Hakowanie umysłów i cyberstrzelanie - graliśmy w Syndicate [WRAŻENIA]

Hakowanie umysłów i cyberstrzelanie - graliśmy w Syndicate [WRAŻENIA]

Hakowanie umysłów i cyberstrzelanie - graliśmy w Syndicate [WRAŻENIA]
marcindmjqtx
25.10.2011 12:30, aktualizacja: 07.01.2016 15:55

Syndicate FPS-em? Tak i starczy już mało konstruktywnego narzekania na to, że studio Starbreeze nie będzie kontynuowało schedy po Bullfrog. Byłoby ciekawie, ale trendy są jakie są, więc sprawdźmy, czy Syndicate ma szanse na bycie czymś więcej, niż "kolejną strzelaniną".

W Londynie miałem okazję samodzielnie przejść jedną z pierwszych misji w grze. Mowa o Executive Search - zadaniu, które już wcześniej zostało zaprezentowane szerokiej publiczności. Pamiętacie ten filmik?

Początek misji przywodzi na myśl niedawnego „Deus Exa”. Holograficzne reklamy, futurystyczny design, rdzawe światło przedzierające się przez żaluzje. No i te długie płaszcze... Cyberpunkowe standardy są na miejscu, ale z porównaniami do produkcji studia Eidos nie ma się co zapędzać. Syndicate nie aspiruje do miana RPG, nie zachęca do szukania różnych sposobów zaliczania misji. To strzelanina, oddająca nam jednak do dyspozycji kilka ciekawych narzędzi.

Główny bohater nie jest bowiem pierwszym lepszym kawałkiem mięska armatniego, a cyberagentem, specjalizującym się w szpiegostwie przemysłowym. W jego ciało wbudowany został chip, umożliwiający mu między innymi „hakowanie” umysłów przeciwników na odległość. Zmuszenie wroga do popełnienia samobójstwa w trakcie walki przynosi oczywiste korzyści, ale możliwość wpływania na innych czasem otworzy nam drogę do kolejnych lokacji, popychając grę do przodu. Rozmaite urządzenia, przełączniki i wieżyczki strażnicze są zresztą równie podatne na nasze sztuczki, więc uważne rozglądanie się po lokacjach powinno się stać naszą drugą naturą.

Oglądanie, jak kolejni dziennikarze bezradnie zatrzymują przy tych samych drzwiach, których na pozór nie sposób otworzyć, było zabawne do momentu, w którym okazało się, że sam mam problemy dużo wcześniej... Ciekawe, czy Starbreeze oprze się przed wrzuceniem do gry nachalnych wskazówek. Łatwo byłoby przecież wmówić graczom, że to jedna z funkcji cyberulepszenia.

Możliwości wbudowanego w ciało chipa będą zwiększały się wraz z kolejnymi etapami. W prezentowanej misji zaczynałem tylko z opcją „zachęcenia” wroga do popełnienia samobójstwa, ale po niezbyt higienicznym wydobyciu złącza z głowy martwego celu misji pojawiły się nowe opcje. Bardziej destrukcyjne, bo zarówno wybuch broni, jak i przeprogramowanie umysłu przeciwnika tak, by na cel wziął swoich sojuszników przynoszą dużo większe korzyści. Niestety, czas ich ponownego naładowania jest bardzo długi, więc - przynajmniej na początku gry - nie pobawimy się we władcę marionetek. Trzeba będzie postrzelać.

Pistolet czy karabin są całkiem standardowe, ale już działko Gaussa, które pozwala na zablokowanie celownika na wrogu dużo bardziej przypadło mi do gustu. Strzelanie zza winkla pociskami, które po kilku metrach błyskawicznie skręcają w kierunku namierzonego przeciwnika ma w sobie ten cyberposmak, którego chciałoby się jak najwięcej. Oby podobnych wynalazków było w grze jeszcze dużo.

Syndicate skutecznie udało się mnie zaciekawić. Umiejętnościami, uzbrojeniem i cyberpunkowym klimatem, który jednak nie przytłacza zagadnieniami transhumanizmu, a otwiera autorom pole do implementacji futurystycznych zabaw umysłami innych i gadżetami. Dawnego Syndicate nie znajdziecie tu za wiele, ale skreślenie gry Starbreeze z tak błahego powodu jak tytuł byłoby błędem.

Maciej Kowalik

P.S. Oprócz fabularnej misji, w Londynie pograłem też w Syndicate w trybie współpracy. Opowiem Wam o nim za kilka dni.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)