Czy w 2032 roku będzie kolejna premiera GTA V?
Wiecie co mam na myśli, prawda? Czy gry zombie to już problem? Czy za dziesięć lat na sklepowych półkach wciąż będą nowe, odświeżone wydania GTA V a ludzie nadal będą je chętnie kupować? Czy to źle? A może dobrze?
Prawa rynku są powszechnie znane i dość uczciwe: jest popyt, jest podaż. Skoro ludzie znowu kupią ten sam produkt w odświeżonym wydaniu, to należy im tego dostarczyć. Zarobek jest łatwy, konsumenci szczęśliwi, więc w czym problem?
Dostrzegam problem, bo GTA V od jakiegoś czasu zamieniło się w zombie
Ja dostrzegam problem, ale jestem tylko zwykłą marudą. Pozwólcie zatem, że pomarudzę. Moim skromnym zdaniem w branży gier można dostrzec parę niepokojących trendów, a jednym z nich są gry zombie. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale kiedyś twórcy gier zajmowali się robieniem gier, a nie odgrzewaniem starych kotletów.
Pierwsza premiera gry GTA V miała miejsce w 2013 roku. Wiecie co się zmieniło od tamtego czasu? Na świecie całkiem sporo, ale w branży gier nic, bo za chwilę będzie kolejna premiera GTA V. Czuję się jakbym oglądał Dzień Świstaka. Oczywiście gra będzie ładniejsza, lekko usprawniona, słowem odświeżona, ale po co? Już wystarczy! Ubijcie w końcu tego zombiaka.
Każdy może grać jak chce i w co chce. Nic mi do tego
Nie chcę się w tym wszystkim zagalopować i pragnę podkreślić, że ludzie mogą kupować nawet dwadzieścia kolejnych wydań GTA V i nic mi do tego. Jako obserwator tego zjawiska jestem po prostu zdumiony, że na niektórych grach można wielokrotnie zarabiać przez dekadę, a nawet… więcej? Czy gdyby Take-Two Interactive naprawdę tego chciało, to mogłoby sprzedawać GTA V na każdą generację konsol?
Zmieniłem zdanie. Zamiast ubijać grę zombie, powinno się sprawdzić ile to może trwać. Proponuję premierę odświeżonej wersji GTA V przez następne 30 lat i skrupulatne dokumentowanie wyników sprzedaży. To będzie jeden z ciekawszych eksperymentów, który pozwoli zrozumieć "gdzie są granice odgrzewanych kotletów". Kto wie, może uda się odkryć coś przełomowego?