Just Cause 3 pisze niesamowite scenariusze, ale technicznie niedomaga [PIERWSZE WRAŻENIA]
Grałem trzy dni, a jednak procent ukończenia wciąż za niski, bym mógł podpisać się pod recenzją (za dużo zabawy, za mało "czyszczenia" świata, co poradzić...). Ale czuję, że o kilku rzeczach muszę powiedzieć Wam już teraz.
Przede wszystkim - mimo zarwania z grą weekendu i poniedziałku, nie czuję żadnego znudzenia. Szaleństwu nie ma końca. Nie przypisujmy tu czasem zbytnich zasług faktowi, że Avalanche chwaliło się, że tym razem kampania nie będzie powodem do wytykania Just Cause palcami. Jest tu trochę więcej fabuły i bohaterów, misje nie są nudne, ale to wciąż przede wszystkim prześliczna piaskownica, w której najlepsze są te zabawki, które robią największe "BUM".
Rico będzie walczył o pokój dla swojej ojczyzny do ostatniego pocisku. Rozwalając na jej terytorium, co się da (duże budynki wciąż odpadają), zawłaszczając własność rodaków ("jadąc uważaj, bo trochę znosi" od wyrzucanego z własnego auta gościa "trafia" mnie za każdym razem) i głupkowato nie ogarniając polityki. Jeśli on i jego akcent działali Wam na nerwy w Just Cause 2, to mam złą wiadomość...
Just Cause 3
Ale gdy już przełączymy się na tryb "kino akcji klasy D, w roli głównej kuzyn Lorenzo Lamasa", wyłączymy szukanie dziury w całym i zaczniemy grać dla samej radochy siania chaosu w otwartym świecie, Just Cause 3 znów dostarcza. Napisać, że akcji tu na kopy, to nie napisać nic. Ten świat żyje tylko po to, byśmy mieli co niszczyć. I w większości (poza obiektami należącymi do wroga) nawet się odradza. Przydatna rzecz chociażby w przypadku mostów wysadzanych by zatrzymać pościg. "Trójka" serwuje akcję w wielu przeróżnych smakach.
Najsłabsze są chyba znajdźki (audiologi dyktatora, kapliczki itp.), które średnio zachęcają do eksploracji. Choć znając życie czeka tu sporo sekretów i "jaj". Ale już generowane losowo misje ad-hoc to kilka rodzajów ciekawej zabawy, która pojawia się często akurat, gdy po puszczeniu z dymem kolejnego obozu wroga szybujemy nad kwiecistymi dolinami Medici. Bywają pospolite, ale i one potrafią błysnąć. Dostajemy zadanie, ale nikt nie mówi, jak konkretnie mamy je wykonać. Auto fanki nie ma paliwa, by dojechać do stacji. Co robisz? Wskakujesz na dach i korzystając z elastycznej liny łączącej dwa elementy "podciągasz" rzęcha co kilkadziesiąt metrów? A może bierzesz go na hol? Czekaj, a może podczepimy go pod tamten śmigłowiec i spróbujemy wylądować tak, by stacja nie wybuchła?
Just Cause 3
Pewna babcia nierozsądnie poprosiła mnie o otworzenie zatrzaśniętej bramy. Przyzwyczajony do rozwierania pancernych blokad w bazach wroga, zaczepiłem linkę o bramę, drugi koniec o ulicę i wcisnąłem L2, by przyciągnąć jedno na drugiego. I wiecie, że nie doczekałem się podziękowań? A przecież nie mówiła, że wyrwanie bramy z zawiasów nie wchodzi w grę.
W innym tytule takie zabawy mogłyby się znudzić. Ale w Just Cause 3 gracz nigdy nie ma nad otaczającym go światem stuprocentowej kontroli. Otoczeniem rządzi fizyka, a to rodzi naprawdę niesamowite momenty. Nie do przewidzenia i często nie do powtórzenia. Chociażby gdy przewracany właśnie komin zawala się na męczący nas ostrzałem helikopter. Albo gdy cały oddział wrogów zostaje zmieciony przez eksplozję wywołaną łańcuchem wydarzeń zapoczątkowanym przez gazującego jakby nie było jutra tubylca. Spętanie "stada" wrogich śmigłowców linami niczym Spider-man i patrzenie jak tracąc moc demolują bazę pod nimi, to też przyjemność, której inne gry nie dostarczą. Człowiek patrzy wtedy i sam ma ochotę rzucić jakimś żenującym one-linerem. Na szczęście Rico lubi takie rzeczy skomentować, ratując nasz honor.
Just Cause 3
Czy muszę dodawać, że śmiercionośnych zabawek znów mamy w bród, nawet jeśli nie liczyć szalonego improwizowania z ich możliwościami? Na ziemi, wodzie i w powietrzu jest się czym ścigać, rozbijać i siać zniszczenie. Nawet traktorów nie zabrakło. To chyba jedyna gra, w której nasłanie na Ciebie uzbrojonego w dwa rodzaje rakiet śmigłowca jest kapitalną wiadomością, bo raz dwa będziesz za jego sterami. Ale rozwaliłeś te wyrzutnie SAM, prawda?
Są też nowinki, ale więcej o nich - w recenzji.
Wingsuit? Podobnie jak ekspresowo otwierająca się lotnia, początkowo jest trudny do opanowania. Za każdym razem gdy wyrżniecie nim w glebę, wyobraźcie sobie, że przybijam Wam pionę. Znam ten ból. Ale gdy już opanujemy panikę i kilka sztuczek, wingsuit robi z Rico prawie Supermana. Długi lot nad śliczną okolicą to frajda sama w sobie. Zastosowanie bojowe to jednak kwestia dyskusyjna. Lotnia w połączeniu z linką z hakiem to wciąż absolutnie zabójcze i wielofunkcyjne combo. Może trzeba podkręcić go kilkoma ulepszeniami.
I tu jest pierwszy problem. Nie mam ochoty gromadzić modyfikacji do broni, pojazdów czy gadżetów. Nie żeby było z nimi coś nie tak.
Just Cause 3
Po prostu by je odblokować muszę brać udział w podzielonych na kilka dyscyplin (lot przez pierścienie, wyścigi, strzelnice, demolka siana na kilka sposobów) wyzwaniach. Powinny być krótką formalnością, treningiem i zachętą do bicia rekordów. Są loterią.
Ile ekranów ładowania zobaczę tym razem? 2, 4, 10? Będę czekał 15 sekund (to i tak dużo) czy ponad trzy minuty (to już absolutna kpina, a wcale nie jest rzadkością). Nigdy nie wiem, ile czasu będzie kosztować mnie wpadka na początku próby i skorzystanie z opcji restartu.
Tak samo jest ze śmiercią. A jeśli będziecie grać normalnie - czyli zawsze będąc w środku akcji i próbując odstawiać najbardziej kozackie akcje, jakie podsuwa wyobraźnia, to będziecie ginąć regularnie. Nie zawsze ze swojej winy.
Just Cause 3
Niestety, Just Cause 3 ma problemy z płynnością. Spore. Jeśli nie zostaną potraktowane wycelowaną w nie łatką, to wielu z Was zniechęcą do gry. I piszę to kilka dni po przyznaniu się do tego, że zwykle problemy techniczne nie są dla mnie przeszkodą w cieszeniu się grami. Frame rate Just Cause 3 balansuje na tej granicy.
Ale to tak jak z loadingami - trudno przewidzieć czy cztery detonacje ładunku wybuchowego rozpoczynające cztery reakcje łańcuchowe sprowadzą wydolność gry na kolana czy prześlizgną się po ekranie płynniutko, a potem ta zacznie dławić się w trakcie - wydawałoby się zwykłej - jazdy samochodem. Oby była to oznaka, że brakuje nie tyle mocy (gram na PS4), co optymalizacji. I żeby nie było - testuję już wersję po pierwszym patchu.
Jest też trzeci powód irytacji. Mniejszego kalibru, ale i o nim wspomnę, żeby mieć czyste sumienie. Pamiętacie, że w MGS: Phantom Pain dało się przejść w opcjach w tryb offline, dzięki czemu wczytywanie mapy szło dużo sprawniej? W Just Cause 3 nie da się tego zrobić w opcjach. Stąd oczy regularnie "cieszą" takie KILKUNASTOSEKUNDOWE widoki.
Just Cause 3
Potem gra łaskawie zapyta czy powtórzyć procedurę ładowania czy przejść w tryb offline (co ja zrobię bez leaderboardów...). Ale potem i tak każde odpalenie mapy spowoduje próbę połączenia z serwerami. Po co? Nie wiem. Ale wczoraj sytuacja się poprawiła.
Pełnej konkretów recenzji spodziewajcie się w tym tygodniu. Póki co chciałem zakomunikować dwie rzeczy - Just Cause 3 to wybuchowa zabawa, która nie znudzi się przez długie godziny. I strasznie kręci mnie sianie chaosu w Medici. Zwłaszcza, że mam tu absolutną dowolność improwizacji oraz eksperymentowania z coraz bardziej postrzelonymi pomysłami i zabawkami. To absolutnie najkonkretniejsza definicja wirtualnej piaskownicy. Zresztą często prześlicznej, oferującej widoki, nadające się na widokówki. Z nawiązką potrafią ukoić nerwy skołatane odbijaniem kolejnej bazy.
Just Cause 3
Dlatego naprawdę boli mnie, że nie działa tak dobrze jak poprzedniczka. Ja się wkurzam, ale i tak przeważnie gram z bananem na twarzy. Z dwojga złego bardziej denerwują mnie loadingi, niż frame rate. Jeśli jednak jesteście wrażliwi na takie kwestie, to doradzam wstrzymanie się z zakupem i wybadanie jak rozwinie się sytuacja.
Maciej Kowalik