Max Payne

Nowy Jork. Zaszczuty glina. Nic do stracenia. Max Payne rządzi. Kropka. Ostatnimi czasy zaobserwować można w naszej „piaskownicy z grami” bardzo nietypowe zjawisko. Najczęściej wpisywanym wyrazem na amerykańskich serwisach poświęconych komputerowej rozrywce jest imię typowo psie, na okładkach niemal wszystkich czasopism o grach widnieje skwaszona gęba jakiegoś mięśniaka, a informacje na jego temat są jeszcze bardziej pożądane niż zdjęcia Lary-Baloniary.

marcindmjqtx

18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:00

Max Payne

Nowy Jork. Zaszczuty glina. Nic do stracenia. Max Payne rządzi. Kropka. Ostatnimi czasy zaobserwować można w naszej „piaskownicy z grami” bardzo nietypowe zjawisko. Najczęściej wpisywanym wyrazem na amerykańskich serwisach poświęconych komputerowej rozrywce jest imię typowo psie, na okładkach niemal wszystkich czasopism o grach widnieje skwaszona gęba jakiegoś mięśniaka, a informacje na jego temat są jeszcze bardziej pożądane niż zdjęcia Lary-Baloniary.

Pisanie o grze przez niektórych od lat uznawaną za kultową do najłatwiejszych czynności nie należy. Idąc na łatwiznę można by napisać, że Max Payne jest cudowny, wystawić mu Maxymalną ocenę i zadowolić wszystkich, bez wzbudzania większych kontrowersji. Tak jednak nie zrobię, gdyż my, recenzenci, mamy w sobie coś z pinezek: żyjemy po to, by się przyczepiać. Podobnie jak niektórzy z Was, czekałem na ten tytuł prawie 1/5 mojego życia, licząc na ideał, moją startową oceną była więc dycha. Zagranie w Maxa wydawało się tylko formalnością. Czy rodzące się w ogromnych bólach dziecko „ojców Duke`a” spełniło pokładane w nim nadzieje? Cóż, programiści z 3D Realms i Remedy wiedzą jak dzieci... to znaczy gry, oczywiście, należy robić, byłem więc spokojny. I miałem rację. Na temat szału spowodowanego przez Payne`a nic więcej nie napiszę- każdy z Nas wziął w tym udział i wie, że ta gra jest bardzo ważnym krokiem ku doskonałości. A jeśli ktoś nie wie, zapraszam do lektury.Grę zaczynamy trzy lata przed teraźniejszością, czyli wracamy do dnia, kiedy żona i córka Maxa zostają zamordowane. Część ta jest króciutka i ma na celu ukazanie momentu zwrotnego w życiu bohatera, spełnia też funkcję interaktywnego wprowadzenia (właściwe intro to zbiór scen wyciętych z gry). Zaraz po tym tragicznym zdarzeniu wkraczamy w pierwszy z trzech epizodów, trzy dni przed końcem przygody. Na naszych oczach ginie najlepszy kumpel Maxa, morderca ucieka a bohater musi wszystko wyjaśnić, mszcząc rodzinę, przyjaciela i samego siebie. Gra składa się z trzech epizodów, każdy zawiera osiem, siedem lub sześć poziomów. Dodatkowo, przed każdym epizodem wracamy do chwil z przeszłości - pod wpływem narkotyku widzimy żonę wołającą o pomoc, mordercę, nasz dom, powykrzywiane korytarze i wyginające się przedmioty - jednym słowem widzimy to, czego normalnie nie moglibyśmy zobaczyć. Muszę przyznać, że chwile transów Maxa są bardzo psychodeliczne - w jednej ze scen naszym głównym wrogiem będzie... Max Payne, krzyczący: „Ty morderco!!!”. Jedynym zastrzeżeniem jest bieganie po labiryntach, albo skakanie po cieniutkich zwojach- szukanie drogi na haju wyprowadzi z równowagi nawet wytrawnego gracza, tym bardziej, że wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Dobrze, że takie momenty pojawiają się tylko kilka razy w całej grze.Fabuła Payne`a jest bardzo ciekawa; nie odraża infantylizmem, próżnością czy nierealnością. Mimo, że jest deczko naciągnięta, potrafi mocno zassać - prawie jak dobra książka. Oprócz wątku głównego, czyli pokonania mafii i udowodnienia swej niewinności, prześledzimy wiele spraw niezwiązanych bezpośrednio z fabułą- zostaniemy zamieszani w sprawę narkotyku Valkyr, którego sami zresztą spróbujemy, dowiemy się o projekcie Valhalla (ach, ta popularność:)), okaże się także kto zdradził, a kto okazał się naszym sprzymierzeńcem. Generalnie rzecz biorąc, historia nie sprawia wrażenia przykrywki do samej istoty gry, czyli do młócki w najczystszej formie.

"Nie jestem jakimś Supermanem”

Max Payne jest typową grą Third Person Perpective, przypominającą TR, MDK czy Alice. Nie ma tu zupełnie nic nowatorskiego - wciąż biegamy, skaczemy, otwieramy drzwi i strzelamy. Ważniejsze jest jednak to, kim kierujemy, a tu omawiany produkt jest w ścisłej czołówce. Max Payne to wspaniale przemyślana, charyzmatyczna postać ze swoimi własnymi poglądami, charakterem i poczuciem humoru. Ta ostatnia cecha jest wprawdzie nieco ukryta, albowiem Max sprawia wrażenie śmiertelnie poważnego, widać, że zemsta dla niego naprawdę wiele znaczy. Mimo to, nie raz zdarzają się sytuacje, w których rzuca on krótki, aczkolwiek rzeczowy komentarz w stylu Księcia Nukema. Przykład? Proszę bardzo. Jadę sobie windą, atmosfera diablo poważna, aż czuć, że zaraz coś się wydarzy. Nagle z głośnika rozbrzmiewa jakaś odpustowa, drażniąca muzyczka, więc namierzam źródło dżwięku i krótką serią ją uciszam, a Max w tym momencie sączy ironiczne "Thank You”. Takie akcje potrafią w niewyobrażalny sposób rozładować atmosferę i sprawić, że pokochamy Payne`a jak mało którą wirtualną postać. Ubiór i wygląd Maxa też nie pozostawiają wiele do życzenia- kurtka fantastycznie trzepocze się we wszystkie strony (nawet Nocturne wysiada), a kolorowa koszula jest wręcz piękna- już zacząłem takiej szukać. Nie wiem tylko dlaczego twarz bohatera jest niemal cały czas skwaszona, jakby zjadł on pięć kilo cytryn, a usta prawie wcale się nie otwierają. Może Max przyjechał do Polski, dostał w michę, bo nie był za Legią, stracił zęby i się wstydzi? Szkoda też, że Payne nie ma Matrixowych okularów, a w zamian za to nosi badziewne mokasyny. Jak by jednak nie patrzeć, jest to jedna z wyraźniejszych i ostro zarysowanych postaci w historii gier komputerowych. Niestety Maksio nie potrafi łapać się krawędzi, chodzić na kuckach, wspinać po drabinie czy prowadzić pojazdów. Nie przeszkadza to jednak zbytnio, albowiem poziomy są tak przygotowane, aby tych ograniczeń nie zauważyć. I jeszcze jedno: skoro twórcy tak bardzo wzorowali się na Matrixie, czemu nie nauczyli Maxa żadnego stylu walki? Postać, którą kierujemy jest za to mistrzem w strzelaniu podczas lotu - El Mariachi to przy nim przedszkolaczek z pistoletami na wodę.

Szkoda, że Lara nie żyje, bo nadszedł mężczyzna z prawdziwego zdarzenia.

Elementem, który wyróżnia Maxa Payne`a od setek produktów tego typu jest nowatorskie przedstawienie akcji. Nie chodzi mi bynajmniej o ustawienie kamery, lecz o sam sposób, w jaki nasz przyjaciel rozprawia się z komputerowymi przeciwnikami. Zapomnij o drętwym jak osikowy kołek naparzaniu we wszystko z miejsca w stylu MDK czy nawet Tomb Raidera. Jeśli będziesz chciał rozprawić się z oponentem na wyprostowanych nogach, dostaniesz kulkę szybciej niż Ci się wydaje. Tylko umiejętne stosowanie uników i opcji Bullet - Time umożliwi pokonanie nawet dziesięciu żołnierzy naraz. Jeśli będziesz sprytny, ustawisz się między dwoma przeciwnikami i w odpowiednim momencie odskoczysz w tył, likwidując ich bez naciskania spustu. Czasem jednak takiej możliwości nie ma, trzeba więc wyskakiwać zza przeszkody, w locie wyładować jak najwięcej pocisków i wylądować za jakimś schronem, co by Nas za szybko nie namierzyli. Akcje są naprawdę piękne, szczególnie przypadło mi do gustu skakanie do tyłu z wyższej platformy na niższą; kto oglądał Desperado, ten wie, co mam na myśli. Po uaktywnieniu Bullet - Time`a wszystko zwalnia, widać pojedyncze pociski, a my mamy więcej czasu na precyzyjne kierowanie bronią. Wprawdzie w trybie spowolnienia czasu postaci poruszają się nieproporcjonalnie szybko do pocisków, jednak jaką mieli byśmy radochę z patrzenia, jak kule świszczą, a reszta stoi niemal bez ruchu? Neo był szybszy od pocisków, jednak Max wybrańcem nie jest i nie będzie, powinien się więc poruszać się jak na człowieka przystało. Trybu Bullet - Time jest ograniczony czasowo, jednak „odnawia się” po efektownych morderstwach przeciwników. Mnie podczas rozgrywki nie zdarzyło się, aby tej opcji zabrakło, a stosowałem go podczas niemal każdej potyczki. Dostęp do tego trybu powinien być zdecydowanie bardziej ograniczony, gdyż mimo swojej efektowności sprawia, że rozgrywka staje się po prostu zbyt łatwa. Producent obiecywał nam możliwość powtarzania dowolnej sceny, umieszczając kamerę gdzie nam się żywnie spodoba. I tu szok - żadnych replayów nie ma, a jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić, jest wciśnięcie pauzy. Wszystko wtedy się zatrzymuje, a kamera krąży wokół Maxa, ukazując go w najdziwniejszych pozycjach. Szkoda, że nie można zmienić obiektu, wokół którego obracałaby się kamera. Za to podczas efektownego postrzelenia jakiejś postaci kamera niczym w Devil Inside kręci się w zwolnionym tempie wokół ofiary, co wygląda całkiem nieżle. Nie będę jednak ukrywał, że możliwość włączenia powtórki ostatniej akcji zwiększyłaby w dużym stopniu atrakcyjność gry. Obiecywano bombonierkę, poczęstowano czekoladką. Max Payne to wbrew pozorom nie tylko akcja, lecz także zagadki. Czasem trzeba będzie skorzystać z pomocy naukowca, który otworzy Ci drzwi, jego śmierć będzie więc równoważna z Twoją porażką. Innym razem poszukasz klucza lub PIN-u do drzwi, powłóczysz się po labiryntach i pogłówkujesz nad kilkoma mniej lub bardziej logicznymi zagadkami. Rozwiązuje się je z biegu, gdyż nie zastanawiasz się nad tym, co masz zrobić, lecz w jaki sposób i zazwyczaj odpowiedź przychodzi sama. Niski poziom skomplikowania zadań wprawdzie podtrzymuje dynamikę gry, myślę jednak, że trochę bardziej wysublimowane problemy byłyby miło widziane i na pewno przedłużyłyby żywotność produktu. Jeśli mimo to ktoś z Was będzie miał kłopoty, niech śmiało pisze, spróbuję pomóc.

Piękna bestia

Doszliśmy do miejsca, w którym wypada napisać parę słów na temat oprawy graficznej programu. Mógłbym ją pominąć, zalecając tylko rzucenie okiem na zdjęcia. Tak rzeczywiście wygląda gra Max Payne. Wszystkie screeny, które widzieliście, są scenami w których osobiście będziecie mieli (lub miały - kobiety też powinny zagrać w Maxa, Bradem Pittem może on nie jest, ale na pewno spełni Wasze oczekiwania :) ) okazję się znaleźć. Przytłacza tu głównie szczegółowość - ogień i dym buchające z luf, fotorealistyczne twarze modeli, tynk lecący z podziurawionych ścian, wióry strzelające we wszystkie kierunki podczas jatki w pokojach z meblami, puste łuski leżące na ziemi oraz wiele innych detali, na widok których szczęka spadnie do sąsiada trzy piętra niżej. Zastrzeżenia mam jedynie do wody, która jest brzydka jak noc polarna, oraz do luster, które są porozbijane, gdyż stanowiłyby zbyt duże obciążenie dla silnika. Nie mogę też zrozumieć, dlaczego na ciałach postaci nie ma żadnych śladów po kulach ani jakichkolwiek innych ran. Skoro Kingpin tak dobrze sobie z tym radził, Max na pewno nie powinien być gorszy. Odnoszę wrażenie, jakby twórcy zatrzymali się w połowie drogi, nie wypruwając ze swojego cudeńka wszystkich flaków. Dobrze, że przynajmniej krew jest całkiem niezła i można nią pomalować dosłownie wszystko. Chciałbym jednak zobaczyć w zwolnionym tempie, jak właśnie odstrzeliłem przeciwnkowi głowę, albo oderwałem kończynę, tak jak to robiłem chociażby w Devil Inside czy Die by the Sword. Może w Max Payne 2?Animacja gry jest bardzo dobra. Max biega jak na człowieka przystało, skacze też w miarę realistycznie, a przeciwnicy są doskonałymi wręcz aktorami. Umierają na bardzo różne sposoby; czasem zakręcają się na pięcie, poczym spadają ze schodów, zakrywają cięższą o kilka gramów twarz, innym razem odrzuca ich na parę metrów pod wpływem strzału z obrzyna przyjętego na klatę. Zabijanie sprawia prawdziwą satysfakcję. Scenerie są doskonałe. O ile tereny otwarte nie są niczym szczególnym, to wszelkie pomieszczenia z dachem są istnym majstersztykiem. Bardzo dobrze przemyślana architektura, urozmaicony wystrój i mnóstwo detali sprawiają, że efektowne strzelaniny są na porządku dziennym. Jedynym ograniczeniem w walce z przeciwnikiem jest tylko i wyłącznie Twoja wyobrażnia; im kreatywniej myślimy, tym efektowniejsze akcje przychodzi nam oglądać. Zaprojektowane pomieszczenia pozwalają na takie cuda, że głowa mała, szkoda tylko, że nie można strzelać przez drzwi, jak w No One Lives Forever. Nie ważne, że wywaliłeś jopę wielkości głowy - widać tylko czarną dziurę, przez którą pociski nie przelatują (może wpadają w dziurę czasoprzestrzenną i lądują w średniowieczu?).Nie mogę też przemilczeć niezwykłych przerywników - nie są to ani renderowane filmiki, ani scenki oparte na silniku gry. Mamy tu do czynienia z czymś zupełnie świeżym i oryginalnym - z komiksem (oj, oryginalne to to nie jest - RooS). Przyznam szczerze, że na początku taka forma przedstawiania fabuły wydawała mi się bardzo wątpliwa, bo co to za komiks, który nie pachnie farbą, albo którego nie da się podrzeć? Szybko jednak się do tego przyzwyczaiłem, tym bardziej, że rysunki są bardzo ładne. Nie przypominają tych, z klasycznych komiksów; wyglądają raczej, jakby malowane były pastelami, co sprawia dobre wrażenie estetyczne. Niektóre sceny są genialne, biją na głowę nawet LOBO. Przerywniki można dowolnie przewijać i wyłączać, polecam jednak ich lekturę, bo są dobrze zaprojektowane i w bezbolesny sposób przybliżają graczowi fabułę gry.

Spuść wodę w sedesie

Zabijanie w Maxie (nie mylić z Maximem!!!) nie byłoby emocjonujące, gdyby nie pokażna ilość spluw do tego przeznaczonych. Tradycyjnie już możemy przygrzmocić komuś łomem, jest też bejzbol, który w pewnym momencie będzie naszą jedyną bronią. Są wreszcie pistolety - Beretty, można grzać z dwóch na raz, Desert Eagle, dwa shotguny; jeden tak wielki, że możnaby nim powalić bizona w kamizelce kuloodpornej, drugi bardziej "ludzki”, w stylu Desperado. Są wreszcie podwójne Ingramy, rozpoznawane na giełdzie jako Uzi, znany z Tomb Raidera 3 M16, z którego usług, szczególnie w epizodzie trzecim, korzystać będziesz nagminnie. Mamy także snajperkę - broń o tyle genialną, że po wystrzale kamera umieszczona zostaje za pociskiem, odprowadzając go aż do celu. Na uwagę zasługują jeszcze granaty, bo koktajle mołotowa sieją tak małe zniszczenie, że służyć bardziej mogą do podpalania papierosów, a nie mordowania żołnierzy. Chociaż, prawdę mówiąc, przeciwnicy palą się jak suche drewno i aż miło patrzeć, jak zwęglają się w agonii i przedśmiertnych drgawkach.Zanim jednak wyruszysz na łowy, wiedz, że Twoi wrogowie nie będą nadstawiać tyłka prosząc, abyś ich nafaszerował ołowiem, o nie!!! Sztuczna inteligencja jest bardzo zaawansowana; nieraz komputer zaskoczył mnie atakiem od tyłu, wysoczył zza filaru czy zgrabnie strafe`ował na lewo i prawo. O ile przeciwnicy, którzy się Ciebie nie spodziewają potrafią się pogubić, to już w póżniejszych momentach rozgrywki, kiedy wszystkie stacje radiowe i telewizyjne trąbią o Tobie, jak o Charlie Mansonie w latach siedemdziesiątych, jest już naprawdę trudno. Wystarczy, że pokażesz się w drzwiach, aby w Twoją stronę poleciała seria z M16 albo granacik, który rozerwie Cię do końca życia. Zdarzały się podczas walki momenty, w których nie mogłem uwierzyć, że gram z komputerem, a ostatnio przytrafiło mi się to dość dawno temu, w czasach Unreala. Komputerowe postaci przewracają stoły, półki i inne obiekty, za którymi mogłyby przeżyć przynajmniej parę sekund dłużej, a jeśli takowych nie ma, wskakują za samochody i czekają, aż wystawicie swą skwaszoną gębę. Miałem też niewątpliwą przyjemność przeżyć coś, czego jeszcze nigdy w grze komputerowej nie widziałem. Otóż rzuciłem w przeciwnika granatem i nie byłoby się czym ekscytować, gdyby nie fakt, że dostał on owym przedmiotem w głowę, upadł na ziemię i zaczął przeklinać w cały świat. Ale najlepsze było potem. Wstał, i nie zważając na nic zaczął "tego czegoś” szukać. Szkoda, że granat wybuchł mu prosto w twarz, bo bardzo ciekawiło mnie, co by z nim zrobił. Doprawdy, imponująco to wyglądało. Inna scena: wjeżdżam windą do pomieszczenia i widzę dwóch gadających o swoich żonach gostków. Dostrzegają mnie, więc się chowam za rogiem. Nagle słyszę "To Max Payne! Idź po niego!”, "Nie, Ty idź!!!” - jednym słowem, czekają, jak na reklamie, aż Frugo samo do nich przyjdzie. No i przyszło, poczęstowało po kulce, ale śmiesznie było. Takich nieprzewidywalnych akcji jest w grze od groma, na nudę więc narzekać nie można. Kolejną cechą wartą wzmianki jest interakcja z otoczeniem. Zdemolować można wszystko: ściany (wspaniale wyglądają dziury, szczególnie na kafelkach), meble, telewizory, lampy, szyby i wszystko inne, co wpadnie Ci w oczy. Wiele przedmiotów można też użyć - włączyć światło, obejrzeć TV (czasem trafi się niezły serial brazylijski), posłuchać radia, odkręcić prysznic i spuścić wodę w kiblu. Jest jednak jedno ograniczenie, które bardzo mnie drażniło. Jak wspomniałem wsześniej, przeciwnicy mogą przewracać przedmioty, nie rozumiem więc dlaczego nie mogę tego robić ja. Krzesła nigdy nie przesuniesz, nawet podrzucając pod nie granat czy strzelając z shotguna. No cóż, pewnie przeciwnicy poprzyklejali je poxipolem (albo Atlasem, Tamdaradej - RooS) i nic ich już nie ruszy.

Przecież to mi nie pójdzie!

Dźwięk gry jest rewelacyjny. Każdy odgłos, wystrzał, kroki czy szmer zostały bardzo dobrze nagrane, jednak do tego przyzwyczaiły nas już inne produkty. Wyjątkowy jest natomiast dubbing. Miałem okazję przetestować oryginalną, angielską wersję Maxa i muszę powiedzieć, że przed polskim zespołem polonizującym grę stoi prawdziwe wyzwanie. Głos głównego bohatera jest w miarę przyzwoicie dobrany, aktor ma problemy tylko z kwestami wymagającymi wyrażenia głębszych uczuć, jak np. rozpaczy. Ciekawe jak Radosław Pazura z tego wybrnie? Natomiast aktor podkładający głos sub-bossowi Lupino jest wręcz niesamowity; wczuwa się w rolę jak mało kto, krzyczy, wrzeszczy i jęczy, jak na psychola i zboczeńca przystało. Ciekawy jest też dubbing żony Maxa. Mimo, że jej jedyne kwestie to krzyki o pomoc, są jednak bardzo sugestywne i potrafią porządnie przerazić. Reszta postaci nie wyróżnia się, choć są solidnie przygotowane. Pozostaje jeszcze bardzo sporna kwestia muzyki. Z jednej strony mamy dynamiczne, ostre jak żyleta utworki włączające się podczas większych strzelanin, z drugiej zaś brakuje klimatycznych, Matrixowych ścieżek podczas zasuwania po dużych lokacjach. Generalnie rzecz ujmując, muzyka zdecydowanie zwiększa wartość gry, znacznie urozmaica walki i sprawia, że aż głupio jest zdjąc palec ze spustu.Patrząc na screeny i czytając to, co tu napisałem myślisz pewnie, drogi Czytelniku, że Max Payne to gra nie na Twój sprzęt. Z przykrością stwierdzam, że w większości przypadków tak właśnie będzie. Na Celeronie 800MHz ze 128MB i GeForcem 2MX w rozdziałce 800x600 i maksymalnych detalach gra chodziła jak Korzeniowski na Mistrzostwach Świata, wiem jednak, że mało kto dysponuje takim zestawem. Na PII 300 z 64MB i TnT nie dało się praktycznie grać. Twórcy podają minimalne wymagania jako P450, 96MB i 16MB karta graficzna, np. TnT2 i myślę, że rzeczywiście poniżej tego sprzętu nie warto schodzić. Poza tym, możliwośći konfiguracji grafiki są bardzo duże, tak więc każdy dopasuje szczegółowość obrazu do posiadanego peceta. Do tej pory wyrażałem się na temat Maxa w niemal samych superlatywach, wychwalając go pod niebiosa. Czas jednak wyjawić światu największą wadę omawianego produktu. Grywalność Payne`a jest nieziemska; jak już usiądziesz przed monitorem, świat Maxa zassa Cię na dobre. Nie byłoby w tym nic złego, bo to w końcu o to chodzi, jednak wszystko obraca się o 180 stopni, kiedy po niecałych dwóch dniach grania okazuje się, że to już koniec. Odkrywają się wprawdzie nowe tryby (gra na czas, wyższy poziom trudności), nie będę jednak ukrywał, że po czterech latach czekania liczyłem na coś więcej. Po tygodniu wszystko, co oferuje Max Payne znika, pozostaje tylko pustka i niedosyt.Pora na małe podsumowanie. Max Payne to gra typowo "filmowa”. Fabuła niczym w "Godzinie Zemsty”, efekty "Matrixa”, walka przywodząca na myśl "Desperado” i główny bohater przypominający glinę z "Siedem”. Taka wybuchowa mieszanka przeniesiona na komputery osobiste wróży tylko jedno - sukces. I bardzo dobrze, bo Max Payne, oprócz nie do końca wykorzystanego silnika i długości gry nie posiada praktycznie żadnych wad. Jest to jedna z najbardziej solidnych gier w historii, gdzie żaden element nie jest gorszy od innego. Poza tym, wywołał we mnie to trudne do określenia uczucie zaskoczenia zmieszanego z podnieceniem i niedowierzaniem, a to zrobiła kiedyś ze mną tylko jedna gra. Tomb Raider. W Maxa Payne`a trzeba zagrać, gdyż jest to jeden z ważniejszych kroków postawionych ku doskonałości. A poza tym, dobitnie udowadnia, że krótkie także potrafi sprawiać mnóstwo satysfakcji...

MaciejFrączyk

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.