Jedi Knight II: Jedi Outcast
Wreszcie mogłem stoczyć pojedynek na miecze świetlne - dokładnie taki jak w filmach z cyklu „Gwiezdne wojny”.
Jedi Knight II: Jedi Outcast
Wreszcie mogłem stoczyć pojedynek na miecze świetlne - dokładnie taki jak w filmach z cyklu „Gwiezdne wojny”.
Jedi Knight II: Jedi Outcast
Jasna strona Mocy
Wreszcie mogłem stoczyć pojedynek na miecze świetlne - dokładnie taki, jak w filmach z cyklu „Gwiezdne wojny”.
Można nawet rzucać mieczem świetlnym, który potem jak bumerang wraca do dłoni właściciela! To zresztą tylko jedno z efektownych zastosowań Mocy, na które pozwala gra.
Wcielasz się w postać Kyle'a Katarna, eksrycerza Jedi i najemnika z dość podejrzaną przyszłością. Chociaż minęło już osiem lat od upadku demonicznego Galaktycznego Imperium, jego niedobitki pozostają nadal zagrożeniem dla młodej Nowej Republiki - i Kyle, za sowitą opłatą, pomaga nowemu galaktycznemu państwu radzić sobie z tymi kłopotami. Wszystko zmienia się jednak w momencie, w którym sprawa Republiki stanie się także jego osobistą sprawą, i zamiast zarabianiem pieniędzy Kyle zajmie się prywatną zemstą. W tym celu będzie musiał jednak odebrać złożony w depozycie u Luke'a Skywalkera (który na krótko pojawia się w grze) miecz świetlny i przypomnieć sobie, jak należy posługiwać się Mocą...
Podobnie jak w wielkich przebojach sprzed kilku lat - grach „Dark Forces” (1995) i „Jedi Knight” (1997) - oglądamy świat gry z perspektywy bohatera. Wprawdzie można przełączyć kamerę na tryb, w którym znajduje się ona za plecami Kyle'a, ale na prawdę przydaje się to tylko w jednym momencie - kiedy gracz posługuje się mieczem świetlnym. To zresztą chyba największa z licznych atrakcji gry. W poprzednim „Jedi Knight” miecz świetlny przydawał się rzadko, teraz jest narzędziem nie tylko śmiertelnie groźnym, tak jak w filmach, ale i niebywale widowiskowym. Podczas scen pojedynków na miecze chwilami mógłbym przysiąc, że znalazłem się w filmie - a to chyba największy komplement, jaki można powiedzieć twórcom „Jedi Knight II”.
Nie można wprawdzie - tak jak w pierwszych częściach cyklu - wybrać ciemnej strony mocy i Kyle nieodwołalnie musi być szlachetnym rycerzem. Rekompensuje to jednak znakomity scenariusz (akcja rozwija się poprzez „filmowe” wstawki w grze) i świetna scenografia, oczywiście w odtworzonym z pietyzmem - jeśli nie pedanterią - klimacie „Gwiezdnych wojen”.
Lojalnie jednak uprzedzam, że pierwsze kilka poziomów jest zwyczajnie dość nudnych - to baza kosmiczna i kopalnia na odległej planecie, a takie miejsca nawet średnio zaawansowany wielbiciel gier komputerowych zwiedzał już dziesiątki, jeśli nie setki razy. Później jednak błyskawicznie gra nabiera tempa. Przyjdzie ci np. zmierzyć się z wielkimi, dwunożnymi AT-ST - robotami bojowymi Imperium, albo podróżować wśród wieżowców zamieszkanej przez galaktycznych wyrzutków Nar Shadaa na zautomatyzowanym transporterze na śmieci. Zarówno jedno, jak i drugie dostarcza mocnych wrażeń.
Na koniec jeszcze tylko jedna uwaga, zanim pochłonie mnie znowu „Jedi Knight II”: dawno nie bawiłem się już grą, która byłaby tak dopracowana i - w pewnym sensie - elegancka: nie tylko się nie zawiesza (co notorycznie dziś zdarza się pecetowym produkcjom), ale również robi wrażenie przemyślanej, zamkniętej całości, w której wszystko - od grafiki, po scenariusz i głosy aktorów - jest na swoim miejscu. To takie ładne magiczne pudełko z wciągającą historią w środku.
Adam Leszczyński
Jedi Knight II
Producent: LucasArts
Dystrybutor: LEM
Minimalne wymagania sprzętowe: PC Pentium II 350 MHz, 128 MB RAM, dobry „dopalacz” grafiki trójwymiarowej
Cena: 169 zł