wyrusza z wioski, by odszukać i zabić niedźwiedzicę, sprawczynię tragedii. Wyprawa ta nie kończy się dla niego dobrze. Duchy Przodków zmieniają gniewnego Indianina w niedźwiedzia. Pomóż Kenaiowi w niedźwiedziej skórze odszukać miejsce, gdzie światła wędrują po ziemi, by mógł odzyskać swoją ludzką postać. Uważaj jednak, bo oto zawzięty myśliwy poluje na Kenaia ”.
Ufff, a jednak to zrobiłem!... Bez względu na to, co myślę o grze, o sprzedaży tytułu zadecyduje frekwencja dzieci w kinach (jeśli ktoś tego jeszcze nie wie, dopowiadam, że gra inspirowana jest filmem animowanym Disneya „Mój brat niedźwiedź”). Mógłbym więc teraz złamać pióro lub zalać kawą klawiaturę, ale
Nie skończę na tym jednak (choć pokusa jest silna). Pozwolę sobie na ogólną refleksję, do której niniejsza gra jest kolejnym przyczynkiem. Otóż narasta we mnie podejrzenie graniczące z pewnością, że gdyby odgórnie, po leninowsku, zakazać jakiejkolwiek reklamy gier komputerowych, ich jakość mogłaby wzrosnąć niepomiernie. Nie tylko dlatego, że zaoszczędzone, gigantyczne przecież budżety można by przeznaczyć na wydłużenie okresu produkcji i skuteczniejsze motywowanie twórców. Jeszcze ważniejsze byłoby to, że wydawcy musieliby zrezygnować z niebotycznej wręcz arogancji, która każe im wierzyć, że sprzedać można dosłownie wszystko, jeśli tylko towarzyszy temu odpowiednia promocja.
Gry o statusie dołożonych do filmu gadżetów rzadko kiedy, mówiąc oględnie, porażają jakością. Zwykle robi się je, że tak powiem, „na odwal”. Zwłaszcza gry dla dzieci, no bo przecież wiadomo, że taki kilkuletni kajtek to ani się nie poskarży, ani nie potrafi jeszcze nawet dobrze ocenić, czy się go próbuje przerobić na szaro, czy nie. W związku z tym powszechna praktyka jest taka, że odsyła się do tej roboty początkujących projektantów i programistów, budżet redukuje do minimum, a deadline wyznacza zgodnie nie z logiką, ale z wymaganiami planu marketingowego. W efekcie produkt finalny bywa przygnębiająco niedorobiony. Udanych gier dla dzieci, jak choćby świetny polski „Kangurek Kao” w obu odsłonach, nie ma wcale zbyt wiele.
Z grą „Mój brat niedźwiedź” nie jest aż tak źle - widziałem o niebo gorsze gry Disneya. Da się w niego grać, potrafi nawet sprawić dzieciom (od lat sześciu) frajdę. Trudno jednak nie zauważyć, że projektanci tej prostej zręcznościówki podążają wyłącznie przetartymi szlakami, a chciałoby się, żeby jednak coś więcej dorzucili od siebie. Poza tym, choć szanuję koncepcję, w myśl której gra dla dzieci powinna być przejrzysta graficznie, to jednak spodziewałbym się po produkcji poważnego wydawcy czegoś pod tym względem bardziej efektownego. Najbardziej jednak bolą błędy, których wcale nie jest mało - takie jak w sytuacji, gdy niedźwiadek klinuje się gdzieś na planszy, nie mogąc ruszyć ani w jedną, ani drugą stronę. Jak wytłumaczyć dziecku, że musi zaczynać od nowa?
„Mój brat niedźwiedź”
Producent: Disney
Dystrybutor: CD Projekt
Wymagania minimalne: procesor 366 MHz, 64 MB RAM, grafika 8 MB, 100 MB miejsca na dysku twardym, CD ROM 8x
Cena: 79,90 zł