Jak japońska jest polska Regalia: Of Men And Monarchs?
Graliśmy, więc co nieco wiemy.
Zaczynam z wysokiego C - na wyrost to pisanie o "polskim jRPG-u". Regalia: Of Men And Monarchs na pewno jest systemowym kontynuatorem kilku japońskich produkcji z gatunku, z tym polemizować nie zamierzam (osobiście przywołałbym zwłaszcza lekko zapomniane Jeanne d'Arc od Level-5). Niemniej czy kilka nieśmiałych mangowych rysunków postaci wystarczy, byśmy już wyciągali z szafy największe tuzy turowej japońszczyzny, z obowiązkowym Final Fantasy Tactics na sam koniec, a chłopaków z Pixelated Milk wsadzali do pierwszego samolotu do Tokio z biletem w jedną stronę? Nie, oczywiście, że nie. Zresztą nie widzę niczego złego w braku wierności wobec azjatyckich wzorców. Dziś potrzeba ogromnego talentu, by z jRPG-iem uniknąć sztampy.A Polacy z całą pewnością do swojej historyjki podchodzą na luzie. Głównym zmartwieniem fajtłapowatego Kaya Lorena, świeżo przejmującego po przodkach małe, zaniedbane królestwo, będzie demoniczny windykator, który albo odbierze górę gotówki, jaką pradziadkowie protagonisty zaciągnęli w ramach długu, albo głowę protagonisty - jemu nie zależy. Kayowi nieco bardziej. Należy zatem postawić na nogi całą Ascalię, sprowadzić do niej znowu ludzi, rozbudować i zacząć zbierać jakieś profity, by spłacić hulaszczy tryb życia przodków. Lekkostrawnie? Lekkostrawnie. Od razu jak gdyby bardziej "indie". Szkoda, że z takim samym luzem postanowiono traktować pracę aktorów głosowych. Rozumiem, że to mniejsza produkcja, ale dubbing najchętniej bym wyciszył.Regalia to taki gatunkowy koktajl. W walce - rzeczywiście - strategia turowa. Nie trafiłem podczas tych trzech czy czterech godzin zabawy na potyczkę, która kazałaby mi przemyśleć swoją taktykę, ale po trzech miesiącach, jakie poświęciłem ostatnio szatańskiemu Devil Survivor, nie mam zamiaru narzekać. Postacie dysponują satysfakcjonującą liczbą zagrywek, umiejętności są zróżnicowane, a całość MOŻNA zaplanować na kilka kroków do przodu. Zwłaszcza że zdobyte w trakcie bitwy punkty gra z chęcią zamieni za wydłużenie tury gracza. Najpotężniejsza postać, którą zostawi się na "w razie wu", staje się z tymi punktami piątym jeźdźcem apokalipsy.Walczy się przyjemnie, po prostu. Być może włożenie w rozbudowę postaci dziesięciu godzin albo dalsze, bardziej skomplikowane etapy rozgrywki, nadadzą całości większej głębi. Nie grałoby mi to jednak z ogólnym klimatem Regalii. To nie Atlus, nie walka o przetrwanie ludzkości. To nie romantyczna wojna dwóch królestw. A zatem kwestia preferencji gracza będzie miała ogromne znaczenie przy ocenie Regalii. Ja w królowej erpegów (bo tym jest strategia turowa i kropka!) potrzebuję poważnego scenariusza, najlepiej jeszcze takiego moralnie wieloznacznego. Chcę duchowo się wzbogacić, skoro poświęcam czemuś kilka miesięcy życia. I zazwyczaj wychodzę rozczarowany. Cóż. Tutaj chociaż się uśmiechnę przy niektórych dialogach.No ale napisałem, że koktajl. Bo dziełko Pixelated Milk stanowi dodatkowo takich kolaż mobilnych klikadełek. Łatwej strategii ekonomicznej (gdy przychodzi inwestować we własne królestwo), tekstówki, w której sami wybieramy rozwidlenia dialogowe, zarządzania czasem (bo każda akcja kosztuje określoną liczbę dni, a czas i dług przecież tyka), planszóweczek w miejscach tradycyjnych lochów. Są też popularne ostatnio social linki - czyli wskaźniki kumpelstwa bohatera i postaci drugoplanowych, za jakie zgarniecie dodatkowe perki. A całość zaserwowana w miłej, idealnie skrojonej pod tablet oprawie graficznej. I widzę w tych wszystkich udziwnieniach Regalii spory potencjał.
Widzę, ponieważ sam nie zdążyłem go tak naprawdę sprawdzić. Czytałem kilka opinii o wersji beta, że zabugowane to, że czasem znikają gdzieś ikonki, że do pulpitu wywala sporadycznie. Nic takiego nie uświadczyłem przez większość zabawy, standardowo "więcej szczęścia niż rozumu". Gdzieś w trakcie drugiej sesji za to jak przywaliło mi błędem, to klękajcie narody - gra przestała przenosić się na ekran walki. Oznaczało to brak możliwości posunięcia czegokolwiek do przodu. Potem zaczęły pojawiać się już dziwadełka, o których wspominałem. Jak gdyby banda Gremlinów dostała się nagle do mojego komputera. Nie wiem, jak stara jest ta wersja Regalii, ale premiera już 27 kwietnia; mam nadzieję, że chłopaki wyrobią się ze wszystkim.Lekka produkcja z gatunku, któremu zazwyczaj do luzu dość daleko. Z jakiegoś powodu wydaje mi się, że Regalia jest propozycją dla takich erpegowców, jak nasz Maciu z redakcji - szukających miłej i przyjemnej bajki, by odskoczyć od standardowego patosu całego growego świata. U mnie miała tego pecha, że po Devil Survivorze zupełnie zmieniają się standardy. Z niemal wzorcowego giganta wskoczyłem w pocieszny czasoumilacz. Nie widzę jednak przeciwwskazań, by gotowa (ukończona!) wersja zdobyła sobie wdzięczną publiczność. Gdzie indziej bohater wywołał ducha swego przodku, myląc urnę z kubkiem herbaty, "wypijając" część prochów pradziadka?Adam Piechota