Medal of Honor

Bombardowanie, zasieki, pole minowe na plaży i nieustanny ogień dziesiątków karabinów maszynowych z betonowych gniazd. 20 proc. szans na przeżycie. Nie, to nie jest słynna scena z filmu „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga. To gra komputerowa

marcindmjqtx
SKOMENTUJ

Medal of Honor

Bombardowanie, zasieki, pole minowe na plaży i nieustanny ogień dziesiątków karabinów maszynowych z betonowych gniazd. 20 proc. szans na przeżycie. Nie, to nie jest słynna scena z filmu „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga. To gra komputerowa

Medal of Honor: Allied Assault

Order za odwagę

Bombardowanie, zasieki, pole minowe na plaży i nieustanny ogień dziesiątków karabinów maszynowych z betonowych gniazd. 20 proc. szans na przeżycie. Nie, to nie jest słynna scena z filmu „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga. To gra komputerowa

Pierwszy szereg żołnierzy ogień z karabinów maszynowych skosił natychmiast po otwarciu drzwi amfibii. Pozostali brną po pas w płytkiej wodzie, potykając się o betonowe umocnienia, masakrowani nieustannym ostrzałem. Lądowanie na plaży Omaha o świcie 6 czerwca 1944 r. przeżył co piąty. Wielu nigdy nie dotarło do brzegu. Inni nie wytrzymali psychicznie - czasami można zobaczyć marines siedzących z pustym wzrokiem pod umocnieniami i kiwających się w katatonicznym rytmie.

Z kilkudziesięciu żołnierzy mojego plutonu do umocnień wroga dotarło kilku. Połowa zginęła na polu minowym, dwóch zastrzelił niemiecki karabin maszynowy. Tylko ja przeżyłem - przebiegłem pod ostrzałem, wdarłem się od tyłu do niemieckiego bunkra i wrzuciłem do środka wiązkę granatów. Ostatnich Niemców wystrzelałem z wiernego Thompsona. Karabiny maszynowe zamilkły. Droga do Normandii była otwarta. A potem dostałem medal...

No, trochę tutaj przesadzam. To nie było do końca tak - po drodze Niemcy zastrzelili mnie ze 20 razy. Kilka razy sam wszedłem na minę. A raz, wstyd się przyznać, wysadziłem się własnym granatem, a więc ten medal nie był w stu procentach zasłużony. Miałem jednak pewną przewagę nad marines lądującym na francuskiej plaży - w odróżnieniu od prawdziwych żołnierzy ja mogłem po śmierci załadować grę i zacząć zdobywanie niemieckich umocnień od początku. A nawet nie od początku, tylko od ostatniego zapisanego miejsca. Z takim bohaterem komputerowi Niemcy nie mieli żadnych szans.

Jak to na wojence ładnie...

Autorzy gry „Medal of Honor”, opartej o silnik Quake'a III strzelaniny osadzonej w realiach II wojny światowej, wcale nie ukrywają, że inspirowały ich liczne filmy wojenne - od „Szeregowca Ryana” (z niego została wyjęta - dosłownie - scena lądowania w Normandii) po różne „Parszywe Dwunastki”. Nasz bohater, niejaki porucznik Mike Powell, przechodzi kolejne kampanie na froncie zachodnim. Zaczynamy w Algierii w 1942 r., następnie przenosimy się do bazy u-bootów w Norwegii (1943), lądujemy w Normandii, a potem tropimy tam Królewskiego Tygrysa (1944), wreszcie razem z elitarnym oddziałem komandosów szturmujemy niemieckie umocnienia na linii Zygfryda (styczeń 1945). Po drodze zdobywamy kolejne medale i pochwały od przełożonych.

„Medal of Honor” to jedna z pierwszych gier komputerowych, w których wojna wygląda tak jak wojna. Albo raczej tak jak filmy wojenne, bo „Medal of Honor” to świetna dynamiczna zabawa, a nie ponura jatka. Ze starzejącego się graficznego silnika Quake'a III „wyciśnięto” tyle, ile tylko się da. Poziomy są bardzo rozległe. Przejście jednego z nich może zająć nawet kilkadziesiąt minut - chyba że ktoś jest już bardzo doświadczonym graczem. Sławne żywopłoty w Normandii (które znacznie spowolniły tempo alianckiej ofensywy) wyglądają tak jak żywopłoty - a nie jak dekoracja z dykty zrobiona przez przedszkolaki. Także ruiny budynków w zbombardowanych francuskich miastach są przynajmniej równie widowiskowe, co filmowe dekoracje - widać szyldy sklepów i hoteli, a wiatr porusza okiennicami w rozbitych oknach. Nie postarali się jedynie projektanci wnętrz - wszystkie wyglądają niemal dokładnie tak samo. Na usprawiedliwienie autorów trzeba jednak dodać, że większość czasu spędzimy na dworzu.

Oczywiście najbardziej zadbano o wyposażenie naszego komandosa. Możemy nosić tylko po jednym egzemplarzu każdego rodzaju broni - to mniej niż w typowej strzelaninie, ale znacznie więcej niż na wojnie, gdzie trudno sobie wyobrazić żołnierza trzymającego na plecach bazookę, lekki karabin maszynowy, skrzynkę z granatami, pistolet maszynowy, karabin snajperski i pistolet z tłumikiem (oraz nóż w zębach). Zwykle rozpoczynamy misję z jednym lub dwoma rodzajami broni. Ponieważ resztę można zabrać poległym żołnierzom wroga, jest okazja wypróbować również niemieckie uzbrojenie - w tym pistolet maszynowy MP40, ukochany przez realizatorów filmów wojennych (zawsze marzyłem, żeby sobie z niego postrzelać). Broń wygląda tak jak powinna - widać poruszające się zamki, wyrzucane łuski i odblaski światła na lufie.

...kiedy ułan z konia spadnie

Trzeba jednak z góry uprzedzić zarówno nastoletnich fanów wojskowopodobnych jatek, jak i przerażonych rodziców: „Medal of Honor” to nie jest realistyczny symulator wojenny, tylko zabawa, i autorzy cały czas nam o tym dyskretnie przypominają. Nie zobaczymy tam wypruwanych bebechów, którymi bezlitośnie epatował Spielberg w swoim „Szeregowcu Ryanie”. Na ekranie nie ma zresztą w ogóle krwi - niemieccy wojacy przewracają się jak plastikowe żołnierzyki (uwaga, w internecie krąży już łatka pozwalająca na „dodanie” krwawych efektów do gry).

Co więcej, każdy z żołnierzy, także niemieckich, ma odporność batalionu. Niektórzy padają dopiero po kilku celnych trafieniach. Jeszcze bardziej wytrzymały jest porucznik Powell - w zależności od poziomu trudności, jaki wybierzemy, może dziarsko walczyć nawet po dwóch bezpośrednich trafieniach pociskiem z „Tygrysa” lub serią z karabinu maszynowego. A potem wystarczy mu tylko łyk z polowej manierki i zdrowie wraca do poziomu 100 proc. (ciekawe, co on w niej ma). Tego wszystkiego wymaga mechanika gry - gdyby bohater ginął po pierwszym strzale, byłaby zwyczajnie za trudna. W rezultacie „Medal of Honor” nie ma już nic wspólnego z ponurym wojennym realizmem.

I bardzo dobrze.

Adam Leszczyński

Medal...

Producent: Electronic Arts

Dystrybutor: IM Group

Minimalne wymagania: PC Pentium II 450MHz, 128MB RAM, akcelerator grafiki trójwymiarowej z 16MB RAM

Cena: 129 zł

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne