„Half-Life 2": Skandal w świecie gier
„Half-Life 2„, długo oczekiwany następca jednej z najwyżej ocenianych gier akcji w historii, ma ewidentnego pecha. Hakerzy ukradli kod źródłowy gry, a niedługo później z firmy „wyciekła” jedna z pierwszych wersji programu. Premierę gry odłożono o pół roku.
18.11.2003 | aktual.: 08.01.2016 13:10
„Half-Life 2„, długo oczekiwany następca jednej z najwyżej ocenianych gier akcji w historii, ma ewidentnego pecha. Hakerzy ukradli kod źródłowy gry, a niedługo później z firmy „wyciekła” jedna z pierwszych wersji programu. Premierę gry odłożono o pół roku.
Skandal w świecie gier
„Half-Life 2", długo oczekiwany następca jednej z najwyżej ocenianych gier akcji w historii, ma ewidentnego pecha. Hakerzy ukradli kod źródłowy gry, a niedługo później z firmy „wyciekła” jedna z pierwszych wersji programu. Premierę gry odłożono o pół roku
Kłopoty zaczęły się na początku września, kiedy komputery firmy Valve - studia produkującego gry - zaatakowali hakerzy. Pierwszy atak przeprowadzono za pomocą tzw. denial of service polegającego na zmasowanym „bombardowaniu” serwerów internetowych pakietami danych, co może doprowadzić do ich „przeładowania”. W praktyce niezmiernie utrudnia to dostęp do serwerów, a w niektórych wypadkach nawet całkowicie go uniemożliwia. Valve obroniło się przed tym atakiem.
Była to jednak tylko przygrywka. Około 11 września na komputerze Gabe Newella, jednego z założycieli Valve, ktoś zainstalował „konia trojańskiego”, program czytający wszystkie naciśnięte przez użytkownika klawisze. Newell przypuszcza, że stało się to przez jedną z „dziur” w zabezpieczeniach programu do obsługi poczty elektronicznej Microsoft Outlook. Haker musiał się napracować, jak twierdzi Valve, użył programu napisanego specjalnie na tę okazję, którego nie mogły wykryć standardowe zabezpieczenia antywirusowe. W ten sposób włamywacz zdobył hasła, którymi posługiwał się Newell. Prawdopodobnie uzyskał dostęp do jego poczty elektronicznej i serwerów internetowych firmy.
Włamanie stulecia
Bomba wybuchła na początku października, kiedy w internecie pojawił się kod źródłowy gry zawierający m.in. rewelacyjny silnik graficzny „Source” („Źródło”) pozwalający na uzyskiwanie imponujących efektów graficznych, który Valve chętnie demonstrowało od kilku miesięcy i na którego licencję zdążyło już sprzedać przynajmniej jednemu innemu producentowi. Newell przyznał, że włamanie miało miejsce, ale oświadczył, że skradziono tylko (aż) „jedną trzecią kodu”. Kod źródłowy ma istotną wartość dla konkurentów Valve, którym pozwala odkryć sekrety technologii firmy, ale zerową dla zwykłego gracza - to tylko „szkielet” gry, bez grafiki, modeli postaci i dźwięków. Kod trzeba poddać kompilacji, zanim przyjmie postać wykonywalnego przez komputer programu, co wymaga wiedzy technicznej nieosiągalnej dla zwykłego fana „Half-Life”.
Najgorsze nadeszło dwa dni później. W sieci pojawiła się wersja „Half-Life 2", w którą można zagrać, obejmująca kilkanaście poziomów gry oraz elementy gier sieciowych „Team Fortress 2" oraz „Counter Strike: Condition Zero". Nie wiadomo, czy w świat wypuścił je haker, który wykradł kod źródłowy gry. Autor „przecieku” szybko wypuścił także „łatkę” do gry. Nie tylko trudno ją jednak uruchomić, ale nie przypomina ona wcale skończonego produktu.
Valve ogłosiło tylko, że w związku z włamaniem odkłada premierę przynajmniej do kwietnia 2004 r. Jako oficjalny powód podano to, że znajomość kodu pozwoliłaby łatwo oszukiwać podczas gry w sieci. Valve chce radykalnie przebudować tę część gry.
Później Newell i jego koledzy przestali odpowiadać na telefony i maile od dziennikarzy.
Haker mściciel?
Na internetowych listach dyskusyjnych poświęconych grze - którą bez przesady można nazwać najbardziej oczekiwanym tytułem 2003 roku - roi się od plotek i spiskowych teorii. Sprzyja im nie tylko tajemnica, którą otoczono całą sprawę, ale także jej kontekst, który stawia Valve w niejednoznacznym świetle.
Jeszcze na początku września szefowie firmy publicznie utrzymywali, że premiera „Half-Life 2” nastąpi 30 września - chociaż nieoficjalnie mówiono, że gra jest jeszcze daleka od ukończenia. Niedługo przed rozpowszechnieniem w internecie kodu źródłowego gry oficjalnie przełożono premierę na „przed świętami”. Problem w tym, że Valve było jednak związane umową z producentem kart graficznych ATI, który zapłacił 6 mln dol. za zoptymalizowanie gry „pod” nowe karty Radeon 9600 FX i 9800 FX oraz prawo do dołączania gry do kart (wchodzących do sprzedaży w najbliższych tygodniach). „Half-Life 2” miał mieć bardzo duże wymagania sprzętowe, a tytuły tej rangi często mobilizują graczy do modernizacji komputerów, np. do wymiany karty graficznej. „Ożenek” nowych Radeonów, obecnie najszybszych i najbardziej wydajnych kart na rynku, z najbardziej oczekiwaną na rynku grą wydawał się świetnym pomysłem marketingowym.
Gra jednak nie była skończona na czas. Anonimowy haker, który ukradł i ujawnił grywalną wersję „Half-Life 2”, twierdzi, że kierowała nim chęć pokazania światu kłamstw producenta. To, oczywiście, żadne uzasadnienie dla kradzieży, ale jasne jest, że w „Half-Life 2” trzeba włożyć jeszcze dużo pracy.
Liczenie strat
Straty producenta trudno oszacować. Po pierwsze przełożenie premiery gry o pół roku stawia umowę z ATI pod znakiem zapytania. Pół roku to cała epoka w rozwoju kart graficznych. Po drugie niezwykle trudno będzie teraz sprzedawać licencje na „silnik” graficzny „Source”, którego tajniki znają już dzisiaj na pewno wszyscy inni producenci gier. Kłopoty czekają także prawdopodobnie Steam, system dystrybucji danych przez internet, za pomocą którego Valve zamierzało sprzedawać gry z pominięciem tradycyjnych sklepów (bez pudełek, płyt CD itd.). Po tak spektakularnym włamaniu kto powierzy serwerom firmy swój numer karty kredytowej i dane osobiste?
Na te wszystkie pytania muszą sobie teraz odpowiedzieć producenci. Newell prosił internautów o pomoc w ujęciu złodziei. Podobno są już podejrzani. Nawet jednak jeśli zostaną ujęci - a mogli pracować w dowolnym miejscu na świecie, poza zasięgiem amerykańskiego prawa - szkoda już została wyrządzona.