Klątwa urodzaju, czyli po co komu recenzje

Klątwa urodzaju, czyli po co komu recenzje

Klątwa urodzaju, czyli po co komu recenzje
Freszu
23.08.2016 23:09, aktualizacja: 06.09.2016 17:47

W świecie, gdzie nie mamy czasu na rozwój niekoniecznie-kulturalny panuje zamęt i chaos. Na szczęście z pomocą przychodzą niestrudzeni bohaterzy pracujący w cieniu. Spora część z nich mało kogo obchodzi. Głównym założeniem pracy recenzenta gier jest przedstawienie i ocenienie utworu, żeby Jasiowi Kowalskiemu kupowało się łatwiej. Jan zawsze może sprawdzić numerek na Metacriticu, ale robi to niechętnie, gdy przychodzi mieć do czynienia z mieszanymi recenzjami. Jak komentarze na Steamie przejrzy to spotka: "hehe fajne 10/10". Do niedawna Jaś mógł sam sprawdzić nowe tytuły za pomocą wersji demonstracyjnych, ale kiedy prawie cały game dev zrezygnował z nich pozostało obejrzenie gameplayu na np., serwisie YouTube, ewentualne otwarte beta testy (raczej przy sieciówkach) i znowu wstające na nogi piractwo.

Obraz

No i co ma zrobić Jaś? Każdy wie, że picie rumu i plądrowanie jest zabawne, ale mama mówiła, że tak nie można. Jaś obejrzy walktrough u swojego ulubionego YouTubera, liźnie fabuły, pomarzy o sterowaniu, zobaczy widoczki. Nie ma co analizować, trudno stworzyć jakąkolwiek opinię. Trzeba przeczytać recenzję. A recenzent miał zły dzień, walnął 4/10, odklepał i niech leci w świat. Kilka lat później już dorosły Kowalski znalazł tytuł na corocznym rozpastwianiu Gabena i rozdawaniu gier za półdarmo letniej wyprzedaży Steam, zagrał godzinę, dwie, pięć, zarwał noc. Znalazł nową miłość. Od tamtego czasu jego życie zmieniło się diametralnie (no może nie). Przetrząsnął serwisy i prasę by odnaleźć swojego bliźniaka-recenzenta, rzetelnego, z identycznym gustem. Starał się pokryć swoje odczucia po już skończonych grach  z odczuciami potencjalnego anioła stróża. Nie było łatwo, ale...

No dobra koniec. Załapałeś?

Obraz

Poinformowany Jaś to szczęśliwy Jaś.

Morał z bajki jest taki, że warto znaleźć sobie takiego bliźniaka. Żadnego demo nie ma, możliwe, że nie będzie. Ludzie czytają recenzje, bo hype to potężna bestia, a te kilka zaufanych słów potrafią uratować zawartość portfela. Nawet sam cech recenzencki zobowiązuje by przeanalizować tytuł w mniej lub bardziej dokładny sposób, więc pierwszy lepszy autor powinien przynajmniej wyłożyć większość kart na stół, co pomaga podjąć niekiedy błahą, ale trudną decyzję. W końcu jak marnować swój czas to lepiej marnować go przyjemnie.

Jednak bohaterzy popełniają błędy. Są gry, które nie powinny być recenzowane kilka dni od premiery (czasami nawet lekko przed, gdy embargo się "przeterminuje") . Zaliczają się do nich nastawione na multiplayer produkty kształtowane przez społeczność. Dobrym przykładem było kiedyś Evolve, teraz Evolve Stage 2. Jasne, trzon rozgrywki pozostał niezmieniony, ale niuanse decydujące o grywalności, szybkość poruszania, buffy, nerfy oraz nowe mapy, postacie etc. to wszystko ma wpływ na rozgrywkę. Po roku recenzja nie będzie odzwierciedlać faktycznego stanu utworu.

Jest też ciekawa grupa ciekawych ludzi ciekawych treści samej recenzji, opinii tłumu, niekoniecznie zainteresowanych zakupem tytułu. Ot takie hobby.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)