Konsol przenośnych żałobny rapsod
Ostatnie gwoździe do trumny kieszonsolek, czyli dlaczego najlepsza przenośna konsola to obecnie pecet.
Życie czasami wyprzedza najdziksze pomysły publicystów. I nie, nie mówię tu o polskiej polityce.
Jakiś czas temu naszło mnie przemyślenie, że najlepszą platformą do grania w podróży stało się dla mnie PC, a dokładniej - laptop. Oczywiście dla zadanej wartości “podróży”: w moim przypadku najczęstszym przypadkiem nie są przejazdy komunikacją miejską, ale wyjazd służbowy, gdzie sporo czasu spędzam na lotniskach, w samolotach i w hotelach. Druga opcja to wypady do rodziny w innych miastach, dokąd podróżuję pociągami i śpię w pokojach gościnnych.
Jeszcze parę lat temu w identycznych okolicznościach grałem głównie na PSP, oszukując w ten sposób czas i odzyskując na granie długie godziny spędzone w PKP, przelotach transatlantyckich i w poczekalniach lotnisk. Cytując klasyka:
Na przykład jako fanboy Nintendo?
Jako fanboy raczej nie, ale w ostatnich latach rolę przenośnej platformy do grania przejęły u mnie laptopy: drobniutki służbowy Dell (konkretnie: Latitude E7250), nieco już toporny MacBook Pro z 2009 roku i niedawno kupiony potężny ASUS z serii Republic of Gamers (GL502VM, czyli z GeForce GTX 1060). Zasady są proste: wyjazd pracowy to komputer służbowy, wyjazd prywatny to któryś z własnych laptopów, starszy lub nowszy, w zależności od tego jakie szanse są na jego uszkodzenie lub stratę (czynniki ryzyka: dzieci, zwierzęta, współpasażerowie, w tej właśnie kolejności). Żadnej z klasycznych kieszonsolek nie zabieram już jednak ze sobą, nawet uzupełniająco.
Podkreślę tu, że nie jestem uprzedzony do konceptu konsol przenośnych - wprost przeciwnie, uwielbiam je. Moim pierwszym obiektem pożądania był oryginalny Game Boy, którego (zbyt) wiele lat później rodzice sprezentowali mojemu bratu. Po dekadzie grania kupiliśmy wspólnie Game Boya Advance, po czym już jako dorosły nabyłem GBA SP, setki godzin wykręciłem na PSP, mam Vitę i 3DS-a, przez jakiś czas byłem też posiadaczem DSi XL. Dla dzieciaka wychowanego na ośmiobitowcach w latach osiemdziesiątych jest coś niesamowitego gdy w kieszeni mieści się cały kosmos fantastycznych gier.
A mimo to nie biorę ich już w podróż. W bagażu podręcznym to kolejny kawałek elektroniki z którego trzeba się spowiadać przy rozlicznych kontrolach, wyjmować, przekładać. Do tego ograniczony czas pracy na bateriach, co oznacza ładowarkę lub kolejny kabel do powerbanku. Szkoda zachodu. Zresztą po co brać konsolkę ze sobą, skoro i tak podróżuję z laptopem i telefonem? Na każdym z nich mam oddzielny zestaw zabijaczy czasu, który w dodatku w mniejszym lub większym zakresie pokrywa się z tym co zaoferować mogą mi konsolki. Moje ulubione gry na Vicie to między innymi Hotline Miami 1 i 2, Swapper, Rayman, Risk of Rain, Bastion, Proteus, Another World Anniversary Edition - a te mam też na laptopach, bo nie mają prawie żadnych wymagań sprzętowych. W zasadzie zatem tylko dla exclusive’ów, a tych na Vicie jest niewiele, w dodatku większość z nich już przeszedłem… Do niedawna powodem mogło być jeszcze streamowanie grania na PS4 (z domu do hotelu), ale od czasu jak to samo można zrobić aplikacją na PC ten powód także obumarł. Przez chwilę na korzyść Vity przemawiały Cross-Buy i Cross-Save, ale od kiedy Steam synchronizuje save’y przez chmurę, dzięki czemu tę samą grę mogę kontynuować na różnych komputerach, również nie jest to nic wyjątkowego.
Dla większości ludzi z podobnych względów najlepszą konsolą przenośną będzie telefon. Mamy je zawsze przy sobie, ich możliwości ciągle rosną, paleta dostępnych gier jest olbrzymia, nawet jeśli ignorować tony śmieci zagracające sklepy Apple’a i Androida. Ja jednak jestem fetyszystą klawiatury, wychowałem się na sprzętach z fizycznymi przyciskami i brak tychże w telefonach dyskwalifikuje je w moich oczach. Do tego dużo piszę, więc komórka stanowi dla mnie wystarczającą alternatywę na krótkie podróże i poczekalnię u lekarza. Na dłuższy wyjazd - tylko pecet z klawiaturą.
A w co grałem w rozjazdach przez ostatnie lata, na lądzie i w powietrzu? Najbardziej wciągnęły mnie quasi-rogaliki: Faster Than Light, przez które o mało nie zawaliłem branżowego szkolenia, oraz Darkest Dungeon, co jest formą zaawansowanego masochizmu, bo bardzo przypomina mi zarządzanie zespołami IT, czym zajmuję się na co dzień. Do uczucia zagubienia w podróży znakomicie pasowały kolejne epizody Kentucky Route Zero, pochłaniane w różnych krajach i strefach czasowych. W kategorii zręcznościówek natomiast palmę pierwszeństwa dzierży piekielnie uzależniające Downwell. Jakiś malkontent mógłby powiedzieć, że to są proste wizualnie gry w 2D lub nieskomplikowanym 3D - racja, grafika nigdy nie była dla mnie najważniejsza. Co powiedziawszy, na służbowym Dellu ograłem też Portal i Dragon Age: Origins z dodatkami, zaś z rzeczy nowszych Inside. Natomiast na prywatnym ASUS-ie również Wiedźmina 3, X-COM 2 i najnowsze Dark Souls, czyli świeże tytuły z najwyższej półki AAA.
Otóż dlatego, że choć zjawisko nie jest niczym nowym, to efekty są spektakularne. Gry do których jeszcze niedawno potrzebowałbym stacjonarnej konsoli lub peceta, teraz chodzą na maleństwie o dwunastocalowym ekranie i wadze około kilograma. Współczesne gry AAA śmigają w FullHD i najwyższych detalach na piętnastocalowym laptopie ważącym poniżej dwóch kilogramów. A jeśli dla kogoś to jeszcze nie jest nic specjalnego i chciałby przypomnieć że kieszonsolki ważą mniej i mają typowo growe kontrolery? Poznajcie GPD Win: jest to trzystugramowa hybryda tableta, laptopa, dwóch rodzajów padów (kompatybilne ze standardami Microsoftu i Sony) wyposażona w ekran HD 5.5 cala, procesor Intel, Windows 10 i parametry pozwalające na granie i emulowanie na poziomie gdzieś pomiędzy dwoma wymienionymi wyżej “dużymi” laptopami. Batman: Arkham Asylum w 720p i trzydziestu klatkach na sekundę na urządzeniu rozmiaru i wagi PS Vita? Skyrim w samolocie bez czekania na Nintendo Switch? Cała biblioteka Wii i PS2 dostępna na wyciągnięcie ręki?
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie jest to coś niesamowitego. RIP konsole przenośne, będę tęsknił - jednak ich czas właśnie dobiegł końca.
Bartłomiej Nagórski
Przeczytaj więcej o konsolach przenośnych:
- Umarła Vita, niech żyje Vita?
- Nintendo Switch – wrażenia z praskiej prezentacji konsoli
- Jeżeli liczyłeś na drugie życie PS Vity po starcie PS Now, to się przeliczyłeś
- Brakuje Wam gier na Vitę? To nie wiecie, że Vita nie jest dla Was?
- Chcecie ściągać gry na Switcha? Kupcie kartę pamięci
- Pracownicy amerykańskiego dystrybutora Nintendo ukradli kilka Switchów