inXile nakazuje niezależnemu deweloperowi usunąć słowo „Wasteland” z jego gry
Zastrzeganie znaku towarowego to jedno, ale czy naprawdę musi dochodzić do tak niedorzecznych sytuacji? Żeby jeszcze Alien Wasteland w jakikolwiek sposób nawiązywał do gry Briana Fargo…
Alien Wasteland, czy teraz już Action Alien, to taka typowa niezależna popierdółka kosztująca jakieś grosze na Steamie. Zrobił ją jeden człowiek, korzystając głównie z gotowych zasobów, a polega na bieganiu po mapie i strzelaniu do kolejnych hord kosmitów. Nic wyjątkowego, naprawdę.
Nerd³'s Hell... The Alien Wasteland
Tym bardziej dziwi zatem działanie inXile Entertainment, które postanowiło nasłać na dewelopera swoich prawników z pismem nakazującym zaprzestania używania słowa „wasteland” w tytule.
Pisze Devdan - twórca Action Alien w ogłoszeniu na Steamie. Sprawa nie jest do końca czarno biała, bo z kolei przedstawiciel inXlile twierdzi, że firma kontaktowała się z Devdanem w tej sprawie, ale ten nie chciał współpracować, a nawet wysnuwał dość niedorzeczne żądania.
Faktycznie żądanie pieniędzy w tym przypadku jest dość interesujące, ale z drugiej strony zastanawiam się, w jaki sposób Devdan naruszył prawa inXile do używania słowa „wasteland”? Idąc tym tropem twórcy Wasteland 2 powinni pozwać Bethesdę za DLC Wasteland Workshop do Fallouta 4, który przecież porusza tę samą tematykę postapokaliptycznego świata.
Podobna sytuacja miała miejsce w 2013 roku przy okazji innej niezależnej gry. Przedstawiciel inXlile skontaktował się ze studiem Vlambeer prosząc o zmianę tytułu gry Wasteland Kings. Wtedy obyło się bez prawników i deweloper zmienił nazwę na Nuclear Throne.
Nuclear Throne - Launch Trailer
Całość można po części zrozumieć, szczególnie że często mniejsze studia próbują wybić się na popularności większych produkcji, ale czy w przypadku Action Alien faktycznie było o co toczyć pianę z ust? Gra w żaden sposób nie nawiązuje do obu Wastelandów, szczerze powiedziawszy i tak mało kto o niej słyszał, a poprzedni tytuł obowiązywał od roku.
Warto też zastanowić się, czy amerykańskie prawo patentowe nie daje dużym firmom zbyt wielu możliwości nadużyć. Pamiętacie zapewne sytuację z Kingiem, który opatentował słowo "candy" i domagał się od innych twórców zmiany tytułów gier, później zrobiło się jeszcze śmieszniej, kiedy firma nasłała prawników na autorów The Banner Saga za to, że niby żerują oni na popularności Candy Crush Saga. Sony z kolei chciało opatentować wyrażenie „Let’s play”, co na szczęście skończyło się fiaskiem.
Jasne, chronienie swojej własności intelektualnej jest bardzo ważne, natomiast niech odbywa się to z głową, bo za chwilę, niczym w pewnej książce będziemy płacić mandaty tylko za to, że powiedzieliśmy coś, co wcześniej ktoś inny opatentował.
[Źródła: Kotaku, forum inXile, Steam, Vlambeer]