Materiał z gier w reklamie nowej konsoli został doklejony w postprodukcji. Zróbmy awanturę!
A może niektórzy szukają dziury w całym?
25.10.2016 | aktual.: 25.10.2016 14:56
Chyba już każdy, kto miał zobaczyć zapowiedź Switcha, zrobił to co najmniej kilkukrotnie. Licznik filmiku na YouTubie zauważalnie wyhamował po przekroczeniu siedemnastu milionów wyświetleń. Szkody są wyrządzone, nawet Paweł popełnił warty rzucenia okiem tekst o tym, jak nowe Nintendo może zastąpić mu zakurzoną Vitę. Myślałem, że dość jasne jest założenie tej reklamy - wstępne zainteresowanie wszystkich tematem, krótkie pokazanie idei, jaką kierować się będzie od teraz gigant z Kioto. A jednak niektórzy dalej węszą. I szukają kontrowersji tam, gdzie jej nie ma. No ale jesteśmy w Internecie, więc nie powinienem w sumie być tak zdziwiony.
Jak donosi Eurogamer, pierwsze ziarenko niepewności zasiał znany z Twitcha streamer Dickhiskhan, który wystąpił w ostatniej scenie zwiastuna, tej ze Splatoonem na esportowej arenie. Ujęcie to zostało nagrane ze sztucznymi wydmuszkami Switcha, nie zaś działającymi konsolami. Obraz z gry został do niego dołożony w postprodukcji. Aktorzy wcześniej popykali w oryginał z Wii U, żeby zrozumieć podstawy sterowania, które mieli imitować na otrzymanym modelu. O nazwie konsoli dowiedzieli się na chwilę przed rozpoczęciem zdjęć. Czyli w połowie września. Ciekawe, jaka kara wisiała nad osobami, które zagrały w zwiastunie, skoro przez ponad miesiąc nikt nie puścił pary z ust.
Internauci zaczęli doszukiwać się później kolejnych dowodów komputerowo doklejonej "magii Nintendo". Zobaczcie na przykład powyższą stopklatkę - ewidentnie widać, że prawy dolny róg ekranu (z nowym Mario na chodzie!) "wyjeżdża" poza swój teren, aż na rękawek zafascynowanej pustym ekranem aktorki. Znając skłonności siecowego społeczeństwa do zwalniania każdego badanego materiału, jestem trochę zdziwiony, że Nintendo dopuściło do tak ewidentnej wpadki. Której, rzecz jasna, ja nigdy w życiu bym nie zauważył.
Jedno odkrycie szczególnie zasługuje na wzmiankę. Przecież to oczywiste, że chłopak z początku filmiku gra w "nic" (a nie jakieś The Legend of Zelda: Breath of the Wild) - w jego oczach odbija się wyłączona konsola. Mózg roz...kopany.
Eurogamer poprosił Nintendo o komentarz w sprawie produkcji rzeczonego materiału wideo. "Chodzi w nim o wyjaśnienie, w jaki sposób działa konsola Switcha. Chcieliśmy pokazać, że Switch reprezentuje nową erą konsol stacjonarnych, dodaje mobilność sprzętów przenośnych do typowego urządzenia domowego. W swoim czasie, przed marcową premierą, będziemy mówić o następnych szczegółach: dokładnej dacie oraz, oczywiście, dostępnych grach. Nie powinniście oczekiwać, by to, co widzicie w filmie, reprezentowało już autentyczny gameplay; kolejne informacje zostaną ujawnione później" - odpisał rzecznik medialny angielskiego oddziału firmy.
Zanim napiszecie, że "nastąpiła zdrada i kłamstwo wierutne", zastanówmy się, ile reklam w telewizji pokazuje reklamowany produkt w naturalny sposób. Czy aby na pewno czyste ekrany smartfonów bez żadnych zakłóceń, perfekcyjne paczki chipsów lub idealny, nieosiągalny BigMac w łapach wesołej ekipki to przypadkowa perfekcja, a nie efekt kilku łatwych poprawek na komputerze. Wiadomo, że to nie były ostateczne wersje zapowiedzianych produkcji: Breath of the Wild chodziło z buildu z Wii U, Mario wygląda nadal jak wersja alfa, a Splatoon czy Mario Kart to na razie podretuszowane wersje z poprzedniej konsoli Nintendo. Do premiery mają nadal pięć miesięcy, wiadomo, że w tym czasie spróbują jeszcze różne cuda zrobić z tym grami. Nie wiadomo nawet, które będą towarzyszyły Switchowi w dniu narodzin.
Poza tym wystarczy przeczytać krótką notkę na końcu filmiku. "Materiał z gier nieukończony, grafika i zawartość mogą ulec zmianie". Awanturka wydaje mi się zupełnie nietrafiona.
Adam Piechota