Hostile Waters: Antaeus Rising
Wiadomo już, co się z nami dzieje po śmierci: nadal chodzimy do pracy, robiąc to samo, co za życia. Prawda, że przerażające?
Hostile Waters: Antaeus Rising
Wiadomo już, co się z nami dzieje po śmierci: nadal chodzimy do pracy, robiąc to samo, co za życia. Prawda, że przerażające?
„Hostile Waters: Antaeus Rising”
Chmury nad Arkadią
Wiadomo już, co się z nami dzieje po śmierci: nadal chodzimy do pracy, robiąc to samo, co za życia. Prawda, że przerażające?
W roku 2032 świat jest rajem, o jakim nie śniło się najbardziej naiwnym utopistom. Nie ma wojen, głodu, a orbitalne kolektory słoneczne dostarczają darmową energię wszystkim potrzebującym. Ostatnia, wyjątkowo krwawa wojna wbiła wreszcie ludziom do głowy, że nie tędy droga. Całą broń zniszczono, by nikt nigdy już nie mógł z niej korzystać. Przynajmniej taką wersję wydarzeń zna opinia publiczna. Politycy nie byliby jednak sobą, gdyby nie schomikowali czegoś „na czarną godzinę”. Czarna godzina właśnie wybiła.
Nostalgia twardogłowych
Powszechna harmonia i zadowolenie nie są na rękę co niektórym byłym ojcom narodu. Brak zewnętrznego wroga i powszechny dobrobyt uniemożliwiają trzymanie mas twardo za pysk. Ckni się panom dyktatorom za starym, więc postanawiają wywołać upiora przeszłości. Gdzieś na zapomnianych bezkresach Pacyfiku, gdzie dotąd aż po horyzont widać było jedynie fale, budują archipelag sztucznych wysp.
Gdy świat zostanie zaatakowany, decydenci „przypomną sobie” o skrytym na dnie oceanu lotniskowcu „Antaeus” - potężnej broni ofensywnej, nie przypadkiem ocalałej z powszechnego rozbrojenia. Słona woda i okresy lęgowe polipów zrobiły swoje, ale okręt ten nadal jest groźny - nawet i na pół gwizdka sprawny. Podczas kolejnych misji stopniowo przywrócimy „Antaeusowi” dawną świetność, co pozwoli sprostać zadaniom o rosnącym stopniu trudności.
„Antaeus” jest zdany tylko na siebie, na szczęście dzięki zdobyczom nanotechnologii jest w stanie w mgnieniu oka wyprodukować dowolny czołg czy helikopter, którego plany przechowuje w swoim komputerze z czasów poprzedniej wojny. Możemy też zdobywać plany nowych broni na wrogu, więc nasz arsenał nie będzie gorszy od wyposażenia przeciwnika.
Musimy jednak zapomnieć o znanym z wielu gier strategicznych zwyczaju budowy potężnej armii. Tu się tak nie da, co zresztą stanowi w dużej mierze o powabie „Hostile Waters: Antaeus Rising”. Każda jednostka bojowa kosztuje - płacimy energią, której zasoby są ograniczone. Możemy zdobywać energię, przetwarzając złom na zdobywanych wyspach, ale są to z zasady zasoby dość skąpe. Decyzja o tym, jakie jednostki budować i jak je wyposażyć (dodatkowy pancerz, moduły przetwórcze, naprawcze itd.), ma zatem znaczenie kluczowe.
Skąpe zasoby energii to niejedyny powód ostrożnego podejmowania decyzji. Ktoś przecież musi zasiąść za sterami, a mamy spore kłopoty kadrowe. Pilotów jest tylu, co kot napłakał; dobrze chociaż, że nie umierają w boju. To po prostu nie wchodzi w grę - już kiedyś zginęli.
Życie po życiu
Pilotami są moduły osobowości poległych bohaterów ostatniej wojny. Przed śmiercią zduplikowano w krzemie ich umysły, łącznie z cechami osobowości i właściwym im temperamentem. Zachowują się jak żywe osoby, epatując nawet czasami inteligentną ironią lub czarnym humorem (co, biorąc pod uwagę ich aktualną kondycję, wydaje się całkowicie zrozumiałe). Jeśli wróg zniszczy prowadzony przez moduł pojazd, natychmiast można przyznać modułowi stery nowo budowanej maszyny - jeśli tylko nas na nią stać.
Z misji na misję dysponujemy coraz większą liczbą modułów osobowości, co potęguje złożoność rozgrywki i pozwala na stosowanie coraz ciekawszych rozwiązań. Gdy zabraknie martwych dusz, a mamy jeszcze środki na zbrojenia, w ostateczności możemy pobawić się w zdalny pilotaż, by wesprzeć siły uderzeniowe kolejną jednostką bojową. Przejmowania kontroli nad sterami maszyn pilotowanych przez martwych zawodowców nie doradzam, bo trudno im dorównać. Są bardziej skuteczni w walce od żywego człowieka. A przeciwnik jest stosunkowo groźny.
Nowy, mocny smak
„Hostile Waters: Antaeus Rising” to na pozór zwykły koktajl kilku gatunków: strategia militarna z elementami gry ekonomicznej, zręcznościowej i symulatora. Koktajl ten ma jednak własny, zdecydowany smak, i to decyduje o jego atrakcyjności. Silnie zarysowana fabuła, logiczna ciągłość kampanii i to coś, co zwykło się określać klimatem, a co tak trudno zdefiniować, sprawiają, że „Hostile Waters: Antaeus Rising” potrafi na długo przykuć uwagę.
Nie bez znaczenia jest także solidne wykonanie: ładny wygląd trójwymiarowego świata, przyzwoite modele ruchu pojazdów, wygodny system wydawania komend i planowania działań na mapie strategicznej oraz przejrzyste mapki taktyczne, dzięki którym na bieżąco śledzimy rozwój sytuacji podczas walki. Większych potknięć brak, choć zdarzają się chwile, gdy nie bardzo wiadomo, co dalej robić. Mam nadzieję, że w misji wymagającej dostarczenia na pokład „Antaeusa” tajemniczego zdobycznego urządzenia będą państwo mieli więcej szczęścia niż ja. Tego typu zakręty nie zmieniają jednak oceny końcowej: zdecydowanie warto w to zagrać.
Olaf Szewczyk
„Hostile Waters: Antaeus Rising”
Producent: Rage
Dystrybutor: Cenega
Minimalne wymagania: PC Pentium II 300 MHz, 64 MB RAM, CD-ROM x2, akcelerator 3D 8 MB RAM
Cena: 79 złotych