L.A. Noire - dodatkowe sprawy i dochodzenia
L.A. Noire pozostawiło zbyt wiele nierozstrzygniętych wątków, abym mógł być usatysfakcjonowany podczas oglądania napisów końcowych. Postanowiłem sięgnąć po dodatki i sprawdzić, czy Team Bondi udało się postawić kropkę nad i.
Choć było to problemem już wcześniej, to chyba właśnie od czasów niesławnych dodatków do Assassin's Creed 2 widać jak twórcy balansują pomiędzy uzupełnianiem głównej linii fabularnej, a poszerzaniem jej o nowe wątki. W pierwszym przypadku często podnoszą się głosy, że próbują zarobić na czymś, co zostało "sztucznie" wyjęte z gry i jako takie się graczom należy. W drugim, wystrzeliwują się z pomysłów, które mogliby zawrzeć w ewentualnych sequelu.
Opowiedziana w L.A. Noire historia pełna jest tak wielu niedopowiedzeń, urwanych wątków, dziwacznych skrótów, że grając ciągle odnosiłem wrażenie, że coś zostało wycięte, czy to z powodu kosztów, czy chęci zarobienia na dodatkach. Zagryzając więc zęby sięgnąłem po portfel w nadziei, że może wreszcie dowiem się, co tak naprawdę Cole Phelps ma w głowie. Stety lub niestety, przygotowane przez Team Bondi dodatki nie wyjaśniają w głównym wątku niczego.
Zwarta czwórka A Slip of the Tongue, The Naked City, Nicholson Electroplating, Reefer Madness to po prostu cztery nowe sprawy do wydziałów w jakich na przestrzeni swojej kariery znalazł się Phelps. Odpowiednio: drogówki, narkotykowego, podpaleń i narkotykowego. Zostały one wykonane na tym samym poziomie co dochodzenia zawarte w podstawowej wersji L.A. Noire, i biorąc pod uwagę termin ich wydania - stworzono je podczas głównych prac nad grą.
Gdybym miał wybierać najciekawszą, to podobnie jak Tetrael na swoim blogu, wahałbym się pomiędzy The Naked City i Nicholson Electroplating. Są to długie, zróżnicowane dochodzenia, nie do końca oczywiste, po prostu wciągające. Pierwsze to typowa historia o dziewczynie, która przyjechała do Holywood z marzeniami, a wyjeżdża w plastikowym worku. W drugiej natomiast ciekawie przebrzmiewają echa rodzącej się Zimnej Wojny i histerii, która już za kilka lat przemieni się w makkartyzm.
W Reefer Madness najwięcej jest strzelania, jak to zwykle w przypadku walki z gangami narkotykowymi, ale strzelaniny nie są w L.A. Noire szczególnie ekscytujące. A Slip of the Tongue nie zapisał się w mojej pamięci niczym specjalnym, po prostu rozpracowujemy szajkę złodziei samochodów.
Wiele osób narzekało, że jak na grę przygodową, w L.A. Noire nie ma zbyt wielu okazji do wytężenia szarych komórek. Owszem, główną "łamigłówką" w perypetiach Phelpsa są przesłuchania, ale trochę urozmaicenia by nie zaszkodziło. Brakowało mi sekwencji w stylu przestaw-naciśnij-pociągnij-odgadnij o co chodziło autorom, jak w starych przygodówkach. Pamiętacie, ile nerwów zniszczyły fleciki przy drzwiach z Neverhooda? No właśnie.
W podstawowej wersji gry, jeśli mnie pamięć nie myli, były dwie tego typu sekwencje: z układaniem rur i badaniem w laboratorium pewnej metody podpalenia. W dodatkach, jeśli spojrzymy na nie jako całość, tego rodzaju elementy pojawiają się aż trzy razy! Nie są one szczególnie trudne, ale są i urozmaicają dochodzenia w ciekawszy sposób niż kolejne pościgi lub strzelaniny.
Kupić? Nie kupić? Żaden z czterech dodatków nie jest wart pełnych 14 złotych (kupowałem je za pośrednictwem PlayStation Network) przy zakupie "od sztuki". Jednakże w formie zestawu Rockstar Pass, o wartości 34 złotych, jest to już całkiem rozsądna inwestycja. Jeśli oczywiście polubiliście L.A. Noire na tyle, aby przejść całość. Jeżeli gra Was znudziła, to te dodatki raczej nie mają w sobie nic, co mogłoby ponownie przekonać.
Cotygodniowe wypuszczanie dodatków pokazało jednak, że w produkcji Team Bondai drzemie ogromny potencjał "serialowy". Strasznie przyjemnie było co środę wrócić przed konsolę i pomóc Phelpsowi rozwiązać kolejną sprawę. Nie wiem jak długo by trwało, zanim zacząłbym się domagać, aby jednak jakaś fabuła powiązała te oderwane od siebie odcinki, ale jest to eksperyment wart powtórzenia przy następnej tego typu grze.
Konrad Hildebrand
--
Nowe sprawy do L.A. Noire jak I Undead Nightmare do RDR warte są tych niewielkich pieniędzy bo niosą ze sobą wiele wartości dodanej i godzin rozrywki -> przeczytaj opinię Tetraela