Grywalna Quiet w Metal Gear Solid V
Konami tańczy w deszczu.
Zainteresowani wiedzą o sytuacji marki właściwie nawet za dużo. Najpierw były pierwotne (niesłuszne, niestety, ale zrozumiałe, gdy grasz pod naciskiem czasu) zachwyty dziennikarzy, potem huczna premiera, a potem rozpoczęła się era upadku japońskiej legendy. Zwolnienie Hideo Kojimy, sygnały zaniepokojenia od pierwszych graczy, którzy rzeczywiście zdołali ukończyć powtarzalną, wydłużoną jak gdyby w pośpiechu kampanię fabularną, poszarpany, niekompletny scenariusz, zły wydawca próbujący zarobić jeszcze trochę kasy na silniku, naciskając na żałosny spin-off z zombie i przy okazji zabijający większość swoich kultowych IP (chociażby Castlevanię). No i ulubiony hasztag Jima Sterlinga, #fuckkonami. Trudno byłoby przewidzieć, że firma wróci jeszcze do „kompletnego” przecież Phantom Paina. A jednak.
Aktualizacja do „piątki”, pierwsza od niemal roku, poza kilkoma systemowymi rozszerzeniami wprowadza… grywalną Quiet. Można nią co prawda przejmować tylko FOB-y, ale gra oddaje do naszej dyspozycji większość jej unikalnych umiejętności. Superprędkość, superskoki, niewidzialność, wyśmienita ręki do karabinu snajperskiego. I klasyczny już „strój”, którym modelka Stefanie Joosten przebiła się do świadomości graczy. Wcale nie seksistowski, bo przecież został wytłumaczony fabularnie! Oddychanie przez skórę i te sprawy, wiadomo.
Okej. To po co próby resuscytacji trupa ze strony Konami? Niektórzy mają szalone teorie spiskowe. Widzicie, być może powrót do The Phantom Pain ma być taką cichutką zapowiedzią, że firma prawdziwie wraca do kultowej marki. Że na Gamescom przyjadą z jakąś gigantyczną niespodzianką. Oczywiście, iż po premierze głęboko jeszcze wierzyłem, że Metal Gear mógłby funkcjonować bez Kojimy. Reżyser i tak delikatnie odpuścił z tradycyjnie poplątanej warstwy fabularnej w „piątce” (ewidentnie stawiał wtedy na jakość rozgrywki). I wcale nie domknął narracyjnego cyklu. W sadze Big Bossa, jego oddanych fanów i sklonowanych dzieci nadal jest sporo wygodnych dziur. Zresztą zakończenie Fantomowego Bólu również powinno kiedyś zostać pociągnięte dalej. Dwóch protagonistów (albo antagonistów!) miałoby niesamowity potencjał.
Niemniej przez lata straciłem jakąkolwiek nadzieję. Konami woli mobilną Castlevanię, łatki do Bombermana, kryształowe zombiaki w środowisku z recyklingu. Nie wiem, co musiałoby się stać, by przypomnieli sobie, że kiedyś mieli tę branżę w garści.