Independence War 2: The Edge Of Chaos
Zachodnie internetowe serwisy o grach jednogłośnie zachwycają się nadchodzącym nowym kosmiczny shooterem, który już wkrótce znajdzie się w zasięgu rąk graczy. Shooterem? Według mnie I-War był pierwszym symulatorem kosmicznym z prawdziwego zdarzenia. Tym razem też nie zapowiada się zwykła kosmiczna strzelanina, jakich wiele.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:10
Independence War 2: The Edge Of Chaos
Tomasz „lusiek” Lustyk
Zachodnie internetowe serwisy o grach jednogłośnie zachwycają się nadchodzącym nowym kosmiczny shooterem, który już wkrótce znajdzie się w zasięgu rąk graczy. Shooterem? Według mnie I-War był pierwszym symulatorem kosmicznym z prawdziwego zdarzenia. Tym razem też nie zapowiada się zwykła kosmiczna strzelanina, jakich wiele.
Sto lat po zakończeniu krwawego konfliktu, który ogarnął znany wszechświat, na pograniczu znów się gotuje. Ludzie mają dosyć podziału na lepszych i gorszych, „pograniczniaków” i „wewnętrznych”. Łupieżcza, balansująca na granicy prawa działalność wielkich korporacji doprowadziła do wrzenia w miejscu, które i tak nigdy nie było zbyt stabilne. The Badland Cluster - osiem gwiezdnych systemów, w których życie ma cenę amunicji, pełnych wyrzutków i bandytów. Nasuwa się skojarzenie z polskimi przedrozbiorowymi Dzikimi Polami. Również te systemy zamieszkują ludzie, dla których tak zwana cywilizacja nie znalazła miejsca. I są tym coraz bardziej zirytowani. Bohater gry nazywa się Cal Johnson. Za próbę pomszczenia śmierci ojca, który wszedł w konflikt z lokalnym mafioso, trafił na 30 lat ciężkich robót na więzienną stację kosmiczną. Minęło 15 lat... Znajomość z odpowiednimi ludźmi popłaca. Pięcioosobowa grupka desperatów robi w balona robotów-strażników, porywa statek patrolowy i odlatuje w siną dal. We wszechświecie, gdzie wszystko zostawia swój ślad jest tylko jedno miejsce, w którym mogą ukryć się zbiegowie. Pogranicze. Dzikie Pola. Kapitan Cal, piloci - Az i Lori, mechanik i haker Smith oraz stary szmugler Jafs zostają piratami. Formalności mamy za sobą. Oto cała historia, stojąca za drugą częścią I-War o podtytule The Edge of Chaos, której demo niedawno ukazało się na Valhalli. I-War rozgrywała się wokół krwawego konfliktu, wojny domowej, która nie doprowadziła do prawdziwej hekatomby tylko dzięki interwencji kapitana potężnej Corvetty, średniej klasy statku bojowego, którego załoga mogła liczyć nawet do 40 osób. Dzięki tej właśnie grze po raz pierwszy mogliśmy poznać, co znaczy prawdziwy kosmiczny symulator i czym różni się prowadzenie kilkudziesięciotonowego kolosa od lekkich myśliwców i bombowców znanych z kilku części Wing Commander. Drugą część kosmicznej sagi łączy ze swym poprzednikiem podobny engine, miejsce akcji (choć obszar działań jest znacznie większy) oraz osoba Claya, sztucznej inteligencji dawno martwego weterana Wojny o Niepodległość.
Umarł król, niech żyje król czyli Wojny o Niepodległość ciąg dalszy
Jak na demo przystało, plik o rozmiarach192 megabajtów zawiera tylko niewielką część atrakcji dostępnych we właściwej grze. Umożliwia zapoznanie się z fabułą gry, ujrzenie pięknej, zaawansowanej grafiki engine'u Flux. Pozwala też zwyczajnie „polatać sobie”. Muszę powiedzieć, że nawet te kilka podstawowych miejsc do odwiedzenia, jak kosmiczna stacja byłego wspólnika Smitha czy kryjówka Cala Johnsona robią wrażenie, choć niestety nie można ich obejrzeć od środka. Niestety, w przypadku bitwy kosmicznej liczba wyświetlanych klatek na sekundę drastycznie spada, a mnie dopadają ponure myśli na temat mojego Geforce'a. Ciekawe życie ma taki kosmiczny pirat. Na samym początku dema stajemy oko w oko z innymi, niezbyt przyjaznymi łowcami fortun, robimy w balona głupich policjantów. Potem czeka nas jeszcze spotkanie starego kumpla i wspólna próba kradzieży nowoczesnych myśliwców i...uff. Na nudę w Edge of Chaos nie będziemy chyba narzekać, tym bardziej, że twórcy obiecują 16 wielkich systemów gwiezdnych do swobodnego zwiedzania. Ta swoboda wydaje mi się warta podkreślenia. Ci, którzy grali w pierwszą część I-War, pamiętają, że wszystkie misje toczyły się jak po sznurku, choć niektóre miały nawet po dwa, trzy alternatywne zakończenia. Część druga oferuje kombinację akcji swobodnej, gdzie gracz sam wybiera systemy, w których przyjdzie mu handlować i walczyć, oraz misje, które nieuchronnie prowadzą do połączenia jego losów z przeznaczeniem galaktyki w obliczu nieuchronnie nadciągającej drugiej Wojny o Niepodległość. Życie pirata to nie tylko krycie się przed władzami, kontrabanda i mokra robota, choć każdy doświadczy i tych „przyjemności”. Czasem przyjdzie nam walczyć. Oznacza to konieczność wyłączenia autopilota i wzięcia sterów we własne ręce. Panie LaForge, więcej mocy do laserów! I pojawia się zgrzyt - jak u licha skutecznie latać, strzelać i zarządzać podsystemami ważącego 200 ton kolosa, którego tor hamowania jest taki, jak w tankowcu?! Właśnie poznaliście cechę charakterystyczną I-War: rozbudowany realistyczny model lotu. Wreszcie widać, czym potężny niszczyciel różni się od zwykłego myśliwca. Nie wystarczy już dać cała naprzód. Piloci będą musieli opanować manewrowanie dopalaczami, silnikami korekcyjnymi oraz poznać sztuczki umiejętnego korzystania z możliwości dysponowania energią między silnikami, laserami, a tarczą. Na szczęście tym razem ręce gracza trafiają na znacznie przyjaźniejszy, intuicyjny niemal interfejs, obsługiwany kilkoma zaledwie klawiszami lub joystickiem.
Statystyki
Jak już wspomniałem, na kosmicznych bukanierów czeka 16 wielkich systemów gwiezdnych, każdy z wieloma planetami, polami asteroidów, mgławicami i gwiazdami. Co prawda trudno zrobić pieniądze na słońcu, lecz jeśli ktoś chce obejrzeć je z bliska, nie widzę przeciwwskazań. Rozbijać się o ciała niebieskie będziemy w czterech różniących się od siebie statkach. Każdy z nich można będzie dostosować do własnych potrzeb, montując na nim kilkanaście gatunków rakiet i innego uzbrojenia, dopalacze, tarcze ochronne czy urządzenia maskujące. Większe statki, jak Corvetta, będą posiadały wieżyczki bojowe, a nawet małe, podczepiane do kadłuba myśliwce. Kolejna liczba: jak dotąd programiści z Particle Systems mówią o 50 możliwych do wykonania misjach, liczba ta ma się podobno zwiększyć. Od czasów Privateer'a żaden kosmiczny symulator nie zainteresował mnie tak, jak I-War. Nie posiadająca rozbudowanej fabuły i wstawek filmowych znanych z królującego wtedy Wing Commandera gra wybiła się ponad przeciętność. Zawdzięczała to nowatorskiemu podejściu do kwestii symulacji, realistycznym modelom fizycznym przedstawionego świata oraz grafiką. Wszystko wskazuje, że jej następca wytyczy nowe kierunki, może nawet stanie się kamieniem milowym wszystkich „kosmicznych oper”. Oby, czekam na to niecierpliwie.